12
A on wciąż
jest ze mną
Niewidoczny w
jasności
NIEDZIELA, 4 CZERWCA
Wróciłem ze spaceru. Robin i mama siedzieli razem i oglądali zdjęcia.
Przysunąłem się do nich. Na fotografiach mama miała może dziewiętnaście lat,
przytulała się na motorze do mojego taty i właściwie wyglądali na szczęśliwych.
Zapytałem:
- Kiedy się poznaliście? Ty i tata.
Mama zerknęła na Robina i uśmiechnęła się do mnie.
- Chodziliśmy ze sobą w szkole. Pojechaliśmy motorem do Kalkuty, gdy
mieliśmy po dwadzieścia jeden lat.
Byłem tak zdumiony, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Nigdy o tym nie
opowiadała. W ogóle nie wiedziałem, że mama była w Indiach. Teraz pokazała mi
swoje zdjęcia z tych szalonych i pięknych miejsc. Żałowałem, że Robin jest z
nami, ponieważ po raz pierwszy od dawna poczułem bliskość między mamą i mną.
Ale on był tutaj i właśnie opowiadał, jak to nie miał pieniędzy i sypiał na
poboczach dróg. A potem ze szczegółami opisał dzień, kiedy okradli go w Nepalu.
Chciałem na nich nakrzyczeć i zapytać, dlaczego nie ma z nami Jay. Ale tylko
słuchałem i oglądałem zdjęcia. W końcu jednak wypaliłem:
- Dlaczego tata wniósł wniosek o rozwód?
Mama popatrzyła na mnie błagalnie. Najwidoczniej nie chciała rozmawiać
o tym przy Robinie.
- Tata miał kochankę.
- Nie prawda – zaprzeczyłem.
- Harry.
Zamilkłem, nie chcąc być złośliwym.
- Gdzie jest Jay? – gwałtownie zmieniłem temat, a mama spojrzała na
mnie z wdzięcznością.
- Pojechała z Katherine na zakupy.
- Kim jest Jay? – wtrącił się Robin.
Miałem ochotę przyłożyć dłoń do ust mamy, by nic nie mówiła. On nie był
częścią naszego życia i nie musiał nic wiedzieć.
Ale mama powiedziała:
- Jay jest mamą Louis’ego.
Pierwszy raz usłyszałem, że mówi to na głos. Że powiedziała „jest”, a
nie „była”, i że wypowiedziała jego imię. Ścisnęło mnie w żołądku. Już miałem
coś dodać, ale wtedy zadzwonił mój telefon. To był Liam z pytaniem, czy nie
przenocowałbym u niego z piątku na sobotę. Mimo że ostatnio oddaliliśmy się od
siebie, wiedziałem, że muszę mu pomóc z tą całą bulimią, więc się zgodziłem.
Chciałem zapytać, jak się czuje, ale bardzo się śpieszył. Kiedy się
rozłączył, mama zerknęła na zegarek i powiedziała, że wychodzi teraz z Robinem
na spotkanie z przyjaciółmi. Nie było już czasu na pytania. Popatrzyła na mnie
jakby w poczuciu winy, przepraszająco, ale uśmiechnąłem się, żeby wiedziała, że
nie mam nic przeciwko jej wyjściu.
Leżę teraz, usiłuję sobie wyobrazić mamę i Robina z przyjaciółmi w
pubie, ale w ogóle mi się to nie udaje. Nie pamiętam, jak wygląda Robin,
chociaż widziałem go dopiero przed chwilą.
Nie chcę iść jutro do szkoły. Mam lekcję plastyki. Żałuję, że wybrałem
ten przedmiot. Jestem najgorszym artystą na świecie.
CZWARTEK, 8 CZERWCA
Mama namówiła mnie, żebyśmy zaraz po szkole poszli razem na zajęcia z
boksu. Nigdy wcześniej o tym nie wspominała, ale chciałbym, żebyśmy spróbowali
tego razem. Zgodziłem się pod warunkiem, że zabierzemy Jay. Pomyślałem, że to
będzie dobre dla nas wszystkich.
Poszliśmy więc, a kiedy mama, starając się być miła, powiedziała „cześć”
do innych kobiet stojących w źle oświetlonej sali gimnastycznej, zrozumiałem,
że była tu już wcześniej. Przyszedł instruktor, potężny mężczyzna o imieniu
Wayne. Dał nam ogromne rękawice i pokazał kilka ruchów.
Mieliśmy się dobrać w pary i uderzać w partnerkę – no, nie do końca w
partnerkę, ale w czerwoną miękką tarczę, którą trzymała. Ja ćwiczyłem z Jay,
która wyglądała na naprawdę skupioną. W pewnym momencie nawet się zaśmiała.
Chciałem być dla niej drugim Louis’m, choć przez te parę chwil. Żeby ona też poczuła
się lepiej.
Było bardzo zabawnie.
Potem, jadąc samochodem do domu, nagle tak bardzo zapragnąłem, żeby
towarzyszył nam Louis, aż rozbolało mnie serce. Odwróciłem głowę i wyjrzałem
przez okno na mijane ciche ulice.
PIĄTEK, 9 CZERWCA
Napisałem list do Eleny Sammerfield z Bowood Road 18. Przeprosiłem, że
zawracałem jej głowę. Kiedy skończyłem, poszedłem wysłać ten list i poczułem
ogromny przypływ szczęścia. Tak dawno nie byłem szczęśliwy, że ledwie
rozpoznałem to uczucie, ale zaraz potem znów poczułem się winny. I zakłopotany.
Właśnie jadę do Liama. Podwiezie mnie Robin. To miłe.
Kiedy przyjechałem do Li, w domu był jego przyrodni brat. Zaciągnął
mnie do pokoju gościnnego, zanim Liam zdążył zauważyć, że już jestem.
- Co się dzieje z Liamem? – zapytał. – Wygląda potwornie.
Nie miałem zamiaru niczego mu wyjawić – byłbym nielojalny – zmieniłem
więc temat i powiedziałem:
- Nie miałem pojęcia, że jesteś w domu.
- Harry, on jest taki chudziutki.
Wlepił we mnie wzrok.
- Wszystko z nim w porządku.
- Dzieje się coś złego, na pewno o tym wiesz.
- Już nie jesteśmy ze sobą tak blisko jak kiedyś – odparłem.
- Harry – błagał.
Wyglądał na tak załamanego, że musiałem mu powiedzieć. Starałem się to
zrobić delikatnie.
- Myślę, że Li jest bulimikiem.
Przez chwilę milczał.
- To znaczy, że wymiotuje po jedzeniu, tak?
Przytaknąłem.
- Dlaczego nic nie zrobiłeś? Nie powiedziałeś?
- Dopiero niedawno to zauważyłem. Byłem, jak by to powiedzieć,
nieobecny.
Cofnął się, odwrócił wzrok i powiedział:
- Bulimia. Na pewno?
Nagle zobaczyłem, że Liam stoi za jego plecami. Po jego policzkach
spływały łzy. Wiedziałem, że wszystko słyszał.
- Nie wiem, co robić – szepnął.
Brat podszedł do niego i mocno go przytulił. Usłyszałem, jak mówi:
- Pomogę ci, Li. Powiedz tylko jak. – Puścił ją. – Porozmawiajcie
oboje. – I wyszedł z pokoju.
W całym moim życiu nigdy nie czułem się tak niezręcznie.
Patrzyliśmy z Liamem na siebie. Miałem wrażenie, że miedzy nami płynie
rzeka o wartkim nurcie.
Wreszcie Li powiedział:
- Przykro mi z powodu Louis’ego.
Przełknąłem ślinę.
- Naprawdę mi przykro. Nie umiem sobie wyobrazić, co tam przeżyłeś.
Trudno nawet w to uwierzyć. Musisz być wściekły na terrorystów, czy pedofilii.
Napatrzyłeś się na tyle potworności, a ja byłem wobec ciebie taki wredny.
Wszystko jest strasznie pochrzanione.
- Cały czas za nim tęsknie – powiedziałem. – Pamiętasz, jak zawsze mną
dyrygował? Ciągle mówiłem, że go nienawidzę.
- Nieprawda. Kochałeś go i mówiłeś o tym.
Znów przełknąłem ślinę i wyznałem:
- Chciałbym się nie bać cały czas. I nie być tak wściekły.
Li powtórzył:
- Nie umiem sobie wyobrazić, co tam przeżyłeś. – Wziął głęboki oddech.
– Żałuję, że nie byłem lepszym przyjacielem. Nie wiedziałem, co robić.
- Nie ułatwiałem ci tego. Nie umiałem nikomu opowiedzieć o tym, co się
wydarzyło. Nie chodziło o ciebie. Przepraszam. Naprawdę. – Podszedłem i
przytuliłem się do niego. Postanowiłem nigdy nie mówić mu o Danielle.
Zrozumiałem, że czasami nawet najlepsi przyjaciele nie muszą wiedzieć o sobie
wszystkiego.
Zapytał:
- Dobrze się teraz czujesz?
Wzruszyłem ramionami.
- Niezupełnie. Chcę, żeby było dobrze, ale nie jest. – Zamilkłem na
chwilę. – Prawdopodobnie jeszcze długo będzie źle. Po świętach wielkanocnych poszedłem
do domu, w którym kiedyś mieszkał Louis.
- Gdzie to jest?
- Na Bowood Road. Nieważne. Nawet nie wiem, dlaczego ci to mówię.
- Jak tam było?
- Dziwnie. Nie mam pojęcia, dlaczego tam poszedłem. Myślę, że chciałem
coś zrozumieć. Dowiedzieć się, jakie było jego życie dawniej.
- Rozumiem – odparł.
- Li, wiem, co się z tobą dzieje, podsłuchałam ciebie i Josha w
łazience. Zmuszaliście się do wymiotów.
- O Boże. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie umiałem poradzić
sobie z tym, co zeszłego lata przydarzyło się tobie i Louis’emu. Mama także
przestała kontrolować picie. A potem uświadomiłem sobie, że podobają mi się
chłopcy. Nie wiedziałem, co z tym wszystkim zrobić, a potem zacząłem tracić na
wadze. Poczułem się lepiej, dobrze wyglądałem i do pewnego stopnia odzyskałem
kontrolę nad wszystkim. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Wziąłem głęboki oddech.
- Jesteś gejem?
- Tak.
Potem nastała cisza. To usprawiedliwiało zamiłowanie Liama do
dziewczęcych czynności. Był tym wrażliwym typem homoseksualisty.
- Nie wiem, co robić – przyznał się Liam.
- Mogę ci pomóc.
- Nie. Myślę, że potrzebuję fachowej pomocy.
Poczułem, że wszystko wokół zaczyna wirować.
- Ja też – powiedziałem. – Chodziłem na spotkania z terapeutką Londie,
ale doprowadzała mnie do szału. Ostatnio zacząłem terapię z kimś innym, bo żyję
w jakimś obłędzie. Mam ataki paniki. Przez cały czas. – Usiadłem na sofie. –
Jak to się stało, że oboje znaleźliśmy się w takich tarapatach?
- Mów za siebie – zażartował.
Jego słowa wydały mi się tak zabawne, że zacząłem się śmiać. Liam
usiadł obok mnie.
- A jeszcze w zeszłym roku byliśmy sobie tacy bliscy. No, może nie tak
jak ty i Louis.
- Nikt go nie zastąpi.
Może to nie brzmi zabawnie, kiedy o tym piszę, ale on się śmiał, ja
także, a potem obaj zaśmiewaliśmy się do łez. Na to wszedł brat Liama i
powiedział:
- To wcale nie jest śmieszne. – Ale my skręcaliśmy się ze śmiechu.
Uśmiechnął się i pokręcił głową. – Później z wami porozmawiam.
WOTREK, 13 CZERWCA
Mam za dużo lekcji do odrobienia. Niall mówił, że w Kanadzie wakacje
zaczynają się wcześniej. Nie mógł uwierzyć, że przed nami jeszcze tyle tygodni
szkoły.
PIĄTEK, 16 CZERWCA
Przez cały tydzień w szkole było nudno. Mama powiedziała, że jedziemy
na noc do Haywoodów. Robin też z nami jedzie. Powiedziała mi to dwukrotnie, a
Jay milczała. Ona chyba też za nim nie przepada.
Chciałem zapytać mamę, gdzie Robin będzie spał; czy zamierza spędzić
noc w jej pokoju? Co się między nimi dzieje? Ale nie mogłem spojrzeć jej w
oczy.
NIEDZIELA, 18 CZERWCA
Chyba przyjechaliśmy za wcześnie, bo kiedy Katherine otworzyła drzwi,
wciąż miała na sobie fartuch.
- Wchodźcie, wchodźcie – powiedziała, wycierając ręce. Najpierw
uścisnęła Robina, a dopiero potem mnie i Jay. – Tak się cieszymy ze spotkania z
tobą, Rob.
Później mnie przytuliła i szepnęła mi do ucha:
- To dobry człowiek.
Odsunęła się i przesłała mi to znaczące
spojrzenie. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że dorastam, ktoś sprawia, że
znowu czuję się jak dziecko. Katherine jest taka denerwująca. Pisnęła, jakby
ktoś nadepnął jej na stopę, i łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Mocno
utuliła mamę.
Cieszyłem się, że mogę iść do pokoju Lucka. Siedział na łóżku, czerwony
na twarzy, i chlipał.
- Zerwaliśmy ze sobą. Wydawało mi się, że nie kocham Kiji, więc
rzuciłem ją i całowałem się z jej koleżanką. – Wybuchnął płaczem. – Ona już do
mnie nie wróci. – Popatrzył na mnie, zawstydzony. – Boże, przepraszam, że wciąż
mówię o sobie, podczas kiedy ty tyle przeszedłeś. Zachowuję się jak dziewczyna.
- Nie szkodzi. Rozmawiałeś z nią? – zapytałem.
- Nie odbiera telefonu. Nie mogę nawet pisać bloga, taki jestem nieszczęśliwy.
Ucichł i bawił się kołdrą.
Do pokoju wpadły z wrzaskiem bliźniaczki.
Molly krzyczała:
- Masz wszy!
- Wynocha! To jest mój pokój! – darł się Luck.
Wszedł Mark, aby ich wszystkich uspokoić. Zapadła cisza, bo
pomyśleliśmy, że dostanie ataku serca i jeszcze umrze. Przynajmniej ja tak
myślałem. Potem bliźniaczki wybiegły.
Luck rzekł:
- Tato, przepraszam. – A potem zwrócił się do mnie. – Może dołączymy do
reszty?
Pokiwałem głową i poszliśmy do kuchni, gdzie mama, Jay i Katherine
próbowały nauczyć Robina jak się robi pieczeń.
Jay była najwyraźniej szczęśliwa – nie szaleńczo, ale trochę bardziej
niż do tej pory. Miałem ochotę rozpłakać się jak na filmie, w którym po serii
smutnych wydarzeń dzieje się coś wesołego. Uśmiech Jay był dla mnie
najpiękniejszą rzeczą na świcie. Właśnie w tej chwili.
Mama też była radosna, ale nie potrafiłem się z tego cieszyć. Czuję się
dziwnie od kiedy przyjechał Robin. Przypadkiem podsłuchałem jak mama mówi
Katherine, że na razie są tylko przyjaciółmi.
Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Czy powinienem go polubić?
Ledwie go znam. Od bardzo dawna nie widziałem mamy takiej wesołej. Wiem, że
powinienem być miły dla Robina, ale on czasami robi coś, co mnie denerwuje. Na
przykład kładzie rękę na jej ramieniu, chociaż na pewno wie, że w moich oczach
wygląda to dziwnie. I czy Louis pasuje teraz do tego obrazka? Nigdy nie poznał
Robina i nie jest częścią tej nowej rodziny, w której Jay zostaje na boku. Czy
w ogóle jesteśmy nową rodziną? Czy mama kocha Robina? A może rzeczywiście tylko
się przyjaźnią?
Chciałbym móc porozmawiać z Louis’m, ponieważ…
Tak po prostu.
ŚRODA, 21 CZERWCA
Dostałem właśnie esemesa od Zayna. Niewiarygodne. Zwierzył mi się. Na
wstępnie przeprosił za swoją głupotę, a potem wyjaśnił, że był na drodze w odnajdywaniu
siebie. Napisał, że to iż mu się podobam, było kłamstwem i tak naprawdę od
dawna jest zakochany w Liamie.
Przez ostatni czas działo się z nim wiele dziwnych rzeczy. Jak wyjaśnić
noc z Danielle? Nie wiem co myśleć. Czy w ogóle do niej doszło, czy Josh
zmyślił to, bo jest złośliwy? Moim zdaniem Zayn był zazdrosny i mógł zabrać ją
gdzieś, żeby nie mogła spotkać się z Liamem.
Już sam nie wiem.
PIĄTEK, 23 CZERWCA
Między lekcją plastyki i angielskim Liam powiedział mi, że zamierza
zerwać z Danielle.
- Ona wcale nie jest taka fajna, Harry. – Przełknąłem z trudem ślinę. –
Dowiedziałem się, że mnie zdradziła z jakimś obcym chłopakiem, ale wcale się
tym nie przejmuję. Pamiętasz? Jestem gejem.
Zapytałem:
- Na pewno wszystko okej?
- Nawet jej tak bardzo nie lubiłem. Nie wiem. Nie wierzę już nikomu.
- Jest ci przykro? Myślałem, że wolisz chłopców.
- Bo tak jest, ale ona była moją przyjaciółką i fajnie spędzało się z
nią czas.
- Nie wierzę w to, że cię zdradziła.
- Ja też nie – przyznał.
Zamilkliśmy na długą chwilę.
- Więc co zamierzasz?
Wzruszył ramionami i powiedział:
- Mam kogoś na oku.
Uśmiechnąłem się do niego i miałem wrażenie, że to sprawiło, iż poczuł
się dużo lepiej. Przeszliśmy powoli przez całą długość korytarza i nagle Li
zagadnął:
- Mam jutro wizytę u lekarza.
Nie odpowiedziałem, ale ucieszyłem się, bo zrozumiałem, że chęć
szukania pomocy to duży krok ze strony Li. Kiedy szliśmy dalej, pogrążeni w
rozmowie, poczułem, że jest jak dawniej. Jednak nie do końca. Nie jestem nawet
pewien, czy jeszcze tak może być. Ale chyba już się tym nie przejmuję. Mam
nadzieję, że Liam wyzdrowieje.
I ja też.
PONIEDZIAŁEK, 27 CZERWCA
Skończyłem odrabiać lekcję i leżałem w pokoju. Jay weszła do mnie z
plecakiem – tym, który Louis przywiózł z tamtego dnia dwa lata temu, w
przeddzień jego porwania. Usiadłem i spojrzałem na nią. Wyciągnęła z plecaka
cienkie gałązki, a ja po chwili przypomniałem sobie, że miały służyć Louis’emu
do wykonania projektu drzewa genealogicznego.
Wydawało mi się, że patrzę na Jay całe wieki, ale minęły chyba tylko
dwie sekundy.
- Będzie nabożeństwo żałobne – rzekła. – Poproszono mnie, żebym coś
powiedziała. Chcę wykonać ten projekt i proszę cię, żebyś mi pomógł.
Te słowa zabrzmiały tak, jakby Jay je wcześniej przećwiczyła.
Zrozumiałem, jak bardzo się stara. Jak niesamowicie się stara! I że
teraz ja także muszę spróbować. Powiedziałem lekko łamiącym się głosem:
- Przecież Louis nie zginął w metrze.
- Tak, wiem. Ale jego zaginięcie miało miejsce w tym samym dniu.
- W jaki sposób miałbym ci pomóc?
- Pomyślałam, że moglibyśmy wykonać ten projekt razem.
Milczałem dłuższą chwilę.
Jay spuściła wzrok. Widziałem, jak traci nadzieję.
Popatrzyłem na łamliwe gałązki, które wyciągnęła z plecaka, i
zapytałem:
- Jak to zrobimy?
Spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła.
- Nie wiem, może powinniśmy zrobić to tak, żeby go w jakiś sposób
przybliżyć. Ale jeszcze nie wiem jak.
Miałem ochotę się rozpłakać, wielką ochotę, ale połknąłem łzy.
- Możemy z tych gałązek ułożyć drzewo, a potem pokolorować papierowe
listki i napisać na nich, jaki był Louis.
Jay przytaknęła.
Zaczęliśmy układać listki od dołu ku górze. Nie było to tak piękne
drzewo, jakie z pewnością stworzyłby Louis, pewnie nawet nie było artystyczne,
ale za to kolorowe.
- Spodobałoby się Louis’emu – powiedziała, wieszając fioletowy listek.
– Tu można napisać: szlachetny.
- Potrzeba nam listka, na którym moglibyśmy napisać: zabawny. Bo on był zabawny.
Jay pomyślała chwilę i pokiwała głową.
Kilka listków pomalowałem na pomarańczowo. Podniosłem jeden i rzekłem:
- Chcę, żeby ten przypominał o chwili, kiedy na plaży w Grecji Louis
trzymał mnie za rękę.
Kobieta się zgodziła.
A ja tylko wyrzuciłem z siebie:
- Tęsknie za nim.
Jay zaczęła płakać; łzy zwyczajnie płynęły strumieniem z jej oczu.
- Ja cały czas za nim tęsknie – wyznała. – Przy każdym oddechu myślę o
nim. Jak mogłoby być inaczej? Ale to nie znaczy, Harry, że nie myślę o tobie
czy o tym, przez co przeszedłeś. I co widziałeś. Chciałabym móc uwolnić cię od
tych obrazów, żebyś poczuł się lepiej, ale nie potrafię. Nie umiem cofnąć tego,
co się wydarzyło. Ani stanu, w jakim byłam. Przepraszam.
Patrzyła na mnie, a jej oczy błyszczały złotem. Nigdy wcześniej tego
nie widziałem.
- Harry, nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że byłoby lepiej,
gdybyś to ty znalazł się na miejscu Louis’ego. Ani razu tak nie pomyślałam.
Odparłem:
- Wiem. Ale zawsze czułem, że jestem tym gorszym. Wszyscy tak go
podziwiali.
A potem, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa więcej, odwróciłem się,
żeby napisać coś na pomarańczowym listku.
Jay mówiła dalej.
- Przez te dziesięć lat zdążyłam pokochać cię jak własnego syna. I
kochałam was tak samo. Zawsze tak było. Wyobraź sobie, że tamtego dnia mogłeś
zginąć. Ileż razy myślałam, jak potwornie byłoby stracić was oboje. – Otarła
łzy. Potem wycięła największy listek i powiedziała: - Na tym listku możemy być
my. Ja, ty i twoja mama.
- Tak… mama. – Wstrzymałem oddech. – Jay, jeśli chodzi o Robina, staram
się być miły, ale przyzwyczajenie się do niego zajmie mi trochę czasu. Będzie
mi trudno… Co o nim myślisz?
- Robin teraz bardzo wspiera twoją mamę. Nie myśl, że skoro wyjechała,
przestała się martwić. Było jej tak ciężko jak nam. Robin to dobry przyjaciel,
i tyle. Jest w niej zbyt wiele smutku, żeby mogło zdarzyć się coś więcej.
- Ja przez cały czas jestem smutny. Miewam ataki paniki. Sprawiają, że
czuję się tak, jakbym umierał. Myślisz, że on też to czuje? Mam na myśli
porwanie.
- Och, Harry.
- Wciąż o tym myślę. Krew, wrzaski, panika, płomienie i jego brak.
Jay pokiwała głową i wzięła mnie za rękę. Spojrzałem na nią.
- Twoje oczy zmieniły kolor – powiedziałem. - Mają w sobie drobinki
złota.
- Naprawdę?
A potem siedzieliśmy przez chwilę, trzymając się za ręce.
CZWARTEK, 29 CZERWCA
Dziś wybrałem się z Niall’em i Kenetem do sklepów po coś ładnego dla
mamy i Jay. Kenet jest niesamowity, jeśli chodzi o znajdowanie wyprzedaży.
PIĄTEK, 30 CZERWCA
W szkole rozmawialiśmy o egzaminach i naszej przyszłości. Może zostanę
lekarzem. Nie, chyba nie zniósłbym widoku takiej ilości krwi. Mógłbym być
psychologiem szkolnym, psychiatrą albo psychoterapeutą, kimś, kto pomaga
ludziom. Może bym się w tym sprawdził. Powinienem popracować nad umiejętnością
słuchania innych. I poprawić się w nauce. W tym semestrze nie mam zbyt dobrych
ocen, chociaż zacząłem się starać, ponieważ boję się przyszłego roku. Muszę
wiele nadgonić.
Wróciłem do domu, odrobiłem lekcje i usiadłem przed telewizorem. Jakiś
ptaszek stuknął głośno w nasze okno. Wybiegłem na zewnątrz. Biedny mały Wróbel
leżał na trawie, nie mogąc złapać tchu. Uklęknąłem i wziąłem go w dłonie.
Szarpał się i trzepotał ze strachu, ale chciałem go obronić przed kotką, która
krążyła nieopodal. Po chwili zerwał się i zrobił kilka kroczków. A potem
odleciał.
Poszedłem poszukać mamy.
- Może poszłybyśmy pod drzewko pamięci?
- Chcesz? Kiedyś cię o to pytałam, ale wtedy nie chciałeś iść ze mną.
Pokiwałem głową.
- Teraz chcę.
Wyjęła kluczyki z kieszeni.
- Jedźmy więc.
Drzewo pamięci znajduję się na niewielkiej górze oddalonej od
Islington. To dąb posadzony parę lat temu przez tatę Louis’ego. Miał
symbolizować coś szczególnego i dwa lata temu Jay zadecydowała, że nazwiemy go
Louis – na jego cześć.
Drzewko było jeszcze młode i niewinne. Zupełnie tak jak on. Usiedliśmy
obok i spojrzeliśmy na znicze ułożone naprzeciwko. Nic się nie wydarzyło, a ja
nie czułem się ani dobrze, ani źle. Po prostu cieszyłem się chwilą, tym, że
siedzę razem z mamą i Louis’m – chociaż Louis’ego tu nie było, dla mnie był – i
czas minął.
CZWARTEK, 6 LIPCA
Jutro odbędzie się nabożeństwo żałobne.
PIĄTEK, 7 LIPCA
Ustawiliśmy drzewko z listkami na tylnym siedzeniu samochodu, a ja
usiadłem obok. Pojechaliśmy na nabożeństwo. Prowadził Robin, obok niego
siedziała mama, a obok mnie - Jay.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, kręciło mi się w głowie. Wokółstałomnustwoludzi. Mama poszła
postawić drzewko przy scenie. Wtedy do mikrofonu podeszła starsza pani i
zaczęła wyczytywać nazwiska osób, które zginęły w wybuchu bomby. Gdy doszła do
samego końca, wyczytała Louis’ego, jako porwane dziecko. Myślałem, że zemdleje.
Nagle zobaczyłem wysokiego mężczyznę, rozpoznałem go i wszystko do mnie
wróciło: to był ten, który pomógł mi wydostać się z tunelu. Miał na policzku
biegnącą aż do oka bliznę. Trzymał w ręce czerwoną różę.
Podszedł do nas inny mężczyzna. Simon, opiekun Louis’ego z wycieczki do
Francji. Zbliżyła się Jay i powiedziała:
- Witaj, Simonie, miło cię widzieć. – A potem dodała: - Dziękuję, że
przyszedłeś.
- Wszyscy za nim tęsknimy – odparł.
I wskazał grupkę osób z mojej szkoły. Kilkoro z nich płakało.
Pomyślałem, że to cząstka jego życia, i zaczął we mnie wzbierać gniew, ale tym
razem zamiast uwięznąć mi w gardle, wyfrunął w stronę nieba. Odetchnąłem
głęboko, rozluźniłem zaciśnięte w pięści ręce i szeroko rozstawiłem palce.
Uśmiechnąłem się do młodzieży, a oni to odwzajemnili.
Ludzie stojący na podium mówili o terroryzmie i zamachowcach
samobójcach, którzy wysadzają pociągi i autobusy w powietrze. Nie chciałem o
tym słuchać i zastanawiać się, dlaczego to robią, bo niezależnie od tego, jak
często będę o tym myśleć, niczego to nie zmieni. Nie osłabi mojej złości ani
rozpaczy. Później, kiedy politycy skończyli przemawiać, na podium zaczęli
wchodzić bliscy zmarłych, żeby o nich opowiadać. Stałem blisko sceny i
słuchałem.
Wreszcie przyszła kolej Jay. Stanęła przed tymi wszystkimi obcymi
osobami i kilkorgiem dawnych przyjaciół rodziny. Haywoodowie byli razem,
Katherine mocno trzymała się Marka. Luck uśmiechnął się do mnie. Pani Haynes i
pan Bloxam stali z grupką nauczycieli z naszej szkoły i wiedźmowata pani Haynes
ze łzami w oczach skinęła mi głową. Obok nich zobaczyłem Niall’a z Kenetem i
całą jego wielką rodzinę. Niall pomachał mi, to samo zrobiła jego starsza
siostra Jessie. Kawałek dalej Liam przytulał się do Zayna. Uśmiechnąłem się do
nich i odwróciłem do Jay.
Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć, ale słowa chyba uwięzły jej w
gardle, bo tylko wskazała na drzewko Louis’ego i zaczęła płakać. Nie wiem,
dlaczego to zrobiłem, ale zobaczywszy, jaka jest samiutka, przepchnąłem się
przez tłum i stanąłem obok niej. Powiedziałem:
- Mnie i Jay czasami jest trudno uświadomić sobie, że choć zabrakło
Louis’ego, nadal mamy siebie.
Ścisnąłem jej dłoń.
A potem oboje zaczęliśmy opowiadać tym ludziom o Louis’m.
Prawdopodobnie nie było to najlepsze wystąpienie na świecie, ale ja, prawdę
mówiąc, tak je odebrałem.
Na zakończenie rzekłem:
- Chcę jeszcze coś dodać.
Serce mi waliło, ale musiałem przeczytać ten wiersz. Dopisałem jeszcze
jedną zwrotkę i myślę, że teraz jest lepszy.
Gałązki na drzewach
Sterczą ostre i nagie
Z pierścionkami na palcach
I kołtunami we włosach
Srebro zimy
Przydymione od deszczu
Wiedźmy promieni słońca
Znów latają nisko
W kałuży szarości
Jest ostatnie lato
Gdzie nic nie potrafi pływać
I znika mój przyjaciel
Na wiośnie ciąży
To co było
A on wciąż jest ze mną
Niewidoczny w jasności
Popatrzyłem na zebranych. Niektórzy mieli łzy w oczach, inni ocierali
twarze chusteczkami. Spojrzałem na mamę. Wpatrywała się we mnie, a jej oczy
lśniły jak puszczane przez dzieci mydlane bańki.
ŚRODA, 12 LIPCA
Po szkole poszedłem na spotkanie z Koreen. Powiedziałem jej, że Londie
dała mi notatnik i że pisanie w nim mi pomogło, i że właściwie zapełniłem już
wszystkie strony. Koreen obiecała przynieść mi nowy, żebym mógł kontynuować,
ale podziękowałem jej. Sam go kupię.
Rozmawialiśmy jeszcze o atakach paniki, o Louis’m, nabożeństwie
żałobnym i o mamie. Potem zacząłem opowiadać o wybuchu bomby i o tym, jak
wyglądał tamten dzień. Już samo mówienie o tym wywołało atak paniki, ale Koreen
słuchała i czekała, aż skończę. Zrozumiałem, że wszystko jest w porządku i że
nie dojdę do siebie zbyt szybko po tym, co się wydarzyło. To normalne.
NIEDZIELA, 16 LIPCA
Podczas niedzielnego lunchu, który mama przygotowywała przez cały
ranek, sprzeczaliśmy się o to, kto z nas powinien pokroić kurczaka. Robin
wpatrywał się w sufit, udając oczywiście, że go nie ma w pokoju.
Nagle w środku sprzeczki mama powiedziała:
- Wykupiłam dla nas i Jay wyjazd do Włoch na te wakacje. Pojedziemy na
dwa tygodnie.
Po tych słowach się przymknąłem.
Robin nie został zaproszony i nie wyglądało na to, żeby mu było
przykro.
- To ważne, żebyście spędzili trochę czasu razem – stwierdził.
Przez całe dwie minuty bardzo go polubiłem. Ale potem zaczął opowiadać
naprawdę długą historię o jakiejś podróży do Boliwii sprzed pięciu lat, przy
której omal nie umarłem z nudów.
PONIEDZIAŁEK, 17 LIPCA
Niall oznajmił mi dziś podczas lunchu, że na zakończenie roku szkolnego
urządzi nam obu imprezę urodzinową w swoim wspaniałym domu. Już wszystko
przygotował.
CZWARTEK, 20 LIPCA
Ostatni dzień szkoły. Niall zadzwonił, żeby pogadać o imprezie. Kiedy
skończyłem rozmowę, usiadłem w kuchni z mamą, Jay i Robinem. Mama i Jay
powiedziały, że idą na boks, poszedłem więc z nimi kolejny raz. Myślę, że
będziemy tam chodzić co tydzień.
PIĄTEK, 21 LIPCA
Robin kupił mi rewelacyjny T-shirt z napisem: „Geek-Shirt[i]”.
Oczywiście nie miało to być coś złośliwego. Leży na mnie idealnie. Założę ją na
imprezę do Niall’a.
NIEDZIELA, 23 LIPCA
Obudziłem się, kiedy było jeszcze bardzo wcześnie i ciągle ciemno.
Wdrapałem się na dach. W powietrzu czuło się już lato. Pomyślałem o dniu, kiedy
siedziałem tutaj z Louis’m w oczekiwaniu na wschód słońca. I zacząłem tworzyć found poem. Użyłem słów zapisanych w
moim notatniku, czego w zasadzie nie powinienem w tym przypadku robić. Może
pokażę go Jay.
Louis
Okna zgasły
Nic nie widziałem
Patrząc
Trzymałem go mocno
Jest szlachetny
(pomarańczowy
listek)
Ogrom zamknął się cicho
Nagle nie mogłem oddychać
(weź
głęboki oddech)
Gdybym tylko
Mógł wrócić
Gdyby
to miało sens
Trzymałem jego dłoń
Patrzyłem
jak zachodzi słońce
Przez chwilę
Kiedy skończyłem czytać, spojrzałem w górę, gdzie słońce utworzyło na
niebie różowe i niebieskie pasemka. Kiedy tak się przyglądałem, światło na
dachach domów zaczęło migotać, a po chwili stało się ognistą kulą roztopionej
pomarańczy. Zamrugałem. Przysięgam, że przez chwilę widziałem Louis’ego,
siedzącego obok mnie.
PONIEDZIAŁEK, 24 LIPCA
Dzisiaj poszedłem kupić nowy notatnik, bo ten już się kończy. Ma na
okładce mapę świata.
PIĄTEK, 28 LIPCA
Jestem tak roztrzęsiony, że ledwo piszę.
Właśnie wróciłem w połowie imprezy Niall’a. Zapomniałem wziąć ze sobą
coś do spania. Kiedy wszedłem do domu, mama i Robin siedzieli w salonie i
śmiali się, oglądając film. Było naprawdę miło. Zapytałem mamy:
- Gdzie jest Jay?
- U siebie – odparła.
Wszedłem na górę i dostrzegłem, że drzwi do pokoju Louis’ego są
uchylone. Zapukałem i wszedłem do środka. Jay siedziała na łóżku i przytulała
do siebie pluszowego misia, który należał do jej syna. Obok niej leżały dwa
telefony: czarny, z którego korzystała cały czas i pomarańczowy – awaryjny, na
który otrzymywała tylko ważne telefony, i który nosiła ze sobą cały czas. Ale
nie odbierała go od roku. Pamiętam dzień przed wyjazdem mamy, kiedy kazała Jay
go wyrzucić. Pokłóciły się, bo Jay nie traciła nadziei. Stałem wtedy po jej
stronie.
Usiadłem obok. Zacząłem rozglądać się po pokoju i nagle zebrało mi się
na płakanie. Połknąłem łzy. Nie mogłem pozwolić sobie na chwilę słabości
właśnie w tej chwili.
Jay spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale nagle telefon zadzwonił. Sięgnęła po czarny.
- Słucham? Halo?
Telefon nadal dzwonił, pomimo to, że go odebrała. Oboje w przerażeniu
spojrzeliśmy w dół na rozświetloną i tańcującą komórkę. Żadne z nas nie
wiedziało co robić. Nikt nie odważył się odebrać. Muzyka wciąż grała i grała, i
grała. Miałem wrażenie, że zaraz upadnę i ktoś musi mi pomóc.
- Tak? – powiedziała drżącym głosem Jay, przykładając go do ucha.
Oddychała bardzo nierównomiernie i przygryzała paznokcie. W końcu
pisnęła i popłakała się, przykładając telefon komórkowy do piersi.
- Wszystko w porządku? – zapytałem.
Nie mogłem rozpoznać własnego głosu.
Jay bez przerwy łkała, próbując wydusić z siebie jakieś słowo.
- O-oni… p-powiedzieli, że…
- Co powiedzieli?! Co powiedzieli, Jay?!
Ponownie ryknęła, a z jej oczu polało się więcej łez.
- Nie mogę uwierzyć – wyrzuciła na jednym oddechu.
- Boże, Jay! Co ci powiedzieli?!
Kobieta schowała twarz w pluszowego misia i próbowała się uspokoić.
Czułem się zagubiony i zepchnięty. I tak, jakbym w końcu upadł i nie mógł
wstać, a ktoś bez przerwy skakałby po mojej klatce piersiowej, łamiąc żebra.
Gdy się uspokoiła, złapała moją twarz w dłonie i powstrzymała kolejne
łzy.
Potem uśmiechnęła się i powiedziała:
- Znaleźli go.
[i] Geek – z języka
angielskiego: frajer, kujon, maniak.
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję tajemniczej osobie za dostarczenie mi książki „The
worst Thing she ever did” w niemal błyskawicznym tempie :D
Dziękuję A. za to, że wytrwale czytała każdy rozdział i
przeżywała go ;)
I wam, Larry Shippers, Directioners i inni, za to, że po
prostu jesteście i sprawiacie, iż moje życie staje się bardziej kolorowe.
________________________________________________________________________________
Chcesz zadawać pytania postaciom? Dowiedzieć się o czymś, co nie zostało uwzględnione w opowiadaniu? Wystarczy, że przejdziesz na: ASK i zapytasz poprzedzając pytanie (np.): „Harry (Clean Horizon): [treść pytania]” ENJOY!
placze. to bylo piekne, zadne slowa nie opisza tego jak sie teraz czuje.
OdpowiedzUsuńgratuluje, rewelacja
BLAH BLAH BLAH YADA YADA YADA
OdpowiedzUsuńdo końca miałam nadzieję, że Lou się znajdzie!!! i co? i co? i co? ZNALEŹLI SIĘ! jeju, dziękuję Ci < kłania się >
i do tego mam podziękowanie, takie osobiste dla mnie *.*
aż poczułam się ważna..
napiszesz drugą część?! tak? napisz! albo mały dodatek. jeju, jeju, jeju. nie myślałam, że będę to tak przeżywać XD
zastanowisz się nad tym?
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
nie wiem co pisać....
e2U4IJWKYGRLHBRjwenkerkjnRW
7443689NCW U3754FNDC
aż mi się ręce trzęsą. jestem tak bardzo ciekawa, co się stało z Loui'sem, to go zabrał, gdzie, jaki miał w tym cel, jak Harry zareagował jak go zobaczył pierwszy raz, czy się uściskali, czy pocałowali. JESTEM CIEKAWA ICH PIERWSZEGO RAZU. albo czy w ogóle by do niego doszło. bo w końcu nie wiem, jaki mętlik ma teraz w głowie Louis!!
tak dużo pytań, a żadnych odpowiedzi.
cholera... biegnę je zadawać! XD
dziękuję za to opowiadanie ♥
cholera, ktoś się przede mnie wcisnął XD
OdpowiedzUsuńkocham Cię! ;>>
Po raz pierwszy od kiedy czytam to opowiadanie,udało mi się usiąść do laptopa, więc mogę napisać komentarz.
OdpowiedzUsuńJesteś genialna a to jak piszesz jest... Wow.
Wszystkie emocje Harry'ego były tak namacalne, że teraz gdy piszę trzęsą mi się palce a słowa mieszają w głowie. Chciałabym Ci tylko napisać, że to było niesamowite i z chęcią przeczytałabym drugą serię, jak chłopcy próbują naprawić łączącą ich więź. Byłoby to ciekawe i dzięki Twojemu darowi, na pewno wzbudzałoby emocje.
Dziękuję Ci, że to pisałaś, bo było to dla mnie coś w rodzaju zrozumienia niektórych osób; pozwoliłam sobie przelać uczucia Harry'ego w świat realny i dzięki temu lepiej rozumiem niektóre aspekty mojego życia. Wielkie gratulacje i podziękowania za stworzenie czegoś tak niewiarygodnie pięknego . xx
Nigdy nie komentowałam, ale uważnie śledzę Twoje opowiadanie. Teraz muszę powiedzieć, że naprawdę kocham tą opowieść. Jest pisana wspaniałym językiem. Umiem się wczuć w uczucia postaci.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był naprawdę piękny. Harry poukładał sobie swoje sprawy, relacje z innymi ludźmi. Wszystko zaczęło kończyć się dobrze. Na końcu jeszcze 'Znaleźli go'. Wielbię Cię za ten koniec. Wielbię i równocześnie czekam jednak na jakieś wyjaśnienia, szczególnie jeśli chodzi o uczucia Harrego i Lou. Mam taką cichą nadzieję, że teraz wszystko będzie dobrze, że będą nierozłączni, że będą razem, bo Harry naprawdę kocha Lou- widać to w każdym rozdziale opowiadania.
Gratuluję napisania takiego dzieła i czekam na bonus czy cos w jego typie.
Oh God ryczę ; _ ; Wiedziałam, że Lou się odnajdzie, Boże PROSZĘ cie pisz dalej drugą część PROSZĘ nie wytrzymam nie mogę obię wyobrazić co zrobi Harry kiedy Louis będzię w domu czy się pocałują? czy będzie pamiętał Harrego? czy się przytulą? czy najzwyczajniej w świecie niewiem co zrobią ;pp
OdpowiedzUsuńMasz ogromny dar, świetnie przekazujesz emocje...po prostu jesteś ŚWIETNA,NIEPOWTARZALNA.Wiesz,jest masa opowiadań o trudnej treści, skomplikowanych emocjach,ale żadne z nich nie oddaje takiego klimatu.
OdpowiedzUsuńŻycze ci wszystkiego dobrego :>
P.S I tak cholernie się cieszę,że Harry się powoli odnajduje.
xoxo WerQ
omg rycze jak glupia, jedno z najlepszych opowiadan jakie czytałam
OdpowiedzUsuń