25 grudnia 2012

2. Z pierścionkami na palcach i kołtunami we włosach


2
Ciepła zima była tak absurdalna,
jak słony cukier,
ale równie rzeczywista, 
jak zimne lato.


PIĄTEK, 13 STYCZNIA.

Dziś wieczorem jest impreza u Liama. Udało mi się poprosić Jay, by mnie podwiozła i o dziwo zgodziła się. Pomyślałem, że napiszę coś zanim wyjdę. Siedzę w kurtce żeby Jay nie widziała tego co mam na sobie. Od samego rana nie wiedziałem w co się ubrać i przeszukałem dosłownie całą szafę (i wszystkie inne w domu), lecz nie znalazłem nic odpowiedniego. Dopiero jakąś godzinę temu wszedłem do pokoju Louis’ego i ostrożnie rozchyliłem drzwi szafy. Pamiętam jak wraz z tą czynnością uwolniłem zapach perfum i płynu do płukania ubrań, i – to naprawdę głupie – wybierałem koszulę wąchając każdą. Wybrałem tą, która najbardziej pachniała nim. Zanim ją włożyłem, siedziałem na łóżku, wdychając ten zapach jak narkotyk. A on delikatnie wlatywał przez moje nozdrza i koił wnętrze.
No i oczywiście znów to poczułem: falę ciepła i drgawki, które sprawiły, że natychmiast wróciłem do siebie.

Przed chwilą zadzwoniłem do Liama, ale nie odbierał. Wybrałem też numer do Zayna, ale on również miał zajęte. Siedziałem przed drzwiami wejściowymi, starając się nie myśleć o tym, że mogą teraz rozmawiać. Później wróciłem na górę żeby to napisać.

SOBOTA, 14 STYCZNIA

            Jest bardzo późno, a ja właśnie wróciłem z imprezy. Przyjechałem tam dość wcześnie, by zaoferować pomoc – tak jak obiecałem. Zayn dotarł dużo wcześniej i wszyscy siedzieliśmy w pokoju Liama. Zayn co chwila zmieniał kolczyki w uszach i robił dziwne miny do lustra, a Liam na ostatnią chwilę prasował koszulę. Ja siedziałem na rogu łóżka i przysłuchiwałem się rozmową, a także obserwowałem pokój. Uwielbiałem w nim przebywać, gdyż był pogodny. Ściany pokrywała żółta i zielona farba (na zmianę), a dodatki mieniły się każdym kolorem tęczy. Jedynie łóżko było szare, ponieważ kupione całkiem niedawno. Liam twierdził, że jego pokój jest zbyt dziecinny, ale ja tak nie uważałem. Jeśli tylko dobrze się przyjrzeć, można było zauważyć, że każda rzecz znajdująca się tu, miała swoją historię. Poobijane kanty stołu i mebli; stare książki; plama na podłodze, wystająca spod dywanu, której nie udało się zlikwidować i własnoręcznie wykonane ramki na zdjęcia. To wszystko sprawiało, że się uśmiechałem.
            Liam założył wyprasowaną koszulę i usiadł na łóżku, przeglądając płyty. Wtedy mruknął coś pod nosem i rzucił:
- Nienawidzę mojego głupiego przyrodniego brata. – W tym momencie zorientował się co powiedział i spojrzał na mnie z otwartymi ustami, a jego słowa ciężko zawisły w powietrzu. Wszyscy wiedzieli jak traktowałem Louis’ego. Właśnie jak przyrodniego brata. – Mam na myśli to, że jest wkurzający. Nie chciał pożyczyć płyt.
            Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, a Li poczuł się niezręcznie, więc postanowiłem się czymś zająć i zacząłem przeglądać jego książki.
- Może pożyczysz sobie którąś? – zapytał. – Masz teraz więcej czasu na czytanie niż ja.
            Przytaknąłem, wiedząc, że miał na myśli moje upadające życie towarzyskie. Zayn w ogóle się nie odzywał. Jakby nie było go w pokoju.
- Jak się miewa twoja mama? – zapytał łagodnie Liam.
- Nie mam pojęcia. W ogóle nie dzwoni.
- A pani Tomlinson?
Poczułem jak boli mnie klatka piersiowa.
- Niedobrze. – wydusiłem z siebie i zaczekałem aż powietrze znów zacznie spokojnie przepływać przez mój układ oddechowy. – Przesiaduje w pokoju i zajmuje się swoimi zbiorami.
- Jakimi zbiorami? – Zayn nagle wtrącił się do rozmowy.
- Żadnymi. – odparłem.
Ale Liam postanowił ciągnąć temat dalej.
- Pani Tomlinson kolekcjonuje rzeczy zgubione przez innych ludzi. – Spojrzałem na niego, prosząc, by nic więcej nie mówił, ale był już za późno. – Zdjęcia, kartki wyrwane z pamiętnika czy kalendarza… Hm, zepsute zabawki i takie tam. – rozgadał się. – Ma także sporo biżuterii, prawda?
Zayn nadął wargi, nie odrywając się od lustra.
- Dziwne. – powiedział.
Spojrzałem na Liama z diabełkami w oczach, a on zarumienił się i zwiesił głowę. Odwróciłem się napięcie i odszedłem do łazienki. Wziąłem kilka głębszych oddechów, ale nie zmusiłem się do spojrzenia w lustro. Wiedziałem jak blado wyglądam, więc nie chciałem się tym dołować. Czego oczy nie zobaczą, tego sercu nie żal, czy jak to szło.
            Dzwonek do drzwi zadzwonił i ludzie zaczęli się schodzić. Nie sądziłem, że Liam zaprosił tak dużą chmarę młodzieży. Wypełnili prawie cały dom, ale było fajnie. No, przynajmniej fajnie patrzyło się jak się bawią. Byli naprawdę szczęśliwi, i to uszczęśliwiało także mnie. Liam i Zayn zajęli miejsca na stole w salonie, siedzieli tam po turecku, gadali i pili wódkę z jednej butelki. Widok pijanego Liama nie był fajny, więc poszedłem szukać miejsca dla siebie. Minąłem Josha, który obściskiwał się z jakąś blondynką i wcisnąłem się między chłopaków, którzy siedzieli na dwóch sofach. Chcieli wciągnąć mnie do rozmowy, ale nie miałem na to ochoty, więc poddali się i zajęli sobą.
            I tak przechodzimy do najciekawszej części imprezy, gdyż nie wiedzieć czemu Zayn podszedł do mnie i zaczął rozmawiać tak, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. Nie wiedziałem czy to alkohol, czy może brał coś jeszcze, ale spodobało mi się. Wydawał się jakiś inny, taki niewinny i szukający „normalnego” towarzystwa. Obserwowałem uważnie jego twarz, skupiając się na oczach. Nie wiedzieć czemu, miałem wrażenie, że on to nie on. Jakby Zayn był kimś innym przez kilka minut.
            Chłopak siedzący obok wstał, więc Zayn usiadł obok i uśmiechnął się.
- Z nikim nie rozmawiasz. – bardziej stwierdził niż zapytał. – Przepraszam za mój komentarz odnoście hobby pani Tommo.

            Zamarłem na moment, gdy usłyszałem ostatnie słowo i zaśmiałem się. Jednak nie odpowiedziałem mu, bo nie wiedziałem jak. Pomyślałem, że chichot będzie wystarczający. Potem rozmawialiśmy długo i bez celu, tak jak robiłem to z Louis’m, co sprawiło, że oblewająca mnie fala ciepła była przyjemna. I… eh, właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo za nim tęsknie. Miałem łzy w oczach i bezradnie próbowałem to ukryć, ale Zayn i tak zauważył. Kiedy chciał to skomentować, przerwałem mu i kazałem mówić dalej. Opowiadał o sobie i swojej rodzinie. Nigdy nic o nich nie wiedziałem i nagle proszę!
            Dowiedziałem się, że Zayn lubi pieczone kurczaki, bo we wakacje odwiedził Amerykę i jadł ich dużo. Za rok chce jechać na dłużej, ale do Ameryki środkowej, później południowej i Bali. Kiedy opowiadał o Bali, przypomniałem sobie, co tam zaszło, i trochę mnie zmroziło, lecz chłopak kontynuował. Jego tata pochodzi z Iranu, a mama z Islington, czyli mojej okolicy. On również się tu wychował. Chciałem wiedzieć dużo więcej, na przykład czy jego rodzice się rozwiedli i jakiej jest wiary, ale prawdę mówiąc, to nie stanowiło żadnej różnicy.
            W rozmowie przerwał nam Liam, zmierzający w moją stronę chwiejnym krokiem. Usiadł na oparciu i próbował utrzymać równowagę. Właśnie wtedy zrozumiałem jak bardzo znienawidzę Liama (przynajmniej przez kilka dni), bo Zayn nagle się ocknął i znów mnie ignorował.
- Harry, musisz gdzieś ze mną pójść. – wyśpiewał pijacko Li i złapał mnie mocno za nadgarstek.
- O co chodzi? – zapytałem. I pod wpływem impulsu dodałem: - Jesteś zalany w cztery dupy, Liam! – Nie zabrzmiało to najlepiej, bardziej tak jakbym chciał być złośliwy.
- Haz, niedobrze mi. – Zakrył usta dłonią i powiedział stłumionym głosem: - Zabierz mnie do toalety.
Przytrzymałem go i gładząc po plecach zaprowadziłem tam gdzie chciał. Wymiotował bardzo długo, i towarzyszyły temu niepożądane dźwięki oraz zapach, ale zostałem przy nim tak długo, jak tego potrzebował. Potem wróciłem do domu i napisałem to wszystko.

NIEDZIELA, 15 STYCZNIA

            Źle spałem. Miałem sen o tym, że utknąłem w studni i nie mogłem z niej wyjść. Ściany były śliskie, a wody przybywało. Zaczęło brakować mi powietrza, sen się urwał i znów byłem na imprezie. Kiedy się obudziłem nie bardzo wiedziałem czy nadal śnie. Mam już tak dość koszmarów, że chyba zrezygnuje ze snu.

            Jay cały dzień krzątała się po domu bez celu. Bez przerwy na mnie wpadała i nawet tego nie zauważała. Zachowuje się tak, jakby nie rozumiała, że też tutaj mieszkam i potrzebuję trochę n o r m a l n e j atmosfery.
            Zanim wywlekłem się z łóżka, przyszła do mojego pokoju i usiadła w nogach. Jej twarz była szara i wyblakła, a w oczach kryła się nostalgia. Patrzyłem, wyczekując na jakąś reakcje, ale nagle wstała i wyszła, udając, że wcale jej tu nie było. Nie myśląc wiele, poszedłem za nią. Zamknęła się w pokoju i zajęła zbiorami – jak zawsze. Bezdźwięcznie osunąłem się na ziemię i słuchałem jak płacze. Wróciłem do siebie dopiero wtedy, gdy ręce zaczęły mi się trząść.

            Chciałbym zasnąć na długi czas, bo mimo wszystko czuję się zmęczony. Jay także nie może zasnąć, ale nie wejdę do jej pracowni. Za bardzo się boję. Nawet kiedy przechodzę obok, mam najstraszniejsze odczucia. Dlaczego ten zbiór jest dla niej taki ważny? W tym domu jest zbyt wiele pytań, których nikt nie zadaje, i słowa, których nikt nie wypowiada. Chcę powiedzieć mamie żeby wróciła do Anglii, i Jay, żeby przestała spędzać czas w tym pokoju. Chcę żeby znów zaczęły się wspierać, tak jak robiły to po rozwodzie. Naprawdę chcę im to powiedzieć, ale… nie wiem jeszcze od czego mógłbym zacząć.

PONIEDZIAŁEK, 16 STYCZNIA

            Dziś po południu Jay próbowała zdjąć z choinki zaplątane ozdoby. Nie mogła sobie poradzić, a ja stałem z torbą przewieszoną przez jedno ramię, i mocno ściskałem pasek. Drzewko było zeschnięte, igły spadały na ziemię, robiąc bałagan. Wyobraziłem sobie, że zarówno choinkę, jak i Jay ogarnia straszliwy kłąb dymu i płomienie. I że Jay upada na ziemię, próbując złapać oddech. Zamknąłem oczy, próbując odgonić od siebie te myśli.
            Zdjąłem buty, kurtkę i czapkę, a potem obserwowałem zmagania kobiety i pomyślałem, że powinienem pomóc, ale wtedy przypomniałem sobie jak straszne były święta. Mama nie przyjechała, a Jay nie przyrządziła indyka. Siedzieliśmy przy pustym stole, próbując rozmawiać, ale słowa padały przypadkowo i w ogóle się nie kleiły. Niektóre ciężko wisiały w powietrzu i oboje udawaliśmy, że ich nie zauważamy. Mógłbym przysiąc, że widziałem Louis’ego, siedzącego na kanapie i żartującego. A jego mama śmiała się wraz z nim i nie mogła złapać tchu.
            Znów zamknąłem oczy, każąc samemu sobie się uspokoić. Bo już nigdy tak nie będzie, pomyślałem. I nagle przypomniałem sobie jak Jay zaprosiła przyjaciół i wypiła dużo czerwonego wina. Wtedy pierwszy raz widziałem ją tak pogodną i żywą. Tak boleśnie przypominającą swojego syna.
            Patrzyłem jak szarpie się z choinką, ale nie pomogłem jej. Wbiegłem na górę i włączyłem muzykę, a po jakimś czasie usłyszałem jak woła:
            - Harry, nie widzisz, że potrzebuje pomocy?!
            Wiem, że nie powinienem, ale pogłośniłem radio i zignorowałem ją. Nie miałem zamiaru wracać na dół, po więcej wspomnień. Nie wiedzieć czemu poszedłem do pokoju Louis’ego. Drzwi były zamknięte, bo Jay robi to bez przerwy, ale i tak je otworzyłem. Wciąż posiadam klucz.
            Będąc w środku, usiadłem na łóżku i rozejrzałem się, a potem zacisnąłem ręce na niepranej pościeli i pod wpływem chwili, upadłem na poduszki i zacząłem płakać.

WTOREK, 17 STYCZNIA

            Lekcje trwały długo, a autobus się spóźniał. Cały dzień był bardzo leniwy i dołujący. Jay nie zeszła na kolację, ani oglądać TV. Widziałem ją idąc do łazienki – jej twarz była blada, zniszczona przez czas. Czuję się żałośnie.

WTOREK, 24 STYCZNIA

            W szkole odbyły się lekcje tańca, ale nauczyciel jest bardzo wymagający. Tylko Niall sobie poradził.

            Louis chodził do tej samej szkoły co ja, ale wciąż nie mogę pojąć tego jak stał się prymusem – najlepszym ze wszystkich na lekcjach plastyki. Żałuję, że wybrałem ten sam przedmiot co on, gdyż nauczycielka mnie nienawidzi. Patrząc na mnie, widzi Louis’ego. Jestem tego prawie pewny. Dziś miałem z nią lekcje. Pani Haynes chciała żebym oddał pracę domową, ale powiedziałem, że to głupie. Czy nie powinienem po prostu czegoś namalować niż tracić czas na szkic? Próbowałem jej to wyjaśnić, ale krzyknęła:
            - Harry, nie możemy ci wciąż wybaczać, że nie wykonujesz zadanych prac!
            Wszyscy zamarli w szoku. Nawet ja nie wiedziałem, że potrafi tak się unieść. Z tą chudą twarzą i rozczochranymi włosami wyglądała jak czarownica, co jeszcze bardziej przerażało uczniów.
            - Jeśli nie wiesz do czego służy szkic, nie wydaje mi się, żebyś mógł zdać.
            Odeszła.
            Liam i Zayn siedzieli naprzeciwko mnie (przy okrągłym stole), ale tylko Liam na mnie patrzył. Uśmiechnął się pocieszająco, ale to nie wysuszyło łez zbierających się w moich oczach. Dlaczego życie musi być takie skomplikowane?
            Zrobiło mi się gorąco, a ręce zaczęły się trząść. Poczułem jak żar rozpala moje policzki i miałem ochotę schować się pod stołem. Schowałem rzeczy do torby i pewnym krokiem podszedłem pod drzwi.
            - Dokąd się wybierasz?! – Wprowadziłem Haynes w zakłopotanie.
            Szedłem dalej, nie oglądając się za siebie i ocierając łzy. Ochłonąłem, gdy znalazłem się na korytarzu, ale nie zatrzymałem się. Chodzenie po szkole, gdy była pusta, sprawiało wrażenie, jakby przemierzało się szpital lub więzienie. Tak kojąca cisza…  Moje kroki odbijały się echem od ścian, a ja zastanawiałem się jakby to było wspinać się po schodach do nieba, jeśli niebo w ogóle istnieje. Ale szedłem w dół, z każdym krokiem oddalając się od niego. Po policzkach spłynęły mi słone łzy. Pchnąłem drzwi i zatrzymałem się pod daszkiem. Spojrzałem na ławki, które teraz tonęły w deszczu i szarej mgle. Przypomniałem sobie, jak siedziałem na jednej z nich wraz z Louis’m, rozmawiając o naszych rodzicach, przyszłości, marzeniach i o nas. Żaden nie rozpoczął rozmowy na poważniejsze tematy, takie jak: czym właściwie jesteśmy? Przyjaciółmi, braćmi, …?
            Pomyślałem, że nauczycielka może nagle wybiec i kazać mi wrócić do sali, ale nikt tego nie zrobił. Nikt się mną nie przejął. Byłem pewien, że w przybudówce, do której zmierzałem, nikogo nie będzie, ale zastałem tam Niall’a. Chodził w kółko i obserwował niebo.
            - Co tu robisz? – zapytałem, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
            Wzruszył ramionami.
            - Mógłbym zapytać cię o to samo.
            - Huh, nienawidzę pani Haynes. – westchnąłem.
            - Ja nienawidzę Anglii. – odparł. – Chciałbym nigdy tu nie przyjeżdżać. Chciałbym… - przerwał. – wrócić.
            - Ja też.
            - Niby gdzie? – zdziwił się.
            - Nie wiem, to nieistotne.
Zapadła cisza. Zdałem sobie sprawę z tego jak głupio zabrzmiała moja odpowiedź. Niall wyciągnął szyję zza przybudówki, a jego głowę zmoczyło kilka kropel deszczu.
            - Czy kiedyś przestaje tutaj padać? – warknął.
            - Czasami.
            - Jak wy możecie z tym żyć?!
            - Chyba przywykliśmy. – Po chwili zmieniłem temat: - Uciekłem z lekcji. Będę musiał zostać za karę.
            - Nie uważasz, że nakaz noszenia mundurków jest głupi? – zapytał, nie reagując na moje słowa.
            - W Kanadzie nie trzeba?
            Jeszcze bardziej zmarszczył brwi i pokręcił głową, jakby to było oczywiste.
            - Powinienem wracać. – oznajmiłem.
            - Nie możesz, skoro wyszedłeś.
            - Będę miał kłopoty.
            - Nie przejmuj się – pogładził moje ramie. – Wiesz, wcale nie chciałem być taki… no wiesz… nieprzyjemny… za pierwszym razem.
            - Początek w nowej szkole zawsze jest trudny.
            Uśmiechnął się, jakby był mi wdzięczny. Pierwszy raz widziałem go tak wesołego, trochę jakby mu ulżyło. Wziąwszy plecak na jedno ramię, rzucił:
            - Pani Sparrow chyba nie uwierzy, że byłem w toalecie, więc musze cię zostawić.
            - W porządku. – Gdy odchodził, zawołałem: - Byłeś naprawdę dobry na lekcjach tańca! – Ale już mnie nie usłyszał.

CZWARTEK, 26 STYCZNIA

            Lubię patrzeć przez okno na strychu, gdyż widzę dachy pobliskich domów i pomarańczowe, bezgwiezdne nocne niebo nad północnym Londynem , rozświetlonym milionami ulicznych latarni. Przejeżdżające samochody rzucają sienie na drzewa i liżą je swoim czarnym jęzorem. Siedzę tu teraz i piszę, chociaż czuję jak palce mi cierpną.
            Latem półtora roku temu (choć wydaje mi się jakby to było w innym życiu) Louis i ja wspięliśmy się na dach, kiedy było już ciemno. Do wschodu słońca brakowało wielu godzin, ale chcieliśmy doczekać tej chwili. Kotka przywędrowała za nami i chodziła wzdłuż krawędzi. Przynieśliśmy herbatę, kanapki, jeden śpiwór i magnetofon. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie, praktycznie się przytulając. Włączyłem płytę Suzanne Vegi, należącą do mojej mamy, której Louis lubił słuchać. Vega śpiewała o tym, jak siedzi w kawiarni, nalewa sobie mleka, wygląda przez okno. Louis wcisnął repeat.
            Zaczął opowiadać o projektowaniu wnętrz, sztuce, malarstwie i muzyce. Chwalił się, że kiedyś będzie się uczył w Szkole Sztuki i Projektowania w Leeds (skąd przywiózł mi torbę). Wyciągnąłem rękę, by przełączyć utwór, ale on zatrzymał ją. To był ten moment, kiedy spojrzeliśmy na siebie, a nasze twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko. Nie wiedzieć czemu, Louis pochylił się i pocałował mnie. Oboje byliśmy tak zdezorientowani, że postanowiliśmy nikomu o tym nie mówić.
            - A słyszałeś, że pierwsza osoba, która przeżyła spływ wodospadem Niagara w drewnianej beczce, była kobietą? Miała na imię Annie i jej pierwsze słowa po tym wyczynie brzmiały: „Niech nikt nigdy nie waży się tego robić”. – Zaskakujące było to, jak Louis potrafił zmieniać temat.
            Zachichotałem i zakryłem dłonią usta, żeby się uciszyć i nikogo nie obudzić.
            - Dlaczego w ogóle ludzie wpadają na takie pomysłu? – zapytałem.
            - Yeah, wyobraź sobie, że zamykają wieko, a ty podskakujesz na falach absurdalnie szybkiej rzeki i spadasz w przepaść. To albo śmieszne, albo przerażające.
            - Albo szalone. – uzupełniłem.
            - Czytałem, że wybrała się tam z kotem, co jest już najbardziej zwariowane ze wszystkiego.
            Znowu zachichotałem, tym razem nie mogłem przestać. Oboje dostaliśmy ataku śmiechu. Leżeliśmy na jednym śpiworze, wtuleni w siebie i drżący od napływu dobrego humoru, aż przypomnieliśmy sobie o ostatnim zdarzeniu.
            - Nie chcę być gejem, Haz – stwierdził Louis.
            - Ja też nie, Lou. – przyznałem.
            Byliśmy tacy głupi. Ja byłem głupi. Dla niego mógłbym być gejem, biseksualistą, a nawet dziewczyną. Tak naprawdę nie interesowało mnie jakiej jesteśmy orientacji. Byłby dla mnie idealny zawsze, byle by był. Pamiętam go dokładnie tamtej nocy. Puszyste brązowe włosy, niczym piórka, głębokie niebieskie oczy i własne pragnienie, by spędzać więcej czasu razem.
            Wysłuchaliśmy płyty do końca i włączyliśmy ją od początku. Graliśmy w dwadzieścia pytań, potem w karty i znów zaczęliśmy się całować. Kotka ocierała się puszystym łebkiem o rękę Louis’ego. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy i czekaliśmy na wschód słońca. Kiedy niebo zaczęło się unosić, zauważyłem ziarenko nadziei w wyrazie twarzy Louis’ego i wielką ekscytację.
            Zamiast oglądać jak słońce rodzi się na nowo, obserwowałem go. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej, oparł głowę o kolana, a w jego oczach było widać dal.

PIĄTEK, 27 STYCZNIA

            Dziś zostałem odbyć karę. Pani Haynes siedziała przy swoim biurku i mocno naciskała długopis. Nie wiedzieć czemu, przypomniał mi się Josh. Najbardziej irytujące w tym chłopaku jest to, że wszyscy chcą się z nim przyjaźnić, chociaż on uważa, że jesteśmy niedojrzali. Teraz ma dziewczynę, która wygląda jak modelka. Myśląc o tym, zapragnąłem, żeby zadzwonił do mnie Liam albo Zayn z imprezy. Mówiąc „z imprezy”, mam na myśli tego kim stał się na te parę minut. Był tak podobny do Louis’ego… Jakby Louis był w nim i chciał dać mi jakiś znak; powiedzieć, że wszystko jest dobrze i poradzę sobie.
            O dziwo czas minął bardzo szybko i koza się skończyła. Wyszedłem ze szkoły, zatrzymałem się na przystanku i znów się rozpadało. Było zimno i mgliście, przez co zacząłem myśleć o wyczekiwaniu na wschód słońca. Czułem się tak, jakbym siedział z Louis’m na dachu, i było mi z tym dobrze. A sekundę później, miałem wrażenie, jakby szeptał mi do ucha: - Kocham Cię. 




1 komentarz:

  1. Oh my god... why?
    przez takie opowiadania jak Twoje, wiem i utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy nie przestanę wierzyć. tego nie można się tak nagle wyzbyć..
    oh. moje Larry feels.
    nie no. moja bania wysiada XD
    co się do cholery stało z Louis'em? co się stało tamtego lata? czy kiedyś tam.. nie obchodzi mnie to. chcę wiedzieć. jestem niecierpliwa, a moje serce ociera się o żebra. ałć!

    trololololo. really? nie dam rady wytrwać do końca. ja już tu odpadam. dla mnie to za dużo. zawsze muszą sobie uświadomić, co do siebie czują, po fakcie! jak oni mnie denerwują. ale kocham ich... i to co ich łączy.
    ale to wykańcza mnie psychicznie, co pewnie pisałam XD

    cholera. jestem silna! dam radę! wytrwam do końca! a potem bd się żalić, dlaczego, to nie może być realne...
    smutek.
    agrrrr.
    kończę, bo ten monolog mnie denerwuje XD ja sama siebie denerwuje. czy coś. bosze! jestem irytująca! XD
    kończe.

    dodaj szybko 3. tak dla dobra mojego serducha. choć nie wiem, czy to będzie dla niego dobre...

    OdpowiedzUsuń