11
Na wiośnie
ciąży
To co było
PIĄTEK, 19 MAJA
Dzisiaj wieczorem musiałem wyjść z domu, zadzwoniłem więc do Niall’a i
umówiliśmy się, że do niego przyjadę. Jego tata obiecał podwieźć nas do Camden,
żebyśmy mogli iść na spotkanie poetyckie – on chyba nie wie, że to bar.
- Gdzie się podziewałeś? – zapytał na mój widok.
- Autobus jechał całe wieki.
- Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Znikałeś ze szkoły. Od Wielkanocy.
- Ja tylko… - Przerwałem. – Tylko myślałem.
Jego tata podwiózł nas na miejsce, żartując przez całą drogę. Niall
przyglądał mi się spod oka i gdy tylko wyszliśmy z samochodu, chwycił mnie za
nadgarstek i zapytał:
- Co się dzieje? O czymś mi nie mówisz.
Tak wielu rzeczy nie mówię ludziom. Wyskoczyłem więc z pierwszą, jaka
przyszła mi do głowy.
- Całowałem się z Zaynem.
- O mój Boże – odparł. – I wszystko z tobą w porządku? – Wepchnął mnie
do sali, gdzie usiadłem na sofie i wziąłem głęboki oddech.
Potem kupił mi drinka i zapytał:
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – Wyglądał na zdziwionego. – Harry,
on jest wyjątkowo zły.
- Co masz na myśli?
- Przepraszam, że ci to mówię, ale Kenet dowiedział się od Josha, że on
i dziewczyna Liama… no wiesz, sypiają ze sobą.
- Zayn spał z Danielle? – Zatkałem ręką usta, a żołądek ścisnął mi się
ze złości – Nie.
Ale nagle wszystko nabrało sensu. Nie miał żadnych skrupułów, żeby
całować mnie, dawnego przyjaciela Liama, dlaczego więc nie mógł sypiać z jego
nową dziewczyną, Danielle? Zastanawiałem się, czy to czasami nie Danielle
dzwoniła wtedy, kiedy nie pozwoliłem mu się pocałować. A potem przypomniałem
sobie wymowne spojrzenie jakie rzucił Joshowi, kiedy stałem w kolejce na stołówce.
Boże, byłem tak bardzo zajęty wszystkim innym, że nie zdawałem sobie sprawy co
dzieje się wokół.
- Co? – zapytał Niall. – Nie podobał ci się?
- Podobał – odparłem. – Ale nie tak jak Louis. Wiesz.
Pokiwał głową.
- Jestem idiotą – dodałem.
- To on jest idiotą. Boże, to dlatego się ukrywałeś? Z powodu jakiegoś
kolesia?
- Czy Liam wie o Zaynie i Danielle?
- Nie wydaje mi się. – Niall wziął duży łyk. – Opowiedz mi wszystko.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć.
- Kiedy to było?
Oparłem się plecami o sofę i wziąłem głęboki oddech.
- To głupie. I nic nie znaczyło.
- To było na imprezie, prawda?
- Tak.
- Wiedziałem.
- A potem wpadłem na niego, wracając ze szkoły. O Boże. Znów próbował
mnie pocałować.
- Nie!
Skrzywiłem się.
- Głupota. Prawdziwa głupota.
Pomyślałem o pocałunku Louis’ego.
- Czy z Liamem jest okej? – spytałem.
- Nie wiem.
- On ma wystarczająco dużo kłopotów, żeby jeszcze nim się martwił. A
wracając do twojego pytania, czy to przez Zayna tak się izolowałem, odpowiedź
brzmi: „nie”. To nie o niego chodzi, ale o to, co przydarzyło mi się zeszłego
lata. Dużo myślę o Louis’m.
Niall pokiwał głową.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Jeszcze nie teraz. Dobrze, że mi powiedziałeś o Zaynie.
Niall skinął głową i zmienił temat.
- Kenet przyjdzie tutaj, aby się z nami spotkać. Jest najfajniejszym
chłopakiem w szkole. – Uśmiechnął się. – No, może oprócz ciebie.
I wtedy wszedł Kenet. To zabawne: właściwie nigdy z nim nie
rozmawiałem, a od zeszłego lata nie czuję się dobrze w jego towarzystwie. Nie
oskarżam go – to by było głupie. Obwiniam ludzi, którzy to zrobili, tych
zaślepionych nienawiścią mężczyzn. Ale martwię się, czy nie pomyślał, że go
obarczam winą, bo jest muzułmaninem – chociaż to niedorzeczne. Wiem, że inni
ludzie dali jej się we znaki w zeszłym semestrze, szczególnie Josh. Ja tylko go
unikałem.
Kenet usiadł i powiedział:
- Cześć.
Znowu poczułem to, co zwykle w jego towarzystwie: nie wiedziałem, co
powiedzieć. Nie chcę, żeby i on czuł się źle. Odpowiedziałem: „Cześć”, a potem
zabrakło mi słów. Pomyślałem o tunelu, roztrzaskanym szkle i poczułem suchość w
ustach. Zaczęło mi się zbierać na wymioty.
- Źle się czujesz? – zapytał.
Wzruszyłem ramionami i zacząłem głęboko oddychać.
- Nie wiem. Nie, wszystko w porządku. Kenet, przepraszam. Po prostu…
Popatrzyłem na Niall’a, prosząc go o pomoc.
- On czasami dziwnie się zachowuje.
Kenet pokiwał głową. A potem odwrócił się do mnie.
- Musiało ci być ciężko. Współpracownica mojej mamy też tam była.
- Naprawdę? Czy wszystko z nią dobrze?
Kenet wzruszył ramionami.
- Powiedzmy, że tak. Ale mało brakowało. Niedobrze mi od tego –
powiedział. – Taka przemoc, głupota, okrucieństwo. To musiało być straszne. –
Delikatnie dotknął mojej dłoni. – Nie ma co porównywać, ale dla nas to także
było potworne. Jeden facet podszedł i splunął mi w twarz. Nazwał mnie
terrorystą.
- Boże, to straszne. – Popatrzyłem w jego miłe ciemne oczy.
- Rozumiem, że ludzie są wściekli, ale powinni złościć się na
terrorystów, a nie na takich jak ja. Wolałbym, żeby nie byli tacy ograniczeni.
Skinął głową.
- Wszystko jest takie pochrzanione.
- Nie chciałbym wam proponować weselszych rzeczy… - przerwał nam Niall
– a może właściwie chciałbym. Pomyślałem, że może ty – popatrzył na mnie –
miałbyś ochotę coś dzisiaj przeczytać.
- Gdzie?
- Tam, na scenie. Może to być jeden z twoich wierszy.
Pokręciłem przecząco głową.
- Raczej nie – powiedziałem głośniej, niż zamierzałem.
Niall westchnął dramatycznie.
- Warto było spróbować.
Kenet zapytał mnie o wiersze, które piszę, a ja lekko się zawstydziłem.
Potem on opowiedział nam, jak bardzo lubi śpiewać. A później zaczęło się
wystąpienie jednego z poetów.
Żałowałem, że nie zgłosiłem się do przeczytania wiersza.
Jestem u Niall’a. Zadzwoniłem do Jay i powiedziałem, że jeśli nie ma
nic przeciwko temu, spędzę tę i sobotnią noc u kolegi. Byłem jej wdzięczny za
to, że zdecydowała nie zmuszać mnie do rozmowy z mamą i zgodziła się.
NIEDZIELA, 21 MAJA
Kiedy wróciłem do domu, z kuchni wychodził jakiś mężczyzna. Omal nie
dostałem zawału serca. Już miałem zacząć krzyczeć o intruzach i tym podobnych,
gdy mama zawołała:
- Co zjesz?!
Z tonu jej głosu wywnioskowałem, że nie mówi do mnie.
Był to szczupły mężczyzna, łysy, miał okrągła twarz i nosił okulary.
Wyciągnął rękę i się przedstawił.
- Robin.
Uścisnąłem jego ogromną dłoń, w której moja ręka całkiem utonęła.
Powiedział:
- Tak się cieszę, że cię widzę. Mogłem cię zobaczyć jedynie na
zdjęciach.
- Nie, nie mogłeś.
Szybko wypuściłem jego rękę, jakby nagle zaczęła mnie parzyć.
- Ależ tak. Twoja mama ma dużo albumów.
Mama wyszła z kuchni i aż się wzdrygnęła na mój widok. Próbowałem się
uśmiechnąć, jakby wszystko było zupełnie normalne.
- Robin i ja jesteśmy przyjaciółmi – wyjaśniła. – Przyjechał do nas aż
z Chicago.
Popatrzyła na niego.
- Co on tutaj robi?
- Harry, to jest mój przyjaciel.
Chciałem zapytać: „Czy on został na noc?”.
A mama, jakby czytała w moich myślach, dodała:
- Przyszedł na wczesny lunch.
Nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem się, żeby pójść do siebie.
- Wróć! – zawołała za mną mama. – Zjedz z nami, proszę.
Ale zignorowałem ją i poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na
łóżku. Spodziewałem się, że coś się stanie, ale nic się nie wydarzyło.
*
W końcu zszedłem do kuchni. Kiedy z nimi usiadłem, oboje zamilkli.
Widziałem, że mama chce coś powiedzieć, ale Robin popatrzył na nią, żeby dała
spokój. Westchnęła i nałożyła mi makaronu. Rozmawiali o jakimś profesorze,
którego mama poznała na uniwersytecie. Zdawało się, że rozmowa potoczyłaby się
lepiej, gdyby mnie tam nie było, siedziałem więc cicho i bawiłem się spaghetti.
Zauważyłem żółtą kropelkę oliwy z oliwek na stole. Od kiedy mama zaczęła znów
gotować? Nagle uświadomiłem sobie, że już od jakiegoś czasu nawet Jay gotuje,
tylko ja po prostu z nią nie jadam.
Potem mama powiedziała:
- Robin nie mógł się doczekać, kiedy cię pozna. – I dodała po chwili: -
On podróżuje po całym świecie.
- To prawda – potwierdził mężczyzna.
- Dlaczego go o to nie zapytasz?
- Nie naciskaj – rzekł Robin.
- Ona może robić, co chce – burknąłem.
- Harry, proszę.
- Co? Czego ode mnie oczekujesz? Zachowujesz się tak, jakby wszystko
było w porządku.
Mama zaczerwieniła się i na jej twarzy wykwitły plamy. Przytrzymała się
mocno stołu, aż zbielały jej palce.
- Nie jestem głodny – powiedziałem, wstając.
- Harry, proszę.
Popatrzyłem na mamę.
- Co według ciebie mam powiedzieć?
- Proszę – szepnęła.
Czułem, że Robin na mnie patrzy. Wiedziałem, że chce, żebym usiadł, i
nienawidziłem go za to. I siebie za to, że jestem tak wredny, ale nie mogłem
się uspokoić. Nie wiedziałem, co powiedzieć, wydusiłem więc:
- Skończyłem jeść. Idę do swojego pokoju.
Mama zaczęła krzyczeć, żebym wrócił i porozmawiał z nimi. Słyszałem,
jak Robin mówi:
- Zostaw go. Daj mu trochę czasu.
- On mnie nienawidzi – stwierdziła mama.
Chciałem zabić ich oboje.
Przespałem całe popołudnie. Kiedy się obudziłem, Robina nie było.
Żałowałem, że sobie poszedł, bo w jakiś sposób wkroczył w życie moje i mamy, a
także Jay. Bez niego wracamy do przeszłości.
Chciałem powiedzieć mamie, że jest mi przykro i postaram się żeby było
lepiej. Ale ona jest teraz taka zdenerwowana i zła, że nie wiem, jak sobie z
tym poradzić.
ŚRODA, 24 MAJA
W szkole było okropnie, a w domu jeszcze gorzej. Niall zadzwonił z
pytanie, czy jutro wieczorem wpadnę na kolację. Z pewnością. Mama traktuje mnie
tak, jakbym był zrobiony ze szkła – i jakby się bała, że jeśli mnie upuści,
roztrzaskam się na małe kawałeczki. Chcę, żeby przyszła do mnie, porozmawiała i
żeby wszystko było znów dobrze. Ale za każdym razem, kiedy próbuję, ja krzyczę
na nią i każę jej się zamknąć. Może zepsułem wszystko na zawsze, zwłaszcza po
tym, jak zachowałem się w ten weekend.
Czasami myślę, że gdyby nie przyjechała, ja i Jay nadal płakalibyśmy w
oddzielnych pokojach. I nie wiem czy było, czy jest lepiej, bo teraz płaczemy
razem.
CZWARTEK, 25 MAJA
Kolacja u Niall’a była wspaniała. Jest mi tam o wiele lżej niż w domu z
mamą.
PIĄTEK, 26 MAJA
Zastanawiam się, czy Louis i tak by wkrótce nie zaginął, nawet gdyby
nie został porwany podczas zamachu. Jak w filmie, którego tytułu nie pamiętam,
kiedy ludzie mają zginąć w wypadku kolejki górskiej, ale nie giną. Potem jednak
śmierć ich prześladuje, aż wreszcie umierają w straszny sposób.
Wyobrażam sobie wielki pokój pełen długopisów notujących daty śmierci
wszystkich osób. Przeznaczenie. Zapisane w gwiazdach. Kiedy nadchodzi nasz
czas, wszystko się kończy.
Zastanawiam się, czy po śmierci coś jest, Bój albo Allah. A może
niczego nie ma? Jeśli Louis nie żyje, czy rzeczywiście jest teraz nicością?
Kiedy go sobie przypominam, jest czymś więcej niż nicością.
Właśnie weszła mama i powiedziała:
- Harry, kocham cię. Nigdy o tym nie zapominaj.
Udałem, że śpię. Wyłączyła światło.
PONIEDZIAŁEK, 29 MAJA
Liam naprawdę wygląda na chorego. Jest tak chudziutki. To oczywiste, że
zwraca wszystko co zjada. Nie mogę uwierzyć, że niczego wcześniej nie zauważyłem.
Że niczego nie zrobiłem od dnia, kiedy się o tym dowiedziałem. Wiem, że
powinienem zareagować, ale czuję, jakbyśmy stali po dwóch stronach tak wielkiej
rzeki, że choćbym chciał, to i tak nie zdołam jej przepłynąć. Jutro zaczyna się
przerwa w szkole, mamy wolne do końca tygodnia. Odetchnę od nauki i spróbuję
coś wymyślić, żeby pomóc Liamowi.
PIĄTEK, 2 CZERWCA
Poszedłem na spotkanie z nową terapeutką, którą poleciła mi Londie.
Jest to wysoka i szczupła czarnoskóra kobieta – wcale nie przypomina Londie.
Nazywa się Koreen Sinclair i jest profesorem. Wyciągając na przywitanie rękę,
powiedziała:
- Cześć, rozgość się.
Nie jest irytująca, nie traktuje mnie protekcjonalnie ani nie
przypomina szczeniaczka. Wydaje się szczera i solidna. Od razu ją polubiłem.
- Może odpowiesz, co cię do mnie sprowadza?
To takie żenujące, ale zalałem się łzami. Płynęły strumieniami po mojej
twarzy, jakby z tkwiącej głęboko we mnie rurki gwałtownie buchnęła woda. Potem,
kiedy Koreen podała mi chusteczkę, zacząłem mówić. Wystarczyło, że powiedziałem
kilka zdać, a już poczułem potwornie przyśpieszone bicie serca.
- O Boże, przepraszam – jęknąłem. Robiło mi się niedobrze, próbowałem
oddychać. – Czuję, że… brak mi powietrza.
Koreen przyglądała mi się, jakby wszystko było w porządku.
- Wiesz, co to są ataki paniki? – zapytała.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Próbowałem się odezwać, ale dopiero po
dłuższej chwili zdołałem wydobyć z siebie słowa.
- Szukałem w Internecie i zastanawiałem się, czy to jest właśnie to, co
się ze mną dzieje. Ale wydaje mi się, że takie rzeczy przytrafiają się tylko
słabym ludziom.
Koreen pokręciła głową.
- Weź głęboki oddech. Wszystko w porządku?
Po raz pierwszy od dawna byłem szczery.
- Nie, nic nie jest w porządku.
- Ataki paniki nie są oznaką słabości. To normalna reakcja organizmu,
która zdarza się w najmniej odpowiednich chwilach. Rozumiesz?
- Niezupełnie.
- Pomyśl o tym jak o wielkim przypływie adrenaliny. Gdyby nastąpił we
właściwej chwili, nie wydawałby ci się ani trochę dziwny.
Głos Koreen był tak łagodny, że przypominał ciepłe mleko.
- To znaczy kiedy?
- Jakby na przykład mały chłopiec wszedł prosto pod jadące auto, a ty
musiałbyś go uratować. Twoje serce natychmiast by przyśpieszyło, dźwięki by się
wzmogły, kolory pojaśniały, a twój system trawienny zatrzymałby tyle energii,
że mógłbyś ją wykorzystać do ocalenia tego chłopca.
- Ale ja nigdy nie musiałem nikogo ratować z opresji.
- I dlatego to uczucie jest takie potworne. Kiedy panikujesz, taka jest
reakcja – odpowiednia – organizmu, ale w niewłaściwym czasie. Porozmawiamy
jeszcze o tym. To zajmie trochę czasu.
Przytaknąłem w milczeniu. Chwytałem oddech. Wreszcie moje serce zaczęło
bić normalnie. Koreen uśmiechnęła się i poprosiła, żebym przyszedł za tydzień.
Kiedy opuściłem jej przytulny pokój, poczułem się trochę inaczej.
Czyściej.
Od autora: Pozostaje przed nami jeszcze jeden rozdział :D !!
jeju, jeju.
OdpowiedzUsuńco z Liam'em? i co dalej z Zayn'em? przecież Li, się załamie jak się dowie.
no i co z Louis'em? nigdy się nie dowiemy co się z nim tak naprawdę stało? nic, a nic?
cholera.
oh, Nialler. mój kochany *.*
Harry mógłby porozmawiać z Anne, ale rozumiem, że to trudne. ale może w końcu spróbowałby?
oh. nie mam nawet po co to pisać. bez sensu. bez celu.
oh.
kończę, znowu mam mętlik w głowie. doprowadzasz mnie do szaleństwa.
KOCHAM to opowiadanie. Czekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby Lou wrócił, byłoby pięknie, ale to się pewnie nie wydarzy.
Błagam niech Lou wróci bo ryczę na każdym rozdziale :c
OdpowiedzUsuń