3
Czasami
ludzie nie dostrzegają kolorów
CZWARTEK, 2 LUTEGO
Dziś wybrałem
w stołówce kawałki kurczaka i frytki. Usiadłem z Liamem i Zaynem, jak zwykle.
Pomieszczenie było przepełnione, co sprawiało, że robiło się gorąco, a ja
wyobraziłem sobie jak wybucha pożar. Rozlega się alarm przeciwpożarowy, ze
spryskiwaczy tryska woda, wszyscy krzyczą i kierują się do wyjścia. Płomienie
pochłaniają stoliki oraz kucharki, które opadają na ziemię w cierpieniu. Gorąco
i dym rozlewają się na panice panującej wokół jak sos do pieczeni, dławiąc
wszystko.
Podszedł do nas Josh i usiadł z hukiem.
Podszedł do nas Josh i usiadł z hukiem.
- Boże, ten dzień nie ma końca. – westchnął.
Wszystko, co Josh mówi, brzmi jak westchnienie. Stale chodzi z uniesioną głową i udaje, że mimo tego jaki jest cudowny, wszystko sprawia mu trudność, a świat obraca się przeciwko niemu. Ugrzązł w szkole pełnej idiotów, gdy tymczasem powinien być na nagiej sesji zdjęciowej ze swoją dziewczyną. Jeeezu.
Powiedział:
- Dzięki Bogu
mam Kate. Czyż nie jest niesamowita? – powiedział, jakby w odpowiedzi na moje
myśli.
Josh bez
przerwy posługuje się słowem: „niesamowita”. Zaczął nam opowiadać jak
obściskiwał się na imprezie ze swoją ‘modelką’, jakbyśmy sami tego nie
widzieli. Ale mimo to nie mogłem się powstrzymać, żeby nie słuchać. Reszta też
z zainteresowaniem skupiła się na koledze i dokładnie analizowała każde słowo.
Czułem się jak dziewczyna, siedząca z koleżankami i rozmawiająca o chłopakach,
i pomyślałem, że to wszystko spodobałoby się Louis’emu. Jest… był bardzo
dziewczęcy.
Myślałem, że ta słodka pogawędka nie ma końca i będę zmuszony wysłuchiwać Josha do końca przerwy, ale nagle temat zboczył na sprośne rzeczy, więc odszedłem niezauważony.
Myślałem, że ta słodka pogawędka nie ma końca i będę zmuszony wysłuchiwać Josha do końca przerwy, ale nagle temat zboczył na sprośne rzeczy, więc odszedłem niezauważony.
PONIEDZIAŁEK, 6 LUTEGO
Dziś po szkole
musiałem iść na spotkanie z Londie. Zadzwoniła, mówiąc, że to wyjątkowa wizyta,
ponieważ ostatnią opuściłem, a z poprzedniej wybiegłem.
Nikt oprócz mamy nie wiedział, że chodzę na terapię. Kazała mi się jej podjąć rok temu, kiedy zauważyła, że czas nie leczy ran. Byłem jej ogromnie wdzięczny za to, że nikomu o tym nie powiedziała. Jay także. To był sekret, który znały tylko 3 osoby.
Przeprosiłem Londie, nie mogąc dłużej patrzeć w jej wypełnione współczuciem oczy, a ona poprosiła, bym usiadł i powiedziała:
Nikt oprócz mamy nie wiedział, że chodzę na terapię. Kazała mi się jej podjąć rok temu, kiedy zauważyła, że czas nie leczy ran. Byłem jej ogromnie wdzięczny za to, że nikomu o tym nie powiedziała. Jay także. To był sekret, który znały tylko 3 osoby.
Przeprosiłem Londie, nie mogąc dłużej patrzeć w jej wypełnione współczuciem oczy, a ona poprosiła, bym usiadł i powiedziała:
- Zapomnijmy o
wszystkim.
Nie mogłem
uwierzyć, że w jej słowniku znajduje się słowo „zapomnieć”, i zaraz poczułem
złość. Chciałem wyjść, ale powstrzymałem się. Przez całą godzinę siedziałem w
milczeniu. Nie zmusi mnie do mówienia, ani do pamiętania.
CZWARTEK, 9 LUTEGO
Wieczorem całą
wieczność czekałem z Niall’em na autobus. Praktycznie nie rozmawialiśmy. Padał
deszcz i zapadał zmrok, a przejeżdżające samochody ochlapywały chodniki.
Wyobrażałem sobie, że nagle wpadają w poślizg. Stawałem się świadkiem wypadku –
bardzo dużego wypadku -, przerażenia kierowców, agonii podczas tych ostatnich
sekund, kiedy pojazdy wymykały się spod kontroli.
Nadjechał autobus, a kiedy chciałem wsiąść, Niall wpadł na mnie i uśmiechnął się. Przepuścił mnie pierwszego i podążył za mną. Tym razem nie wszedł na górę, ale usiadł obok mnie, na tyle pojazdu.
Nadjechał autobus, a kiedy chciałem wsiąść, Niall wpadł na mnie i uśmiechnął się. Przepuścił mnie pierwszego i podążył za mną. Tym razem nie wszedł na górę, ale usiadł obok mnie, na tyle pojazdu.
- Dostałeś
karę za to, że tamtego dnia wyszedłeś z klasy? – To było jego pierwsze pytanie.
Przytaknąłem.
Przytaknąłem.
- Pani Haynes
jest taka głupia i złośliwa, że nawet się tym nie przejąłem. Szczerze mówiąc,
to nawet się cieszę. I już odsiedziałem swoje. – Zamilkłem. – Jak pani Sparrow?
- Lubię ją,
chociaż… no wiesz… Nawet nie zauważyła, jak długo mnie nie było. Czuje się tu
taki nieważny. – wyznał.
To jest nas dwóch, pomyślałem, ale nie
powiedziałem tego.
- Taaak, jest
dziwna. – przytaknąłem. – Ale lubiłem lekcje z nią. Żałuję, że teraz
angielskiego uczy mnie pan Bloxam.
- Nasz
wychowawca?
Skrzywiłem
się, kiwając potakująco głową.
- On nawet nie
lubi książek. – stwierdziłem, a Niall wzruszył ramionami i sięgnął do plecaka.
- Czytałeś
to? - zapytał i podsunął mi pod nos
książkę.
Była to
kanadyjska powieść o człowieku, który traci ramię. Wydawała się naprawdę dobra,
taka inna. Niall powiedział, że dużo czyta, a potem zamilkł i skrzywił się,
jakby zjadł coś gorzkiego.
- Niedobrze
ci?
- Nie, ja
tylko – przerwał. – Moja mama nie umarła tak, jak ci mówiłem, wiesz.
Odwróciłem
wzrok i zobaczyłem na szybie tłusty ślad po wosku do włosów, i pomyślałem o
osobie, która oparła się w tym miejscu. Potem dotarło do mnie co powiedział
blondyn.
- To znaczy,
że kłamałeś?
- Niezupełnie.
Ona umarła, ale nie z tego powodu tutaj przyjechałam, a tak to wtedy
zabrzmiało, kiedy ci opowiadałem. Odeszła, gdy byłem jeszcze dzieckiem.
- Dlaczego
więc przeniosłeś się do Anglii?
- Tata dostał
nową pracę.
- Więc…
Dlaczego tego po prostu nie powiedziałeś?
Wzruszył
bezradnie ramionami i zwiesił wzrok.
- To nie ma
znaczenia.
- Nie wiem co
powiedzieć. – odparłem.
Na moment
zrobiło się bardzo cicho.
- Chciałem,
żebyś wiedział. Mama umarła, gdy miałem dwa lata. Mam macochę, która jest
bardziej moją mamą, i ona żyje.
Było coś w
sposobie opowiadania Niall’a, co sprawiało, że zachciało mi się śmiać. Nie
mogłem się powstrzymać, i gdy teraz o tym piszę, wydaje mi się to być głupie.
- Przepraszam.
Nie śmieję się dlatego, że twoja mama nie żyje – powiedziałem, co zabrzmiało
okropnie.
Ale, dzięki
Bogu, krzywy uśmiech Niall’a znikł i chłopak zaczął chichotać. To rozśmieszyło
mnie jeszcze bardziej; aż bolało. On także się śmiał, a ja próbowałem
powiedzieć, że nie powinniśmy, ale za każdym razem, gdy próbowałem to z siebie
wydobyć, oboje śmialiśmy się jeszcze głośniej.
Przegapiłam swój przystanek i nagle ponownie lunął deszcz. Niall powiedział, że mogę do niego wpaść, a ja pomyślałem: „Czemu nie?”.
Przegapiłam swój przystanek i nagle ponownie lunął deszcz. Niall powiedział, że mogę do niego wpaść, a ja pomyślałem: „Czemu nie?”.
*
Strugi deszczu utworzyły pierzaste wzorki na śliskim asfalcie,
wszystkie czarne i mokre. Znaleźliśmy się przed dużym trzypiętrowym domem w
stylu wiktoriańskim. Był zbudowany z czerwonej cegły i miał również czerwone
drzwi. Zwolniliśmy żeby złapać oddech, a ponieważ byliśmy przemoknięci, nie
przejmowaliśmy się tym, że wciąż pada. Na podjeździe stały mercedes esteta i
citroen 2CV. Niall powiedział, że ten fioletowo żółty (zgaduję, że citroen 2CV)
będzie należeć do niego, gdy tylko skończy siedemnaście lat - co stanie się
tego lata, tak jak w moim przypadku.
- Będę się
uczył jeździć lewą stroną. – powiedział dumnie.
Zastanawiałem
się, jak by to było przenieść się na drugą stronę świata. Kiedy przyjeżdża się
do Anglii w zimie, musi to być straszny kraj. Zapytałem, jak wygląda zima w
Kanadzie. Niall odparł, że w Canmore jest mroźno przez długie miesiące.
Naprawdę mroźno i śnieżnie.
Byłem tak mokry, że czułem strużki wody, cieknące mi po plecach. W jakiś sposób było mi z tym dobrze. Czułem się lekki i wolny, jakby nic mnie nie obowiązywało. Podniosłem głowę ku zapłakanemu niebu, a Niall powiedział:
Byłem tak mokry, że czułem strużki wody, cieknące mi po plecach. W jakiś sposób było mi z tym dobrze. Czułem się lekki i wolny, jakby nic mnie nie obowiązywało. Podniosłem głowę ku zapłakanemu niebu, a Niall powiedział:
- W tym kraju
wciąż jest tak deszczowo. Chodź!
Wpadliśmy
przez drzwi do środka. Wyobrażałem sobie ich dom jako pusty i szary, wypełniony
smutkiem, bo mama Niall’a nie żyje, ale było wręcz przeciwnie. Macocha zbiegła
ze schodów z szerokim uśmiechem. Miała na sobie bardzo cienki sweter z dużym
dekoltem i dopasowane do niego obcisłe spodnie. Wyglądała całkiem ładnie,
radośnie i żywo. Jej orzechowe włosy
lśniły, tak jak kiedyś włosy Jay, ale starałem się o tym nie myśleć.
Przywitała się:
Przywitała się:
- Cześć,
jesteście cali przemoknięci! – zawołała i pobiegła dalej na tył domu.
Z korytarza
wchodziło się do kuchni i dwóch jasnych, kolorowych pokojów. Jeden wyglądał jak
bawialnia, pełno w nim było zabawek porozrzucanych niedbale i książek. W
drugim, eleganckim, trzy brązowe kanapy, ustawione idealnie pod górskimi
pejzażami. Wokół unosił się lekki zapach dymu. Macocha Nialla wypadła na
korytarz, trzymając na rękach małą dziewczynkę, i wyrzuciła z siebie jednym
tchem:
- Cześć,
przepraszam. Chaos. Sorry za ten dym. Przypaliłam dzisiejszą lasagne. Czy wciąż tak śmierdzi?
Z piętra
dobiegł wrzask. Aż zabolały mnie uszy.
- Hej, wy
dwie, wystarczy! – krzyknęła macocha. – Obudzicie małego Adasia! Na litość
boską…
Pobiegła
schodami na górę z dziewczynką na biodrze. Za nami weszły dwie dziewczny.
Popatrzyłam na Niall’a, a on najwyraźniej musiał dostrzec pytające spojrzenie.
- Mam dużo
sióstr. – wyjaśnił i westchnął z czułością.
Obie były ode
mnie starsze. Jedna wyglądała na osiemnaście lat, a druga na dziewiętnaście.
Miały jasne włosy, jak Niall, w przeciwieństwie do dziewczynki na biodrze
macochy. Ta starsza miała charakterystyczny błysk w oczach i wyraźnie się z
czegoś śmiała, a druga wydawała się być poważniejsza, miała wąskie wargi i
zaciśnięte usta.
- To Jessie i
Jackie. – przedstawił je Niall.
Nie byłem
pewien, która jest która. Obie powiedziały: „Cześć” i wyciągnęły ręce, żeby się
przywitać. Wyszło bardzo oficjalnie. Ręce młodszej były chłodne, starsza –
Jackie, jak sądzę – przytrzymała moją dłoń o sekundę za długo. Żołądek lekko
podskoczył mi z zawstydzenia i poczułem się żałośnie. Nagle pomyślałem o
Louis’m i zapragnąłem, by był tu ze mną.
Macocha zeszła z góry zziajana, ale z uśmiechem na ustach.
Macocha zeszła z góry zziajana, ale z uśmiechem na ustach.
- Wciąż staram
się przywitać jak należy. Pewnie myślisz, że jesteśmy okropnie niecywilizowani!
Niall wskazał
na małą dziewczynkę w ramionach kobiety.
- To Ana. Na
górze słyszymy Alice, Amelie i Anthony’ego. – Podszedł, żeby przytulić
siostrzyczkę. – Jeśli dalej będą im się rodzić dzieci, zabraknie imion na A.
Angela i tata lubią literę A, prawda?
Ana wyślizgnęła się z jej objęć. Czarne włosy jej sterczały, na całej twarzy miała pełno zwariowanych piegów, a policzki były zarumienione i spocone. Wybiegła z przedpokoju, a roześmiana macocha Niall’a ruszyła za nią pędem. Dziewczyny poszły na górę, a ja i Niall udaliśmy się do kuchni.
Ana wyślizgnęła się z jej objęć. Czarne włosy jej sterczały, na całej twarzy miała pełno zwariowanych piegów, a policzki były zarumienione i spocone. Wybiegła z przedpokoju, a roześmiana macocha Niall’a ruszyła za nią pędem. Dziewczyny poszły na górę, a ja i Niall udaliśmy się do kuchni.
- Ile masz
sióstr? – zapytałem.
- Pięć. –
odparł. – I dwóch braci. Większość to przyrodnie rodzeństwo.
Raz jeszcze
zjawiła się macocha. Uścisnęła mi dłoń i powiedziała:
- Jestem
Angela. Przepraszam. To istny dom wariatów.
Zrobiła nam
herbatę. Zapytała o szkołę i opowiedziała, śmiejąc się, historyjkę o tym, jak
mała Ana siedziała przy blacie, jadła ciastko i powiedziała: „To dopiero
życie”.
Wtedy z góry
dobiegły krzyki i Angela zostawiła nas samych. Powiedziałem Niall’owi, że jego
macocha wydaje się być miła, a on się ze mną zgodził i uśmiechnął z ulgą.
Pomyślałem, że powinienem powiadomić Jay gdzie jestem, więc napisałem jej
esemesa. Nie miałem ochoty dzwonić.
Niall szperał w szafce i przyniósł album, na którym było wyklejone jego imię.
Niall szperał w szafce i przyniósł album, na którym było wyklejone jego imię.
- To moja
dziewczyna. – wskazał palcem na jedno ze zdjęć, gdzie znajdowała się ładna
brunetka.
- Masz
dziewczynę?
- Już nie.
Kiedy wyjeżdżałem, powiedziałem jej, że musimy zerwać. Złamałem jej serce.
Posmutniał,
więc pogładziłem go po plecach i przewróciłem stronę. Pozostawił zdjęcia do
mojej dyspozycji i poszedł robić makaron z serem. Potem oglądaliśmy kanadyjski
film o instruktorce aerobiku i jej córce, które mieszkają z inną matką i córką.
To mi o czymś przypomniało i poczułem, że mi niedobrze, ale Niall nagle wyjął
wiersze i pokazał mi kilka. Pierwszy opowiadał o zerwaniu i był bardzo smutny.
Żarówka wisząca samotnie na środku pokoju – właśnie o tym pisał. Drugi wiesz
był o Anglii i deszczu, i wbrew pozorom, wydawał się być radosny. W ostatnim
wierszu, o którym się wyraził, że to poemat prozą, napisał o słowie miłość. Zapytał mnie o jedną linijkę,
więc zasugerowałem coś, a on przeczytał to jeszcze raz i ta zmiana przypadła mu
do gustu. Doskonale wiedziałem co to miłość, nie potrzebne mi były żadne
wiersze na dowiedzenie się tego. Ale… coś
w nich było; coś co sprawiało, że
zapragnąłem napisać choć jeden.
Pora była późna, a ja miałem jeszcze lekcje do odrobienia. Zadzwoniłem do Jay, bo nie odpisała na esemesa. Zaproponowała, że po mnie przyjedzie. Zdziwiłem się, ale wolałem jej nie odmawiać i nie wychodzić na deszcz.
Jay stała w drzwiach domu Niall’a i wyglądała jak zagubione dziecko, małe, o wielkich oczach. Wyraz jej twarzy był przepełniony bólem i sprawił, że chciałem stamtąd jak najszybciej odjechać. Macocha Niall’a zaprosiła nas na coś do picia, ale Jay czuła się chyba podobnie jak ja. Ci wszyscy ludzie i hałas – nagle tego było jej za wiele. Powiedziała, że musimy jechać.
Gdy wysiadaliśmy z samochodu, było już ciemno, a deszcz wciąż padał. Nasza ulica pachniała mokrymi liśćmi.
Pora była późna, a ja miałem jeszcze lekcje do odrobienia. Zadzwoniłem do Jay, bo nie odpisała na esemesa. Zaproponowała, że po mnie przyjedzie. Zdziwiłem się, ale wolałem jej nie odmawiać i nie wychodzić na deszcz.
Jay stała w drzwiach domu Niall’a i wyglądała jak zagubione dziecko, małe, o wielkich oczach. Wyraz jej twarzy był przepełniony bólem i sprawił, że chciałem stamtąd jak najszybciej odjechać. Macocha Niall’a zaprosiła nas na coś do picia, ale Jay czuła się chyba podobnie jak ja. Ci wszyscy ludzie i hałas – nagle tego było jej za wiele. Powiedziała, że musimy jechać.
Gdy wysiadaliśmy z samochodu, było już ciemno, a deszcz wciąż padał. Nasza ulica pachniała mokrymi liśćmi.
- Najgorsza
pora.
Głos miała
ściśnięty, jakby to wcale nie była najgorsza pora roku, tylko jak gdyby
istniały o wiele gorsze okresy. Natychmiast po wejściu do domu wbiegła do
swojego pokoju.
Wiedziałem co o mnie myśli; co myśli o tym wszystkim. To było takie żałosne, zajmowanie się czyimś dzieckiem, kiedy nie miało się obok swojego. Dlaczego niby miała to robić? Byłem przeszkodą w drodze do jej prawdopodobnego samobójstwa. Anne mówiła, że Jay nigdy nie odbierze sobie życia, ale co ona mogła wiedzieć? Nie było jej tu, gdy oboje jej potrzebowaliśmy.
Oglądałem telewizję, ale nie znalazłszy w niej nic ciekawego, wyłączyłem i nagle przyszło mi do głowy zdanie o gałązkach i drzewach. Musiałem je zapisać. Gdy tylko znalazło się na papierze, naszła mnie ochota, żeby napisać kolejne. Skończyło się na tym, że stworzyłem wiersz.
Wiedziałem co o mnie myśli; co myśli o tym wszystkim. To było takie żałosne, zajmowanie się czyimś dzieckiem, kiedy nie miało się obok swojego. Dlaczego niby miała to robić? Byłem przeszkodą w drodze do jej prawdopodobnego samobójstwa. Anne mówiła, że Jay nigdy nie odbierze sobie życia, ale co ona mogła wiedzieć? Nie było jej tu, gdy oboje jej potrzebowaliśmy.
Oglądałem telewizję, ale nie znalazłszy w niej nic ciekawego, wyłączyłem i nagle przyszło mi do głowy zdanie o gałązkach i drzewach. Musiałem je zapisać. Gdy tylko znalazło się na papierze, naszła mnie ochota, żeby napisać kolejne. Skończyło się na tym, że stworzyłem wiersz.
Gałązki na drzewach
Sterczą ostre i nagie
Z pierścionkami na palcach
I kołtunami we włosach
Srebro zimy
Przydymione od deszczu
Wiedźmy promieni słonecznych
Znów latają nisko
Myślę, że byłby lepszy, gdyby miał jeszcze jedną zwrotkę, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Sterczą ostre i nagie
Z pierścionkami na palcach
I kołtunami we włosach
Srebro zimy
Przydymione od deszczu
Wiedźmy promieni słonecznych
Znów latają nisko
Myślę, że byłby lepszy, gdyby miał jeszcze jedną zwrotkę, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
WOREK, 14 LUTEGO
Dzisiaj są walentynki, a ja nawet nie mam dziewczyny lub
chłopaka – no cóż, przynajmniej tak mi się zdaje. Wciąż myślę o Louis’m i
zastanawiam się czy jeszcze kiedyś uda mi się z nim porozmawiać i wtedy dociera
do mnie, że nie.
Biedny Josh miał okropny dzień. Kate zerwała z nim tego ranka. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Płakał, gdy przyjechał do szkoły i powiedział, że Kate od pół roku spotykała się z innym chłopakiem. To smutne, utrata kogoś, kogo się kocha boli najbardziej. Liam cały dzień próbował rozweselić Josha; był naprawdę kochany. Chociaż czasami jest głośny i apodyktyczny, potrafi być wyrozumiały i miły. Ostatnio nieczęsto go takiego widziałem.
Wieczorem wdrapałem się na dach, żeby porozmyślać o walentynkach sprzed dwóch lat. Louis szykował się na szkolną imprezę, na którą ja postanowiłem nie iść. Chciałem żeby został i spędził ze mną ten wieczór, ale bardzo zależało mu na imprezie. Byłem zazdrosny.
Włożył wtedy niebieską koszulę i obcisłe spodnie, które podkreślały jego dziewczęce biodra i błękitne oczy. Poszedłem do swojego pokoju, żeby poszukać w szufladzie różowej muszki. Wróciłem i zacząłem wymachiwać nią przed nosem Louis’ego.
Biedny Josh miał okropny dzień. Kate zerwała z nim tego ranka. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Płakał, gdy przyjechał do szkoły i powiedział, że Kate od pół roku spotykała się z innym chłopakiem. To smutne, utrata kogoś, kogo się kocha boli najbardziej. Liam cały dzień próbował rozweselić Josha; był naprawdę kochany. Chociaż czasami jest głośny i apodyktyczny, potrafi być wyrozumiały i miły. Ostatnio nieczęsto go takiego widziałem.
Wieczorem wdrapałem się na dach, żeby porozmyślać o walentynkach sprzed dwóch lat. Louis szykował się na szkolną imprezę, na którą ja postanowiłem nie iść. Chciałem żeby został i spędził ze mną ten wieczór, ale bardzo zależało mu na imprezie. Byłem zazdrosny.
Włożył wtedy niebieską koszulę i obcisłe spodnie, które podkreślały jego dziewczęce biodra i błękitne oczy. Poszedłem do swojego pokoju, żeby poszukać w szufladzie różowej muszki. Wróciłem i zacząłem wymachiwać nią przed nosem Louis’ego.
- No co? –
zapytał.
- Załóż,
będzie zabawnie.
- Ty załóż i
chodź ze mną.
Zamarłem na
moment.
- Chcesz pójść
tam ze mną?
- Chcę żebyś
tam był – poprawił mnie.
Skrzywiłem się
i pokręciłem głową.
- No załóż ją.
– podsunąłem mu muszkę.
- To mega
gejowskie. – skwitował, wciąż poprawiając koszulę.
- Nikt się nie
zorientuje. Jesteś zabawną osobą.
Pomyślałem, że
powiedziałem coś źle. Zabrzmiało to tak, jakby nikt nie traktował go poważnie.
Ale Louis zauważył moje zmieszanie i uśmiechnął się.
- Ty mi ją
załóż. – powiedział, odwracając się twarzą w moją stronę.
Zrobiłem to, bardzo delikatnie i czule, chcąc dotykać go jak
najdłużej. Potem chciałem się odsunąć, ale Louis przytrzymał mnie i długo
patrzył w oczy. Nie sądziłem, że jego są tak głębokie. Miałem wrażenie, że się
w nich topie, ale nie wołałem o pomoc, tak było dobrze.
W końcu przycisnął mnie do siebie i pocałował, tłumacząc, że są walentynki i nie mógł się powstrzymać. Za to ja poczułem się jeszcze bardziej zagubiony. Czym właściwie byliśmy, skoro Lou powtarzał, że nie chce być gejem i mamy nikomu nie mówić o pocałunkach?
W końcu przycisnął mnie do siebie i pocałował, tłumacząc, że są walentynki i nie mógł się powstrzymać. Za to ja poczułem się jeszcze bardziej zagubiony. Czym właściwie byliśmy, skoro Lou powtarzał, że nie chce być gejem i mamy nikomu nie mówić o pocałunkach?
- Ta muszka to
prezent od babci. – wyjaśniłem, chcąc przerwać ciszę.
- Której?
- Właściwie,
to twojej babci. – uśmiechnąłem się.
- Dlaczego nie
dała ją mnie? – zdziwił się.
- Bo cię tu
nie było.
I teraz też go
tu nie ma. Nie ma go tutaj. Czy to w ogóle jest w porządku?
ŚRODA, 15 LUTEGO
Wszystko szło
nie tak.
W szkole było dobrze, spędzałem czas z Niall’em, który pokazał mi nowe wiersze. Pojechaliśmy autobusem do domu, a kiedy wszedłem, Jay sprzątała akurat po kolacji, chociaż była to tylko pizza na wynos. Nawet trochę pogadaliśmy o szkole i innych sprawach, jednak mówiłem jej tylko to, co chciała usłyszeć. Zapytała czy mam jakiś nowych przyjaciół i czy wybieram się gdzieś w najbliższym czasie. Przez chwilę zdawało mi się, że stoję z boku, a ona rozmawia z Louis’m, bo tak zawsze wyglądała ich pogawędka, gdy jedli osobną kolacje, a ja przechodziłem obok jadalni. Ale, kurczę, ona mówiła do mnie. Wyjaśniłem, że rzeczywiście w klasie jest nowy uczeń i mamy wiele wspólnego, co mogło ją zaboleć, bo to z Louis’m zawsze byłem najbliżej. Potem zastanowiłem się chwilę i oznajmiłem, że w piątek jadę z Liamem do kuzyna Zayna.
W szkole było dobrze, spędzałem czas z Niall’em, który pokazał mi nowe wiersze. Pojechaliśmy autobusem do domu, a kiedy wszedłem, Jay sprzątała akurat po kolacji, chociaż była to tylko pizza na wynos. Nawet trochę pogadaliśmy o szkole i innych sprawach, jednak mówiłem jej tylko to, co chciała usłyszeć. Zapytała czy mam jakiś nowych przyjaciół i czy wybieram się gdzieś w najbliższym czasie. Przez chwilę zdawało mi się, że stoję z boku, a ona rozmawia z Louis’m, bo tak zawsze wyglądała ich pogawędka, gdy jedli osobną kolacje, a ja przechodziłem obok jadalni. Ale, kurczę, ona mówiła do mnie. Wyjaśniłem, że rzeczywiście w klasie jest nowy uczeń i mamy wiele wspólnego, co mogło ją zaboleć, bo to z Louis’m zawsze byłem najbliżej. Potem zastanowiłem się chwilę i oznajmiłem, że w piątek jadę z Liamem do kuzyna Zayna.
- Nie możesz. – odparła. – Od lat właśnie tego dnia potykamy się z Haywoodami na kolacji. Nie ma szans, żebyś się wymigał.
- Chociaż ten
jeden raz?
- Nie, Harry.
- Już nie
jestem dzieckiem.
- Nie
zaczynaj.
- Nie
zaczynam. Po prostu nie chcę tam iść.
Odsunąłem
talerz na bok i wstałem. Nie rozumiałem dlaczego zmusza mnie do tego, do czego
był zmuszany Lou. Nie jestem przecież jej synem.
- Musisz. –
Uparła się.
- Po co? –
Naprawdę chciałem wiedzieć.
- Chcesz się o
to kłócić?
- Nie idę.
- Nie masz
wyboru.
Wiedziałem, że
nie powinienem z nią dyskutować, bo skoro raz coś powiedziała – to musiało się
stać. Katherine Haywood jest najlepszą koleżanką Jay ze szkoły i przyjaźnią się
od zawsze, a ich syn Luck miał być przyjacielem Louis’ego, ponieważ znają się
od dziecka. Lou na początku nie miał nic przeciwko, ale potem poznał mnie i
wyjaśnił mamie, że nie może dogadać się z Luckiem. Potem wcale nie musiał
jeździć, gdy coś mu wypadło. Nawet jeśli chodziło o błahostkę.
- Proszę, nie
każ mi jechać. Proszę, Johannah – błagałem.
Zamknęła oczy.
- Nie możesz
tego ciągnąć w kółko. – westchnęła.
- Nie rób z
tego czegoś ważnego, bo tak nie jest. Nie chcę jechać do tych głupich
Haywoodów.
- Wezmę twój
telefon i odwołam wszystkie spotkania, które nagle są dla ciebie ważniejsze od
rodziny
- Jakiej
rodziny?! – wrzasnąłem.
Naprawdę
chciałem jechać do Zayna. Wciąż miałem nadzieje, że uda mi się z nim
porozmawiać, tak jak na imprezie, gdy był moim Louis’m. Jay nie zrozumiałaby
tego.
- Daj mi
telefon! Jeżeli tego nie zrobisz, ja zadzwonię!
Ona także
krzyczała.
- Jesteś
obłąkana!
Chwyciłem
komórkę, wszedłem do swojego pokoju i trzasnąłem drzwiami. Nadal niczego nie
rozumiałem i nie wiedziałem co robić. Po tym wszystkim dobrze będzie pojechać
do tych głupich Haywoodów. W końcu miałem opiekować się Jay, a nie jeszcze
bardziej ją dołować – mimo tego jak idiotycznie się zachowuje.
Wybrałem numer do Zayna, ale nie odbierał, więc zadzwoniłem do Liama. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, zaczął pytać, o której do mnie podjechać w piątek. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Wyjaśniłem, że nigdzie nie idę i odłożyłem słuchawkę. To był koszmarny wieczór. Jeden z wielu.
Wybrałem numer do Zayna, ale nie odbierał, więc zadzwoniłem do Liama. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, zaczął pytać, o której do mnie podjechać w piątek. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Wyjaśniłem, że nigdzie nie idę i odłożyłem słuchawkę. To był koszmarny wieczór. Jeden z wielu.
CZWARTEK, 16 STYCZNIA
Na
religioznawstwie rozmawialiśmy o muzułmanach i Koranie. Josh, obok którego
siedziałem, powiedział, że powinniśmy zachować ostrożność w kwestii wpuszczania
ich do kraju, a zrobił to w najgorszy sposób. Zayn, muzułmanin, zdenerwował się
i syknął, że wszyscy jesteśmy rasistami. Żałowałem, że utknąłem w tej sali.
Gdybym potrafił się skurczyć do wielkości ziarnka ryżu, najchętniej schowałbym
się w piórniku i nie wychodził przez długi czas.
- Nie jestem
rasistą – odrzekł Josh. – Po prostu stwierdzam fakty. Mówię o terrorystach. Musimy dbać o własne
bezpieczeństwo. – wymądrzał się. – W przeciwnym razie będziemy zagrożeni. –
Szturchnął mnie w ramię. – Harry, zgadzasz się ze mną?
Serce zaczęło mi
walić szybciej, w gardle mi zaschło. Wszystkie kolory w klasie pojaśniały.
Myślałem o terrorystach i o tym, że właśnie wpadają do naszej szkoły, głośno
krzyczą, a Josh w panice wstaje i próbuje uciec przez okno, ale jeden z nich
celuje w niego bronią i strzela. Potem Josh osuwa się na ziemię i uderza głową
o twarde panele.
Jak w ogóle można być terrorystą? Co to daje? Zwykły facet, wiodący normalne życie, jest przekonany, że jeśli tylko to zrobi, będzie mógł przespać się z nie wiadomo iloma odzianymi na biało dziewicami i już zawsze będzie siedzieć na puchowej chmurce. Wystarczy tylko jeden morderczy akt. Ma to dla mnie tyle samo sensu, ile strzelanie do grupy obcych ludzi, a trochę mniej jak strzelanie do Josha.
Zayn patrzył na mnie i czekał na odpowiedź. Wyjąkałem:
Jak w ogóle można być terrorystą? Co to daje? Zwykły facet, wiodący normalne życie, jest przekonany, że jeśli tylko to zrobi, będzie mógł przespać się z nie wiadomo iloma odzianymi na biało dziewicami i już zawsze będzie siedzieć na puchowej chmurce. Wystarczy tylko jeden morderczy akt. Ma to dla mnie tyle samo sensu, ile strzelanie do grupy obcych ludzi, a trochę mniej jak strzelanie do Josha.
Zayn patrzył na mnie i czekał na odpowiedź. Wyjąkałem:
- Nie wiem.
Skąd mam wiedzieć?
Poczułem
złość. Nie na całe zło świata, czy zawiedziony wzrok Zayna, ale na głupiego,
podłego Josha. Pomyślałem, że chyba zwymiotuję. Musiałem wybiec z klasy do
łazienki. Było mi tak długo niedobrze, że wreszcie nie miałem już czym
wymiotować.
Nie wiem, co ze mną jest nie tak.
Nie wiem, co ze mną jest nie tak.
WOOOOOOOOOWWWWWWWWWWW!!!!! TO JEST ZAJEBISTE.
OdpowiedzUsuńCO SIĘ STAŁO Z LOUIS'EM?
CZEKAM NA NASTĘPNY. <3
ojojojoj. ten rozdział tez mi się podoba! ajajajajaj.jak każdy XDD ta tajemniczość, cholera! lubie tajemnice,ale to, że nie wiem co się stało z Lou dobija mnie! zastrzelili go? wpadł pod samochód? nie wiem, myślę o takich rzeczach, bo Harry o nich myśli. to na pewno było coś takiego. ale przecież nawet nie wiem, czy on żyje czy nie! XD wydaje się, że nie... ale dlaczego mam przeczucie, że tak? jestem dziwna XD
OdpowiedzUsuńJay, Jay, Jay... może... nie wiem. już nic nie wiem.
też chcę, aby Harry porozmawiał z Zayn'em. oh. to wcześniej było takie. mm. mrr. zasmaczyste! XD << co za słowo XD
lepiej będę kończyć, bo to nawet nie trzyma się kupy. XD nic, a nic.