27 grudnia 2012

8. Jest ostatnie lato


8

Jest ostatnie lato

PIĄTEK, 7 KWIETNIA

Szkoła. Potworność. Kiedy wchodziłem przez główne drzwi, zorientowałem się, że serce bije mi zbyt szybko. Zacząłem się bać, że nie przeżyje tego dnia. Niall zachorował i został w domu, a Liam i Zayn opracowali jakiś wspólny projekt, więc nie było ich w pobliżu. Przez wszystkie przerwy byłem skazany na rozmowę z Joshem, ale interesujemy się zupełnie innymi rzeczami, więc nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. W końcu opowiedziałem mu o ataku serca Marka. Bardzo się starał wyglądać na zainteresowanego.
Potem, na stołówce podszedł do mnie Liam. Zakasłał i zagadnął mnie:
- Hej, jak się masz?
- A co cię to obchodzi?
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Popatrzyłem na niego całkiem oniemiały. Nie sądziłem, że po tamtej kłótni uda nam się pogodzić. Nie jestem nawet pewien, czy nadal chcę się z nim przyjaźnić. Nawet nie patrzył mi w oczy.
- Dowiedziałem się od Josha o Marku Haywoodzie. Jak on się czuje?
Haywoodów poznał kiedyś u mnie w domu.
Nagle zrozumiałem, że przeprosiny Liama są z litości, a nie dlatego, że ich pragnie. Nigdy nie był mi tak daleki – nawet kiedy krzyczeliśmy na siebie.
- Ma się dobrze. Niepotrzebnie się martwisz – odparłem.
Nie mogłem zapomnieć tych wszystkich przykrych rzeczy jakie na mnie wykrzyczał, ani tego, że przeczytał mój list na głos.
- Świetnie. Cieszę się – powiedział.
- Tak. Wszystko w porządku.
Zbliżył się nagle i uścisnął mnie, jakby nigdy nic się nie stało. Był naprawdę wychudzony i taki kruchy. Zaprosił mnie do stolika, ale niedługo po tym jak się przysiadłem, pochłonęła go rozmowa, która wcale nie dotyczyła mnie. Nawet nie zauważył, kiedy odszedłem.

Ponieważ dzień był słoneczny, pomyślałem, że zima ostatecznie odejdzie, ale kiedy wychodziłem ze szkoły, zrobiło się zimno, toteż podczas czekania na autobus prawie zmarzłem. Postanowiłem napisać poemat prozą o słowie „śmierć”.

Śmierć – atramentowy smutek, ona ci się poddaje, zabiera cię do domu i z dala od domu, i czeka na ciebie w ciemnym tunelu, samotny żar, jak ogień, jak strata, jak lepki zapach śmierci w czas upału, i nie ma końca jej oczekiwaniu, cierpliwości, prostemu, zwykłemu uśmiechowi, bierze cię za rękę i prowadzi hen w dal, a ja nie mogę jej zatrzymać, nie mogę wstrzymać śmierci, kobiety czekającej w mroku niczym tancerka z welonami, która niczego nie odsłania, która zabiera cię najpierw powoli, a potem coraz szybciej, a ból śmierci jest niczym w porównaniu z zapachem śmierci w czas upału.


NIEDZIELA, 9 KWIETNIA

Weekend przemknął jak burza. Mama przełożyła lot.

PONIEDZIAŁEK, 10 KWIETNIA

Haywoodowie zadzwonili, żeby powiedzieć, że Mark czuje się lepiej i niedługo będzie mógł wrócić do domu. Cieszę się z tego powodu.
Dziś padał deszcz, więc wszyscy zebrali się na stołówce. Było ciasno, co chwila ktoś potrącał mnie ramieniem. Z Liamem było okej, nawet Zayn nie był taki straszny, chociaż między nami wciąż jest dziwnie. Kenet siedział z nami, wszyscy rozmawialiśmy i tym razem poszło naprawdę fajnie.
Nagle Zayn zaproponował, żebyśmy zagrali w pewną grę. Każdy miał napisać na kartce swoje imię, a potem przesłać ją dalej, by pozostali mogli napisać o właścicielu co myślą. Połowa się skrzywiła i nikt nie chciał się w to bawić, ale w reszcie postanowiliśmy spróbować. Niall wstał i przesiadł się gdzie indziej. Zaraz pożałowałem tego, że nie poszedłem za nim. To co zobaczyłem na kartkach, bardzo mnie zdołowało:

Josh: Jest mądry i spokojny, ale przeważnie zależny.

Kenet: Jest zabawny i energiczny, a także  dobry z angielskiego. Może zbyt chętnie słucha opinii innych. Czasami ogarnia go nagły smutek.

Liam (i to jest najgorsze):  Harry uważa się za lepszego od innych. Myśli, że jest najbardziej inteligentną osobą na świecie i że wie o prawdziwym życiu więcej niż ktokolwiek inny. Potrafi zbyt łatwo krytykować. Jest zapatrzony w siebie, skłonny do płaczu i o wiele bardziej zamknięty w sobie niż kiedyś, ale wiem, że to nie jego wina. Kiedy ma dobry humor, fajnie spędza się z nim czas.

Zayn: Uważam, że jest trochę nudny, ale fajny. Nigdy nie chce robić z nami ciekawych rzeczy i wciąż się czymś martwi. Trudno być z nim w dobrych relacjach. Jest bardzo humorzasty. Emocjonalna kolejka górska! Ale chciałbym go lepiej poznać.

Przez resztę dnia te słowa wypalały dziury w mojej głowie. Niall nie okazywał mi współczucia, kiedy powiedziałem mu jak niektóre z nich mocno mnie zraniły.
- Nigdy nie pytaj ludzi, co o tobie myślą – stwierdził. – Nigdy nie powiedzą tego, co chcesz usłyszeć.
- Skąd wiesz?
- Tak to po prostu jest.
Kazał mi podrzeć kartkę i zapomnieć o niej.
Przez to wszystko zacząłem się zastanawiać jak to jest, że widzę siebie inaczej niż inni ludzie. Nigdy bym nie pomyślał, że jestem wobec nich  zbyt krytyczny. Myślę, że ostatnio doświadczyłem zbyt wiele złego. Kiedy Louis tu był, jestem pewien, że byłem inny. Weselszy. Żałuję, że zagrałem w tę grę.

WOTREK, 11 KWIETNIA

Dziś jest ostatni dzień szkoły przed świętami wielkanocnymi, ale ja nie mam siły się z nim zmierzyć. Będą mówili o przyszłości, a to jeden z tematów, przy których się wyłączam. Przyszłość, przyszłość, przyszłość. Nie obchodzi mnie. Gdybym tylko mógł, cofnąłbym się do dnia przed Tamtym wydarzeniem i zapobiegł wszystkiemu.

Powiedziałem Jay, że źle się czuję. To nieprawda, ale ona nawet nic nie powiedziała. Wzruszyła tylko ramionami i powiedziała, że zrobi mi jajecznicę na toście, po czym przyniosła mi ją z pokrojonymi pomidorami, dokładnie tak, jak lubię. Zdziwiłem się, że pamięta. Potem krzątała się po domu i chyba chciała usiąść obok mnie, ale gromiłem ją spojrzeniem.

Właśnie zadzwonił Niall i zapytał jak się czuję. Powiedziałem, że mam grypę, a potem rozmawialiśmy o szkole, jego życiu i moim życiu. Zacząłem zrzędzić, że przyjeżdża moja mama, i że wcale nie chcę tej wizyty.
- Nie mogę znieść tego, że po tylu miesiącach po prostu się pojawia. Nawet nie przyjechała na święta – powiedziałem.
- No wiesz, a jeśli Jay potrzebuje teraz wsparcia? Może to o nią chodzi – Pomyślałem, że się krzywi, bo na chwilę przerwał. – Chciałem powiedzieć… wiesz, kocha cię i chce pomóc.
- Jasne. Na pewno Jay porosiła ją, by przyjechała, bo ma mnie dość – w tej chwili uświadomiłem sobie, że zachowuję się samolubnie.
- Może ona naprawdę potrzebuje czyjejś pomocy.
- Uważam, że nie powinieneś bronić żadnej z nich.
Nastała niezręczna cisza.
- Okej – powiedział Niall i zmienił temat: – Liam zaprosił mnie na imprezę w piątek.
- Kolejna impreza?
Zapytał:
- Pójdziesz ze mną?
- Nie mogę – skłamałem. – Jay mnie woła. Muszę kończyć.
Odłożyłem słuchawkę i poczułem się dziwnie. Liam uważa mnie za przyjaciela, a jednak mnie nie zaprosił.
Czasami żałuję, że nie jestem o tysiąc mil stąd. I że nie wiodę innego życia z inną rodziną taką jak Haywoodowie czy Horanowie.

ŚRODA, 12 KWIETNIA

Dziś siedziałem na dachu i słuchałem radia. Było bardzo ciepło i pachniało wiosną, która na dobre przezwyciężyła zimę i niosła za sobą lato. Pomyślałem o zeszłorocznym lecie, kiedy Louis wrócił do domu z wymiany. Chodził do świetnej szkoły plastycznej we Francji przez dwa tygodnie. Tak bardzo mu zazdrościłem.
Przypomniałem sobie jak godzinami czekaliśmy na jego powrót. Ja, Anne i Jay. Obserwowaliśmy przechodzenie dnia w wieczór i udawaliśmy, że jesteśmy zainteresowani telewizją. W pewnej chwili mama powiedziała:
- Przestań się wiercić, Harry – A chwilę później dodała: - Z pewnością masz coś do roboty.
Była taka zrzędliwa tylko dlatego, że Jay się martwiła.
Zacząłem wyglądać przez okno, a potem poszedłem po książkę i czytałem tak długo, aż Jay zapiszczała, widząc za furtką swojego syna. Padliśmy sobie w ramiona, i byliśmy tak zajęci wnoszeniem jego bagaży i podawaniem kolacji, że zapomnieliśmy o długim wyczekiwaniu.
Po tym wszystkim co się wydarzyło, chciałbym móc przeżywać każdą minutę tego dnia od nowa. Jak widać czekać na Louis’ego te parę godzin było dużo lepiej, niż czekać wieczność.
Louis zdjął buty, zgarnął pot z czoła i zasiadł przy stole. Przez jakiś czas siedzieliśmy i słuchaliśmy jak opowiada o rodzinie, u której mieszkał oraz jego pracy charytatywnej: pomagał ludziom z lokalnej społeczności oddawać w rysunkach i obrazach ich bolesne doświadczenia. Zawsze znajdował czas na takie zajęcia, w których mógł pomagać innym. Widziałem kiedyś, jak Louis oddaje bezdomnemu kanapkę, którą sobie kupił. Cały Louis.
Patrzyłem jak mówi: jego wargi poruszały się szybko, gestykulował i mrużył oczy. Był taki szczęśliwy. Gdy skończył kolację, poszedł po coś, co chciał nam pokazać. Przytargał plecach, który kupił sobie we Francji i wyjął z niego gałązki. Oznajmił, że chce z tego zrobić drzewo genealogiczne. Moja mama zaproponowała, że może umieścić na pomarańczowych listkach zmarłych członków rodziny. Dla mnie było to zbyt przerażające, ale Louis’emu się spodobało. Obie kobiety poszły po stare albumy Tomlinsonów i zostaliśmy sami. Wtedy Louis mrugnął do mnie i położył mi dłoń na ramieniu. Zapytał, jak się miewam.
- Dobrze. Fajnie, że już jest lato – odparłem, a po chwili poczułem, że coś ciąży mi na sercu i wydukałem: - Tęskniłem za tobą.
- Aww to były tylko dwa tygodnie, Haz.
- Za długo.
Szkoda, że dopiero teraz uświadomiłem sobie, iż dwa tygodnie byłyby dużo lepsze niż wieczność.
- Ja też za tobą tęskniłem – przyznał. – Myślałem o tobie przez cały czas.
Tak wiele chciałem mu powiedzieć, ale nagle się zawstydziłem, bo odkąd zaczął myśleć o swojej przyszłości, nie często rozmawialiśmy. Odwróciłem wzrok, a potem znów się popatrzyłem.
Przysunął się, żeby coś powiedzieć, wtedy jednak wróciła Anne i Jay. Pokazały Louis’emu imiona i nazwiska członków rodziny. Wyjrzałem za okno w nadziei, że da się policzyć gwiazdy na niebie. Nagle poczułem się samotny i wyłączyłem się z rozmowy.
Mama wyłączyła lampy i zapaliła świece. Przypatrywałem się falującym płomykom i cieszyłem się, że Louis jest z nami. Tęskniłem za całym tym hałasem, radosnym podnieceniem i dramatyzmem, które wnosił do naszego domu; za jego dyskretnymi mrugnięciami w moim kierunku, kiedy mama mnie beształa, i za tym, że znał mnie lepiej niż ktokolwiek na świcie.
Louis i Jay wciąż rozmawiali, a mama siedziała i cicho przeglądała zdjęcia. Patrzyłem jak świece się dopalają, przyglądałem się kształtom cieni, a kiedy ostatni płomyk zaczął mrugać, mama powiedziała, że pora iść spać. Louis i Jay jej przytaknęli. Lou był zmęczony: dzień wcześniej do późna szalał ze znajomymi na imprezie. Byłem zazdrosny o ludzi, z którymi był na wymianie, i którzy spędzali z nim czas. I rozczarowany. Chciałem porozmawiać z nim sam na sam, ale Jay zaproponowała gorącą czekoladę. Na ogół żadna z kobiet nie ma czasu, żeby przyrządzić ją dla mnie, więc przez złośliwość omal nie odmówiłem. Poszedłem z filiżanką do łóżka i słyszałem jak Louis rozmawia z kimś przez telefon do późnej nocy. Usnąłem, słuchając jego głosu.
Chciałbym jeszcze kiedyś go usłyszeć.

Obudziłem się w środku nocy. Słyszałem ściszony głos Louis’ego, jakby siedział na łóżku, szepcząc mi do ucha. Okazało się, że rzeczywiście tak jest. Przyszedł do mnie w nocy i powiedział:
- Miałem zły sen.
- Co mogę na to poradzić?
Zastanawiał się długo i był bardzo smutny. Myślałem, że już nie odpowie.
- Mogę tu spać?
- Jasne – odpowiedziałem i przesunąłem się w lewo.
Mimo ciemności, widziałem jego szeroki uśmiech. Potem przytulił się do mnie i jeszcze długo nie mógł zasnąć.
- Żałowałem, że nie zapisałem się na wymianę do Francji – zagadnąłem.
- Ja też żałowałem. Moglibyśmy gdzieś wyjść w wolny dzień, wiesz.
Przytaknąłem i przysunąłem się jeszcze bliżej. Czułem jak motylki tańczą walca w moim podbrzuszu. Nagle Louis sięgnął do mojej twarzy i pogładził kciukiem dolną wargę. Nasze oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, tak więc wyraźnie widziałem każdy jego ruch.
- Kocham Cię – powiedział szeptem.
Nie odpowiedziałem, udałem, że zasypiam.

Wciąż go kocham. Jestem takim idiotą, że nie wyznałem tego tamtej nocy. To była moja ostatnia szansa.
Czuję się, jakbym spadał z ogromnej wysokości, ale nikt nie może mnie złapać.


CZWARTEK, 13 KWIETNIA

Zadzwonił Niall i zapytał, czy czuję się lepiej. Nie chciałem z nim rozmawiać, ale od razu dodał:
- Wiem, że jesteś zły za to, co chlapnąłem o twojej mamie.
- Nie jestem zły.
- Słuchaj, przepraszam cię.
- Po prostu nie mogę teraz o niej myśleć.
- No to w porządku. Ale wiem, że jesteś zły także z powodu Liama. Zgodziłem się pójść, bo myślałem, że wybierzesz się tam ze mną.
- Nawet mnie nie zaprosił.
- No to co? Będzie zabawnie.
Zrobiłem głupią minę i zobaczyłem swoją twarz w lustrze: byłem żałosny i użalałem się nad sobą. Zacząłem chichotać, Niall także.
- Przyjadę po ciebie – zaproponował.
- Mógłbyś wcześniej wpaść do mnie – rzuciłem. – Możemy przecież pojechać autobusem.
- Już myślałem, że nigdy mnie nie zaprosisz.
- Mój dom nie jest zbyt miły…
Nastała chwila ciszy, a potem Niall powiedział:
- Moja siostra uważa, że jesteś uroczy.
- Która siostra? – Byłem zaskoczony.
- Jessie, ta młodsza. – Byłem rozczarowany, bo to Jackie ostatnio ciągle się na mnie gapiła. – Ale nie możesz spotykać się z moją siostrą.
- Naprawdę uważa, że jestem uroczy?
- Nie możesz spotykać się z moją siostrą – powtórzył, śmiejąc się.
Tak bardzo chciałem mu powiedzieć, że nie interesują mnie dziewczyny.
- Kiedy przyjedziesz? – zapytałem.
- Jutro po południu?
Muszę coś zrobić, żeby do tego czasu nastrój w moim domu się poprawił. Może powinienem udawać, że Jay nie ma w domu. Niall nie mógłby jej wtedy poznać. Między mną i Jay jest tyle napięcia. I chociaż wiem, że większość winy leży po mojej stronie, nie jestem w stanie przebywać w jej towarzystwie.

PIĄTEK, 14 KWIETNIA

Przyjechał Niall, powiedziałem mu, że Jay wyszła, choć to nie było prawdą. Siedzieliśmy w moim pokoju, rozmawialiśmy i śmialiśmy się, gdy nagle rozległo się pukanie. W drzwiach stanęła uśmiechnięta Jay. Patrzyła na nas z ufnością.
- Widzę, chłopcy, że dobrze się bawicie – oznajmiła.
Niall wstał i przedstawił się.
- Nazywam się Niall Horan i spotkaliśmy się u mnie w domu w zeszłym tygodniu. Miło znów panią widzieć.
- Witam – odparła. – Cieszę się, że mogę cię poznać. Macie ochotę coś zjeść?
- Nie trzeba, Jay.
Chciałem, żeby wyszła.
- Pozwól, że jednak coś wam przyniosę.
- Nie trzeba. Jedziemy do Liama.
- A co u niego słychać? – zapytała miłym tonem.
Myślałem, że wejdzie i zacznie rozmawiać z nami jak nastolatka, więc wstałem.
- Musimy się szykować. Chodź Niall.
- Może was podwiozę? – zaproponowała.
Milczałem. Niall zaś powiedział:
- Byłoby świetnie. Dziękujemy.
- Ale musimy już się szykować – powiedziałem z naciskiem na ‘już’.
Jay popatrzyła na mnie, a na jej twarzy pojawiło się zrozumienie: pojęła, że nie chcę jej widzieć. Powiedziała, że zaczeka, aż będziemy gotowi i wyszła.
Czułem się fatalnie, wziąłem głęboki oddech i rzuciłem:
- Przepraszam za nią.
Niall wzruszył ramionami.
- Jest naprawdę miła. Powinieneś…
Powstrzymał się od dalszych komentarzy.

*

Gdy Liam otworzył nam drzwi, był bardzo zdziwiony moją obecnością. Na początku wyglądał jak przestraszony jeleń stojący na drodze, którego oślepiają reflektory tira, ale po chwili przybrał wyraz pluszowego misia i wydukał:
- Cześć.
Nagle ucieszyłem się, że przyszedłem. Chciałem porozmawiać z Liamem i pogodzić się z nim. Jest moim najlepszym przyjacielem i bardzo mi go brakuje. Kiedyś tak dobrze się ze sobą bawiliśmy… w trójkę… Razem z Louis’m. Przez chwilę myślałem, że mnie przytuli, ale wtedy pojawiła się jakaś dziewczyna i objęła go w pasie. Pomyślałem, jakby to było, gdyby Louis mnie tak otoczył ramieniem – właśnie w tej chwili. Niektórzy pewnie by się zdziwili, ale nie Liam, bo on dobrze wiedział jak blisko byliśmy.
Nagle poczułem, że między mną a Liamem wyrósł żywopłot – nie mur – o grubych gałęziach i gęstych liściach. Wciąż widziałem przyjaciela, ale nie mogłem go dotknąć. Dziewczyna się uśmiechnęła, a ja poczułem na ciele nieprzyjemny dreszcz. Weszliśmy do środka i dostaliśmy drinki. Czułem się dziwnie, ponieważ nie znałem wielu ludzi; kiedyś ja i Li dzwoniliśmy do nich z zaproszeniami. Kim oni wszyscy są?
Na środku pokoju stał Zayn i zbyt głośno mówił. Z pewnością był już pijany. Przez chwilę gadałem z Joshem i starałem się nie być „zależny”. Na szczęście zadzwonił mu telefon, więc mogłem odejść. Robiło się późno, dom był pełen ludzi. Wyobraziłem sobie, że leżę na podłodze, krwawię, moje kończyny są powykrzywiane pod przedziwnym kątem, a ja usiłuję nabrać powietrza w płuca, bo chwilę wcześniej ktoś po mnie przeszedł. Wziąłem głęboki oddech i starałem się myśleć o kimś innym. Zastanawiałem się co teraz robi mama Liama.
Chciałem iść do łazienki, ale ta na dole była zajęta. Poszedłem więc na górę, chociaż Liam położył na schodach płaszcze, żeby nikt tam nie wchodził. Korytarz na piętrze był ciemny. Szedłem na palcach, przypominając sobie, że jeszcze w zeszłym roku czułem się tutaj jak u siebie. Teraz to już nie był ten sam dom; był zupełnie obcy, w ogóle mi nie znany. Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek.
Podskoczyłem.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział szeptem nieznajomy.
- Kim jesteś? – wydusiłem.
- Chciałem się po prostu wyrwać.
Stał w ciemnościach, więc nie mogłem go rozpoznać.
- Gdzie jest Liam? – spanikowałem.
Wydawało mi się, że wzruszył ramionami.
- Chodź, porozmawiaj ze mną chwilę.
- Nawet nie wiem kim jesteś!
Pomyślałem, że chłopak musi być naprawdę wstawiony, bo w ogóle nie odpowiadał na pytania, śmierdział alkoholem i wciąż szeptał, przez co nie mogłem rozpoznać głosu.
- Harry, mówię poważnie. Chcę cię lepiej poznać.
Zastanawiałem się, skąd to znam.
- Gdzie jest światło? Czy możesz włączyć światło?
- Nie ma go tutaj, prawda? – zapytał.
- O kim mówisz? Wracam na dół.
Zbliżył się do mnie. Poczułem zapach płynu do golenia.
- Nie bądź taki – szepnął.
- Powinienem iść.
- Nie odchodź – ścisnął mocniej mój nadgarstek.
- Puść – powiedziałem, nie poznając własnego głosu.
Wtedy mnie pocałował, a ja byłem zaskoczony. Nie. Tak naprawdę, byłem przerażony. Czułem na swoich policzkach zarost, ale wciąż nie mogłem odgadnąć kim jest nieznajomy. Przez chwilę wydawało mi się, że całuję Louis’ego, więc stałem w jednej pozycji, ale zaraz potem zorientowałem się, co się dzieje i odepchnąłem chłopaka. Trzymałem sztywno ręce na jego klatce piersiowej. Nie pozwoliłem sobie na niego spojrzeć. Odszedłem szybkim krokiem, i gdy skręcałem w stronę schodów usłyszałem jak woła:
- Harry!
Wtedy rozpoznałem jego głos i nie mogłem uwierzyć, że znów ze mną flirtował. Ale tym razem posunął się dalej.
Znalazłem się na dole i usiadłem obok Niall’a, który podał mi piwo. Rozmawiał z dwiema dziewczynami. I było tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Potem Niall wstał i powiedział, że musimy jechać. Wyszedłem z nim, po raz ostatni rozglądając się za Zaynem, by upewnić się, że na pewno go tu nie ma.
W taksówce nie mówiłem zbyt wiele, Niall zapytał więc, czy wszystko w porządku.
- Po prostu jestem zmęczony – odparłem.
- Naprawdę przykro mi za te słowa, które powiedziałem o twojej mamie i Jay. Nic mi do tego.
- Nawet o tym nie pomyślałem.
To była prawda. Nie myślałem o mamie, ani o Jay. W tym momencie zapragnąłem, żeby w tej taksówce jechał ze mną Louis i żeby to on zapytał, czy wszystko jest w porządku. Opowiedziałbym mu o Zaynie, Liamie, miłych chwilach spędzonych z Niall’em oraz o tym jak bardzo cierpię i jak bardzo mi go brak. A on doradziłby mi, co robić.
Musiałem się odwrócić od Niall’a, by nie widział moich łez.


3 komentarze:

  1. o żesz w mordę, ja pierdziele. co tu się dzieje?
    Zarry?! :DD wiesz, że to lubię, ale co z Louis'em? hmm?
    to skoro Louis nie będzie żył [ czego jeszcze nie wiem ], to Harry może zwróci uwagę na Zayn'a? tak dobrze im się rozmawiało, chce go poznać do diaska! ohh. spokojnie... < wdech > < wydech >

    Harry denerwuje mnie swoim zachowaniem, gdy myśli o/ jest z Jay.
    to ona coś zrobiła?
    cholera! ja już tu wymyślam wszelkie domysły, bo nie wiem o co cho! dowiem się w końcu?! dodawaj tej 9. bo chcę wiedzieć co tam się stało....

    ohh. nie no. proszę. Zarry or Larry XDD
    ale w końcu to opowiadanie o Larry'm... zobaczymy : DD

    OdpowiedzUsuń