27 grudnia 2012

11. Na wiośnie ciąży To co było


11

Na wiośnie ciąży
To co było


PIĄTEK, 19 MAJA

Dzisiaj wieczorem musiałem wyjść z domu, zadzwoniłem więc do Niall’a i umówiliśmy się, że do niego przyjadę. Jego tata obiecał podwieźć nas do Camden, żebyśmy mogli iść na spotkanie poetyckie – on chyba nie wie, że to bar.
- Gdzie się podziewałeś? – zapytał na mój widok.
- Autobus jechał całe wieki.
- Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Znikałeś ze szkoły. Od Wielkanocy.
- Ja tylko… - Przerwałem. – Tylko myślałem.
Jego tata podwiózł nas na miejsce, żartując przez całą drogę. Niall przyglądał mi się spod oka i gdy tylko wyszliśmy z samochodu, chwycił mnie za nadgarstek i zapytał:
- Co się dzieje? O czymś mi nie mówisz.
Tak wielu rzeczy nie mówię ludziom. Wyskoczyłem więc z pierwszą, jaka przyszła mi do głowy.
- Całowałem się z Zaynem.
- O mój Boże – odparł. – I wszystko z tobą w porządku? – Wepchnął mnie do sali, gdzie usiadłem na sofie i wziąłem głęboki oddech.
Potem kupił mi drinka i zapytał:
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – Wyglądał na zdziwionego. – Harry, on jest wyjątkowo zły.
- Co masz na myśli?
- Przepraszam, że ci to mówię, ale Kenet dowiedział się od Josha, że on i dziewczyna Liama… no wiesz, sypiają ze sobą.
- Zayn spał z Danielle? – Zatkałem ręką usta, a żołądek ścisnął mi się ze złości – Nie.
Ale nagle wszystko nabrało sensu. Nie miał żadnych skrupułów, żeby całować mnie, dawnego przyjaciela Liama, dlaczego więc nie mógł sypiać z jego nową dziewczyną, Danielle? Zastanawiałem się, czy to czasami nie Danielle dzwoniła wtedy, kiedy nie pozwoliłem mu się pocałować. A potem przypomniałem sobie wymowne spojrzenie jakie rzucił Joshowi, kiedy stałem w kolejce na stołówce. Boże, byłem tak bardzo zajęty wszystkim innym, że nie zdawałem sobie sprawy co dzieje się wokół.
- Co? – zapytał Niall. – Nie podobał ci się?
- Podobał – odparłem. – Ale nie tak jak Louis. Wiesz.
Pokiwał głową.
- Jestem idiotą – dodałem.
- To on jest idiotą. Boże, to dlatego się ukrywałeś? Z powodu jakiegoś kolesia?
- Czy Liam wie o Zaynie i Danielle?
- Nie wydaje mi się. – Niall wziął duży łyk. – Opowiedz mi wszystko.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć.
- Kiedy to było?
Oparłem się plecami o sofę i wziąłem głęboki oddech.
- To głupie. I nic nie znaczyło.
- To było na imprezie, prawda?
- Tak.
- Wiedziałem.
- A potem wpadłem na niego, wracając ze szkoły. O Boże. Znów próbował mnie pocałować.
- Nie!
Skrzywiłem się.
- Głupota. Prawdziwa głupota.
Pomyślałem o pocałunku Louis’ego.
- Czy z Liamem jest okej? – spytałem.
- Nie wiem.
- On ma wystarczająco dużo kłopotów, żeby jeszcze nim się martwił. A wracając do twojego pytania, czy to przez Zayna tak się izolowałem, odpowiedź brzmi: „nie”. To nie o niego chodzi, ale o to, co przydarzyło mi się zeszłego lata. Dużo myślę o Louis’m.
Niall pokiwał głową.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Jeszcze nie teraz. Dobrze, że mi powiedziałeś o Zaynie.
Niall skinął głową i zmienił temat.
- Kenet przyjdzie tutaj, aby się z nami spotkać. Jest najfajniejszym chłopakiem w szkole. – Uśmiechnął się. – No, może oprócz ciebie.
I wtedy wszedł Kenet. To zabawne: właściwie nigdy z nim nie rozmawiałem, a od zeszłego lata nie czuję się dobrze w jego towarzystwie. Nie oskarżam go – to by było głupie. Obwiniam ludzi, którzy to zrobili, tych zaślepionych nienawiścią mężczyzn. Ale martwię się, czy nie pomyślał, że go obarczam winą, bo jest muzułmaninem – chociaż to niedorzeczne. Wiem, że inni ludzie dali jej się we znaki w zeszłym semestrze, szczególnie Josh. Ja tylko go unikałem.
Kenet usiadł i powiedział:
- Cześć.
Znowu poczułem to, co zwykle w jego towarzystwie: nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie chcę, żeby i on czuł się źle. Odpowiedziałem: „Cześć”, a potem zabrakło mi słów. Pomyślałem o tunelu, roztrzaskanym szkle i poczułem suchość w ustach. Zaczęło mi się zbierać na wymioty.
- Źle się czujesz? – zapytał.
Wzruszyłem ramionami i zacząłem głęboko oddychać.
- Nie wiem. Nie, wszystko w porządku. Kenet, przepraszam. Po prostu…
Popatrzyłem na Niall’a, prosząc go o pomoc.
- On czasami dziwnie się zachowuje.
Kenet pokiwał głową. A potem odwrócił się do mnie.
- Musiało ci być ciężko. Współpracownica mojej mamy też tam była.
- Naprawdę? Czy wszystko z nią dobrze?
Kenet wzruszył ramionami.
- Powiedzmy, że tak. Ale mało brakowało. Niedobrze mi od tego – powiedział. – Taka przemoc, głupota, okrucieństwo. To musiało być straszne. – Delikatnie dotknął mojej dłoni. – Nie ma co porównywać, ale dla nas to także było potworne. Jeden facet podszedł i splunął mi w twarz. Nazwał mnie terrorystą.
- Boże, to straszne. – Popatrzyłem w jego miłe ciemne oczy.
- Rozumiem, że ludzie są wściekli, ale powinni złościć się na terrorystów, a nie na takich jak ja. Wolałbym, żeby nie byli tacy ograniczeni.
Skinął głową.
- Wszystko jest takie pochrzanione.
- Nie chciałbym wam proponować weselszych rzeczy… - przerwał nam Niall – a może właściwie chciałbym. Pomyślałem, że może ty – popatrzył na mnie – miałbyś ochotę coś dzisiaj przeczytać.
- Gdzie?
- Tam, na scenie. Może to być jeden z twoich wierszy.
Pokręciłem przecząco głową.
- Raczej nie – powiedziałem głośniej, niż zamierzałem.
Niall westchnął dramatycznie.
- Warto było spróbować.
Kenet zapytał mnie o wiersze, które piszę, a ja lekko się zawstydziłem. Potem on opowiedział nam, jak bardzo lubi śpiewać. A później zaczęło się wystąpienie jednego z poetów.
Żałowałem, że nie zgłosiłem się do przeczytania wiersza.

Jestem u Niall’a. Zadzwoniłem do Jay i powiedziałem, że jeśli nie ma nic przeciwko temu, spędzę tę i sobotnią noc u kolegi. Byłem jej wdzięczny za to, że zdecydowała nie zmuszać mnie do rozmowy z mamą i zgodziła się.

NIEDZIELA, 21 MAJA

Kiedy wróciłem do domu, z kuchni wychodził jakiś mężczyzna. Omal nie dostałem zawału serca. Już miałem zacząć krzyczeć o intruzach i tym podobnych, gdy mama zawołała:
- Co zjesz?!
Z tonu jej głosu wywnioskowałem, że nie mówi do mnie.
Był to szczupły mężczyzna, łysy, miał okrągła twarz i nosił okulary. Wyciągnął rękę i się przedstawił.
- Robin.
Uścisnąłem jego ogromną dłoń, w której moja ręka całkiem utonęła.
Powiedział:
- Tak się cieszę, że cię widzę. Mogłem cię zobaczyć jedynie na zdjęciach.
- Nie, nie mogłeś.
Szybko wypuściłem jego rękę, jakby nagle zaczęła mnie parzyć.
- Ależ tak. Twoja mama ma dużo albumów.
Mama wyszła z kuchni i aż się wzdrygnęła na mój widok. Próbowałem się uśmiechnąć, jakby wszystko było zupełnie normalne.
- Robin i ja jesteśmy przyjaciółmi – wyjaśniła. – Przyjechał do nas aż z Chicago.
Popatrzyła na niego.
- Co on tutaj robi?
- Harry, to jest mój przyjaciel.
Chciałem zapytać: „Czy on został na noc?”.
A mama, jakby czytała w moich myślach, dodała:
- Przyszedł na wczesny lunch.
Nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem się, żeby pójść do siebie.
- Wróć! – zawołała za mną mama. – Zjedz z nami, proszę.
Ale zignorowałem ją i poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku. Spodziewałem się, że coś się stanie, ale nic się nie wydarzyło.

*

W końcu zszedłem do kuchni. Kiedy z nimi usiadłem, oboje zamilkli. Widziałem, że mama chce coś powiedzieć, ale Robin popatrzył na nią, żeby dała spokój. Westchnęła i nałożyła mi makaronu. Rozmawiali o jakimś profesorze, którego mama poznała na uniwersytecie. Zdawało się, że rozmowa potoczyłaby się lepiej, gdyby mnie tam nie było, siedziałem więc cicho i bawiłem się spaghetti. Zauważyłem żółtą kropelkę oliwy z oliwek na stole. Od kiedy mama zaczęła znów gotować? Nagle uświadomiłem sobie, że już od jakiegoś czasu nawet Jay gotuje, tylko ja po prostu z nią nie jadam.
Potem mama powiedziała:
- Robin nie mógł się doczekać, kiedy cię pozna. – I dodała po chwili: - On podróżuje po całym świecie.
- To prawda – potwierdził mężczyzna.
- Dlaczego go o to nie zapytasz?
- Nie naciskaj – rzekł Robin.
- Ona może robić, co chce – burknąłem.
- Harry, proszę.
- Co? Czego ode mnie oczekujesz? Zachowujesz się tak, jakby wszystko było w porządku.
Mama zaczerwieniła się i na jej twarzy wykwitły plamy. Przytrzymała się mocno stołu, aż zbielały jej palce.
- Nie jestem głodny – powiedziałem, wstając.
- Harry, proszę.
Popatrzyłem na mamę.
- Co według ciebie mam powiedzieć?
- Proszę – szepnęła.
Czułem, że Robin na mnie patrzy. Wiedziałem, że chce, żebym usiadł, i nienawidziłem go za to. I siebie za to, że jestem tak wredny, ale nie mogłem się uspokoić. Nie wiedziałem, co powiedzieć, wydusiłem więc:
- Skończyłem jeść. Idę do swojego pokoju.
Mama zaczęła krzyczeć, żebym wrócił i porozmawiał z nimi. Słyszałem, jak Robin mówi:
- Zostaw go. Daj mu trochę czasu.
- On mnie nienawidzi – stwierdziła mama.
Chciałem zabić ich oboje.

Przespałem całe popołudnie. Kiedy się obudziłem, Robina nie było. Żałowałem, że sobie poszedł, bo w jakiś sposób wkroczył w życie moje i mamy, a także Jay. Bez niego wracamy do przeszłości.
Chciałem powiedzieć mamie, że jest mi przykro i postaram się żeby było lepiej. Ale ona jest teraz taka zdenerwowana i zła, że nie wiem, jak sobie z tym poradzić.

ŚRODA, 24 MAJA

W szkole było okropnie, a w domu jeszcze gorzej. Niall zadzwonił z pytanie, czy jutro wieczorem wpadnę na kolację. Z pewnością. Mama traktuje mnie tak, jakbym był zrobiony ze szkła – i jakby się bała, że jeśli mnie upuści, roztrzaskam się na małe kawałeczki. Chcę, żeby przyszła do mnie, porozmawiała i żeby wszystko było znów dobrze. Ale za każdym razem, kiedy próbuję, ja krzyczę na nią i każę jej się zamknąć. Może zepsułem wszystko na zawsze, zwłaszcza po tym, jak zachowałem się w ten weekend.
Czasami myślę, że gdyby nie przyjechała, ja i Jay nadal płakalibyśmy w oddzielnych pokojach. I nie wiem czy było, czy jest lepiej, bo teraz płaczemy razem.

CZWARTEK, 25 MAJA

Kolacja u Niall’a była wspaniała. Jest mi tam o wiele lżej niż w domu z mamą.

PIĄTEK, 26 MAJA

Zastanawiam się, czy Louis i tak by wkrótce nie zaginął, nawet gdyby nie został porwany podczas zamachu. Jak w filmie, którego tytułu nie pamiętam, kiedy ludzie mają zginąć w wypadku kolejki górskiej, ale nie giną. Potem jednak śmierć ich prześladuje, aż wreszcie umierają w straszny sposób.
Wyobrażam sobie wielki pokój pełen długopisów notujących daty śmierci wszystkich osób. Przeznaczenie. Zapisane w gwiazdach. Kiedy nadchodzi nasz czas, wszystko się kończy.
Zastanawiam się, czy po śmierci coś jest, Bój albo Allah. A może niczego nie ma? Jeśli Louis nie żyje, czy rzeczywiście jest teraz nicością? Kiedy go sobie przypominam, jest czymś więcej niż nicością.
Właśnie weszła mama i powiedziała:
- Harry, kocham cię. Nigdy o tym nie zapominaj.
Udałem, że śpię. Wyłączyła światło.

PONIEDZIAŁEK, 29 MAJA

Liam naprawdę wygląda na chorego. Jest tak chudziutki. To oczywiste, że zwraca wszystko co zjada. Nie mogę uwierzyć, że niczego wcześniej nie zauważyłem. Że niczego nie zrobiłem od dnia, kiedy się o tym dowiedziałem. Wiem, że powinienem zareagować, ale czuję, jakbyśmy stali po dwóch stronach tak wielkiej rzeki, że choćbym chciał, to i tak nie zdołam jej przepłynąć. Jutro zaczyna się przerwa w szkole, mamy wolne do końca tygodnia. Odetchnę od nauki i spróbuję coś wymyślić, żeby pomóc Liamowi.

PIĄTEK, 2 CZERWCA

Poszedłem na spotkanie z nową terapeutką, którą poleciła mi Londie. Jest to wysoka i szczupła czarnoskóra kobieta – wcale nie przypomina Londie. Nazywa się Koreen Sinclair i jest profesorem. Wyciągając na przywitanie rękę, powiedziała:
- Cześć, rozgość się.
Nie jest irytująca, nie traktuje mnie protekcjonalnie ani nie przypomina szczeniaczka. Wydaje się szczera i solidna. Od razu ją polubiłem.
- Może odpowiesz, co cię do mnie sprowadza?
To takie żenujące, ale zalałem się łzami. Płynęły strumieniami po mojej twarzy, jakby z tkwiącej głęboko we mnie rurki gwałtownie buchnęła woda. Potem, kiedy Koreen podała mi chusteczkę, zacząłem mówić. Wystarczyło, że powiedziałem kilka zdać, a już poczułem potwornie przyśpieszone bicie serca.
- O Boże, przepraszam – jęknąłem. Robiło mi się niedobrze, próbowałem oddychać. – Czuję, że… brak mi powietrza.
Koreen przyglądała mi się, jakby wszystko było w porządku.
- Wiesz, co to są ataki paniki? – zapytała.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Próbowałem się odezwać, ale dopiero po dłuższej chwili zdołałem wydobyć z siebie słowa.
- Szukałem w Internecie i zastanawiałem się, czy to jest właśnie to, co się ze mną dzieje. Ale wydaje mi się, że takie rzeczy przytrafiają się tylko słabym ludziom.
Koreen pokręciła głową.
- Weź głęboki oddech. Wszystko w porządku?
Po raz pierwszy od dawna byłem szczery.
- Nie, nic nie jest w porządku.
- Ataki paniki nie są oznaką słabości. To normalna reakcja organizmu, która zdarza się w najmniej odpowiednich chwilach. Rozumiesz?
- Niezupełnie.
- Pomyśl o tym jak o wielkim przypływie adrenaliny. Gdyby nastąpił we właściwej chwili, nie wydawałby ci się ani trochę dziwny.
Głos Koreen był tak łagodny, że przypominał ciepłe mleko.
- To znaczy kiedy?
- Jakby na przykład mały chłopiec wszedł prosto pod jadące auto, a ty musiałbyś go uratować. Twoje serce natychmiast by przyśpieszyło, dźwięki by się wzmogły, kolory pojaśniały, a twój system trawienny zatrzymałby tyle energii, że mógłbyś ją wykorzystać do ocalenia tego chłopca.
- Ale ja nigdy nie musiałem nikogo ratować z opresji.
- I dlatego to uczucie jest takie potworne. Kiedy panikujesz, taka jest reakcja – odpowiednia – organizmu, ale w niewłaściwym czasie. Porozmawiamy jeszcze o tym. To zajmie trochę czasu.
Przytaknąłem w milczeniu. Chwytałem oddech. Wreszcie moje serce zaczęło bić normalnie. Koreen uśmiechnęła się i poprosiła, żebym przyszedł za tydzień.
Kiedy opuściłem jej przytulny pokój, poczułem się trochę inaczej. Czyściej.


Od autora: Pozostaje przed nami jeszcze jeden rozdział :D !! 

3 komentarze:

  1. jeju, jeju.
    co z Liam'em? i co dalej z Zayn'em? przecież Li, się załamie jak się dowie.
    no i co z Louis'em? nigdy się nie dowiemy co się z nim tak naprawdę stało? nic, a nic?
    cholera.
    oh, Nialler. mój kochany *.*

    Harry mógłby porozmawiać z Anne, ale rozumiem, że to trudne. ale może w końcu spróbowałby?

    oh. nie mam nawet po co to pisać. bez sensu. bez celu.
    oh.
    kończę, znowu mam mętlik w głowie. doprowadzasz mnie do szaleństwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. KOCHAM to opowiadanie. Czekam na nowy rozdział.
    Chciałabym, żeby Lou wrócił, byłoby pięknie, ale to się pewnie nie wydarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Błagam niech Lou wróci bo ryczę na każdym rozdziale :c

    OdpowiedzUsuń