5
Naiwnie
pozwalam promieniom słońca ogrzewać moją skórę,
gdy tak
naprawdę mocno ją parzą.
Ostrzeżenie: W tym rozdziale
dużo cierpienia :/
PIĄTEK, 3 MARCA
Właśnie
wybieram się na urodzinową imprezę do Liama. Zostanę na noc i będę musiał
słuchać jak trajkocze o jakiejś dziewczynie o imieniu Danielle.
Kiedy
przyjechałem, Liam zaciągnął mnie do swojego pokoju na górze i cichutko
powiedział, że jego mama znów jest pijana.
-
Obiecała, że wyjdzie z domu, ale leży w łóżku i śpi. – wyjaśnił.
-
Wszystko z tobą w porządku?
Skrzywił
się.
-
Tak. W co się dziś ubierzesz? Chcesz pożyczyć moje czarne jeansy?
Przeglądałem
ubrania, słuchając jego bezsensownej paplaniny i stwierdziłem, że nie chce
pożyczać żadnej części jego garderoby. To było bardzo dziewczęce. Liam zaczął
palić, aż powietrze w pokoju zgęstniało od dymu. Bez przerwy kaszlałem, więc uchyliłem
okno. Wciąż się zachwycał jak schudłem i jak dobrze wyglądam, a ja nadal nie
mogłem zrozumieć, dlaczego rozmawiamy jak piętnastolatki. W końcu zamilkł, a do
pokoju wszedł Josh. Zdziwiłem się, ponieważ było dość wcześnie, a on stale się
spóźniał.
-
Musiałem przyjść wcześniej, bo nie mogłem wytrzymać w domu. Moja matka
zwariowała! – stwierdził.
Chciałem
powiedzieć, że jeśli ma swoją matkę za szaloną, to powinien pomieszkać z Jay,
ale ugryzłem się w język.
Josh
wziął papierosa z paczki Liama i zapalił.
-
Przyłapała mnie z Kate – czyli wrócili do siebie, wybaczył jej. – w łóżku. –
Uśmiechnął się głupkowato. – Jest wściekła.
Liam
uśmiechnął się do niego, jakby coś było na rzeczy. Poczułem się wykluczony z
rozmowy, więc podparłem ścianę i zwiesiłem wzrok.
-
Mówię wam – kontynuował. – Kate ma takie piękne ciało! I te piersi…
Liam
zaczął się śmiać, jakby był pod wpływem jakiegoś silnego narkotyku.
-
Gdzie jest Zayn? – zapytał nagle Josh.
Wzruszyłem
ramionami, a Liam odparł:
-
Przyjdzie.
Potem
Liamowi przyszło do głowy, żeby upiec ciasteczka. Josh i ja uznaliśmy, że nie
mamy po pięć lat, ale Liam wciąż nalegał. Wtedy Josh stwierdził, że to jednak
dobry pomysł, co było dziwne, bo zwykle upiera się przy swoim.
Zeszliśmy
na dół, przygotowaliśmy ciasto, uformowaliśmy ciasteczka i wsadziliśmy je do
piekarnika. To było nawet fajne, pomyślałem, że Louis bawiłby się równie dobrze
jak my. Rzucałby mąką i narobił bałaganu, ale byłoby zabawne.
Wypiliśmy
parę drinków, a potem zostałem sam, bo Josh i Liam wyszli na zewnątrz zapalić
trawkę. Byłem już wstawiony, ale nalałem sobie jeszcze wódki. Aż tu nagle
podszedł do mnie z tyłu Zayn.
-
Pieczesz ciasteczka – zauważył.
Pokiwałem
głową.
-
Boże, jaka szkoda, że nie mogę ich jeść.
- Weź
jedno – zaproponowałem. – Nie zachowuj się jak dziewczyna. Jesteś facetem,
prawda?
Spojrzał
na mnie ze zdziwieniem. Sam sobie niedowierzałem, że potrafiłem być tak stanowczy.
Ale poskutkowało, Zayn zabrał jedno i uśmiechnął się.
Ludzie
zaczęli się schodzić, ale nikt nie chwycił ciastek, więc cała praca poszła na
marne. Przyglądałem się rozkołysanym nastolatkom i kręciłem głowami, gdy któreś
z nich biegło pod okno, by zwymiotować. Skrzywiłem się i wyszedłem na zewnątrz,
a za mną przyszedł Zayn. Miałem nadzieje, że pogadamy jak kiedyś, ale był zbyt
pijany i po opowiedzeniu mi wielu sprośnych żartów, po prostu odszedł i
zostawił mnie samego, obok chłopaków palących jointy. Zaproponowali jednego,
ale odmówiłem, gdyż wciąż czułem się lekko wstawiony. Marzyłem, żeby pojawił
się Louis, zabrał mnie stąd i przytulił. Przypomniały mi się jego niebieskie
oczy i uśmiech. Znów oblała mnie fala gorąca. Wróciłem do środka, ponieważ na
dworze było mroźno, i zauważyłem, że tutaj również kilku chłopaków pali trawkę.
Poszedłem
do Liama, żeby mu o tym powiedzieć. Jego mama jest dosyć wyluzowana – albo po
prostu się nie przejmuje – ale wątpiłem, by pozwoliła komuś palić trawkę w
swoim domu. Gdy już odnalazłem Liama, na schodach pojawiła się jego mama;
chwiała się i miała podpuchnięte oczy. Kiedyś była baleriną – jest szczupła i
zwykle bardzo elegancka. Włosy na ogół upina w kok, ale ponieważ spała, były
teraz rozpuszczone i potargane. Pochodzi z Rosji i nie jest prawdziwą mamą
Liama, ale wychowywała go. Jego tata zostawił ich lata temu, dlatego kobieta
zaczęła pić. Teraz miała na ustach rozmazaną czerwoną szminkę, co dla
niektórych było zabawnym widokiem.
Zawołała:
-
Niech wszyscy się wynoszą! Nie cierpię zapachu marihuany! Liam, niech oni się
wynoszą!
Byłoby
to nawet śmieszne, gdyby leciało w telewizji, ale to działo się naprawdę.
Wszyscy się na nią gapili!
Liam
się rozpłakał i wrzasnął na matkę:
-
Jak mogłaś mi to zrobić w moje urodziny?!
-
To nie jest melina dla narkomanów, to jest mój dom! – krzyknęła matka Li.
Mięśnie
na jej chudej szyi się napięły, obojczyki sterczały ostro i groźnie.
Potem
już oboje się wydzierali. Ludzie opuścili dom jak szczury uciekające z tonącego
okrętu. Nikt nie został, ani Josh, ani Zayn. Ja stałem, niepewny i przerażony.
Li odwrócił się do mnie i powiedział:
-
Idź, proszę. To takie upokarzające.
Czułem
jak łzy napływają mi do oczu, więc odwróciłem się i sięgnąłem po swój płaszcz,
ale nagle Liam zatrzymał mnie i powiedział:
-
Przepraszam. Proszę, zostań, potrzebuję twojej pomocy.
Wskazał
na matkę, która nie mogła utrzymać się na nogach. Zaprowadziliśmy ją do pokoju,
a wyglądało to jak prowadzenie długonogiego źrebaka, upadającego co krok.
Kiedy
wreszcie znaleźliśmy się w pokoju Li, zebrało mi się na szczerą rozmowę, ale on
od razu odpłynął. Ja leżałem długo, nie mogąc zapaść w sen.
NIEDZIELA, 5 MARCA
Chciałbym
znaleźć wspólny język z Liamem. Wiele się zmieniło…
Wczoraj
rano był tak daleki. Nie zjadł śniadania, chociaż zrobiłem jajka na tostach.
Tłumaczył, że ma dużego kaca i jest przygnębiony. Bardzo chciałem powiedzieć
mu, że nie ma powodu do smutku: w końcu ma brata i wielu przyjaciół.
Żałuję,
że to napisałem.
WTOREK, 7 MARCA
Londie
zapytała mnie, co napisałem o Louis’m, ale nie odpowiedziałem. Kazała mi
traktować pamiętnik poważnie, żebym przestał spychać w podświadomość co się
wydarzyło. Zrobiło mi się ciężko na sercu i nie mogłem podnieść na nią wzroku.
Znów patrzyła na mnie ze swoim cholernym spokojem, ale tym razem była lekko
podenerwowana. Wreszcie odparłem:
-
Niczego w sobie nie blokuję.
To
zdanie wyłoniło się, jakbym był w pokoju pełnym gęstego dymu. Zabolało mnie to
co powiedziałem i poczułem się tak, jakby skłamał. Każde słowo raniło moje
płuca.
CZWARTEK, 9 MARCA
Przerwa
międzysemestralna dobiegła końca i wróciliśmy do szkoły. Bleee.
Kiedy
odrobiłem lekcje, poszedłem na dach, żeby sobie tam posiedzieć. Zwykle nie
widać stamtąd wielu gwiazd, ale dzisiaj niebo było ich pełne, wyglądały jak
szpileczki wbite w płachtę czarnego materiału. To przypomniało mi pewne
wydarzenie z Louis’m sprzed kilku lat.
Była
to taka sama noc jak ta. Wyszliśmy z domu z moją mamą, by oglądać fajerwerki, i
Louis powiedział, że jest głodny. Anne wpadła na pomysł kupienia pieczonych
ziemniaków i popchnęła nas w stronę stoiska. Mieliśmy wtedy chyba po trzynaście
lat.
Ktoś
krzyknął przez megafon, że zaraz puszczą koło Katarzyny. Stukając nerwowo
palcami w blat, mężczyzna zapytał, czego sobie życzymy. Z pewnością pomyślał,
że będziemy chcieli popatrzeć, ale wszyscy uważaliśmy, że koła Katarzyny są
nudne, tak jak i sposób, w jaki przyczepia się je do ogrodzeń czy drzew, tak że
tylko obracają się i obracają, wystrzeliwując iskierki. Nawet Anne stwierdziła,
że są nudne, chociaż zawsze powtarzała: „Tylko nudni ludzie się nudzą”.
Zapłaciliśmy,
po czym mężczyzna skierował uwagę na tłum gapiów, stając na palcach, żeby
zobaczyć kolo Katarzyny, które wystrzeliło, a potem zgasło.
Wziąłem
ziemniak wypełniony masłem i serem, a potem rozgniotłem plastikowym widelcem
jego zawartość. Anne i Louis zrobili to samo. Czasami byliśmy tacy do siebie
podobni. Panował chłód, ale ziemniak ogrzewał moje palce. Wdychałem zapach
fajerwerków i gnijących liści.
Przez
megafon zapowiedziano rozpoczęcie pokazu sztucznych ogni. Przeciskając się
przez grupę nastolatków i rodzin większych od naszej, pospieszyliśmy do
pierwszego rzędu. Chciałem wziąć kęs ziemniaka do ust, ale zanim mi się udało,
ktoś uderzył mnie w łokieć i ziemniak spadł na ziemię. Nawet go nie
skosztowałem. Popatrzyłem, jak tam leży zgnieciony i ze złością wyrzuciłem
widelec.
Nie
było już szans, aby wrócić do stoiska z jedzeniem. Udało nam się zająć miejsca
z przodu. Gdy pierwszy fajerwerk wystrzelił z hukiem w niebo, łzy zakręciły mi
się w oczach. Taką miałem ochotę na tego ziemniaka. Louis popatrzył na mnie –
czułem jego spojrzenie na sobie, ale nie chciałem się odwrócić, bo na pewno
wyglądałem żałośnie – po czym bez słowa oddał mi swoją porcję.
Wziąłem
ją i poczułem ciepło na palcach. Louis podał mi swój widelec. Nie patrzyłem na
niego. Zjadłem całego ziemniaka, a potem podszedłem i przytuliłem go tak mocno,
że już nie mogłem puścić.
Powinienem
powiedzieć Londie, że nie potrzebuję pomocy, i przestać chodzić na te spotkania
terapeutyczne. Mówiła, że pisanie mi pomoże, a ja czuję się coraz gorzej.
Gorzej niż kiedykolwiek.
PIĄTEK, 10 MARCA
Wieczorem
widziałem, że Jay wchodzi do pokoju Louis’ego i zamyka drzwi. Poczułem się tak
bardzo samotny. Jak pusta plastikowa torebka. Dużo czasu minęło, nim zacząłem
normalnie oddychać.
Mama
dzwoniła w nocy – prawdopodobnie odsłuchała wiadomość – ale nie odbierałem. Byłem
zły, że nie rozmawia ze mną wtedy, kiedy ja
tego chcę.
SOBOTA, 11 MARCA
Wybrałem
się do Niall’a. Jego macocha zrobiła nam gorącej czekolady, po czym
rozmawialiśmy kilka minut o zabawnych wybrykach rodzeństwa Niall’a i o
Kanadzie. Ana była na zabawie dla dzieci, więc Angela nie musiała za nią
biegać.
-
Pamiętam – rzekła. – Jak byłam w waszym wieku i cały świat stał przede mną
otworem. Wtedy… - Zadzwonił jej telefon, więc nie skończyła i wyszła.
Gdybym
mógł powiedzieć jej, że świat wcale się nie otwiera, tylko zamyka, jak podczas
zachodu słońca. Dodałbym też, że czasem wydaje się całkowicie niedostępny, jak
drzwi do pokoju Louis’ego.
Niall
dał mi kuksańca w bok i powiedział:
-
Rozchmurz się.
-
Przepraszam – odparłem.
-
Chodź, pomożesz mi się rozpakować.
-
Nie rozpakowałeś się jeszcze? Minęło kilka miesięcy!
-
Wiem, wiem.
Pobiegliśmy
do jej pokoju na poddaszu. Tam jest jak w domku na drzewie. Niall pomalował
pomieszczenie na kolor kremowy, a na jednej ze ścian widniał mural. Taka
uliczna scenka ze spacerującymi ludźmi i zwierzętami.
-
Naprawdę sam to namalowałeś? – zachwyciłem się, oglądając uważnie każdy
szczegół.
Pokiwał
głową.
-
Spodobałby się Louis’emu.
Przez
chwilę milczał.
-
Cieszę się. A teraz pomóż mi z tymi pudłami.
PONIEDZIAŁEM, 13 MARCA
Niall
dał mi czasopismo „The New Yorker”, oczywiście amerykańskie. Chciał, żebym
przeczytał dwa zamieszczone tam wiersze. Były piękne. Jeden opowiadał o pociągu
i osobie wyglądającej przez szybę na otwarte drzwi domu. Była też mowa
chabrach, co sprawiło, że oczami wyobraźni zobaczyłem je, stojące we frontowych
drzwiach. I poczułem się, jakbym na coś czekał.
W
końcu sam zapragnąłem coś napisać.
Sekundy prześlizgują się przez palce
Mała srebrna rybka przez siatkę
Gorąco na moich policzkach jak zima
Słońce na twarzy, lato minęło
Rybak nie może złapać wszystkiego
W pustym oceanie
W pustym oceanie
Pływa mała srebrna rybka
Wiem,
że to nie ma sensu, ponieważ w pustym oceanie nie może być żadnej rybki, ale
podoba mi się samo brzmienie – głębokie i chłodne. Myślę, że ten wiersz
potrzebuje dopracowania. Może zastąpiłbym ostatni wers: „Mała srebrna rybka nie umie pływać”.
Kiedy
piszę, czuję się dobrze. Nie wiem, co odczuwam w pozostałych momentach życia. W
ogóle nie chcę niczego czuć, naprawdę.
Jay
zwyczajnie otworzyła drzwi i zapytała, czy możemy porozmawiać. Miałem wrażenie,
że Anne do niej dzwoniła. Byłem zdziwiony i tak zakłopotany, że nie wiedziałem,
co odpowiedzieć.
-
Słucham?
-
Harry, dobrze się czujesz?
-
Czemu pytasz?
Taaaaak.
Mama zdecydowanie do niej dzwoniła. Wiem, że Jay już nie obchodzi jak się
czuję. Jest zrezygnowana. Nawet jeśli przez minutę chcę by było dobrze, ona od
razu chce to zniszczyć. Niepokój zabulgotał mi w żołądku.
Jay
poprosiła:
-
Porozmawiaj ze mną.
-
Nie chcę rozmawiać. Z tobą ani z nikim innym. Jest w porządku. Mam do
odrobienia mnóstwo lekcji.
Westchnęła
ciężko i po dłuższej chwili niezręcznego milczenia podeszła do drzwi i gdy już
miała wychodzić, powiedziała:
-
Twoja mama wczoraj płakała.
Mógłbym
przysiąc, że miała jeszcze inną informację, ale nie potrafiła nic z siebie
wydusić. Wyszła, zamykając drzwi, a potem usłyszałem jej szloch i sam
zapragnąłem płakać. Zasnąłem i obudziłem się w nocy, zlany potem.
CZWARTEK, 16 MARCA
Liam
zaprosił mnie na kolacje, bo przyjechał jego przyrodni brat. Pomyślałem, że
będzie fajnie. Wyobrażałem sobie siedzenie przy wspólnym stole i jedzenie
przepysznych dań pani Bykov. Ale było wręcz przeciwnie. Gdy przyjechałem, mama
Liama była już po kilku drinkach, a brat wyszedł gdzieś od razu po kolacji.
Myślałem
o tym jak czuje się Liam, ale nie miałem odwagi o to zapytać. Poszliśmy na górę
i znów słuchałem, jak Li mówi o niczym. Chciałem zniknąć i nigdy nie wracać.
Wyobraziłem sobie, że nagle wybucham, a moje cząsteczki osiadają na każdym
przedmiocie w tym pokoju i Liam piszczy jak mała dziewczynka, a potem ucieka i
potyka się, po czym z przerażeniem w oczach spada ze schodów. Zamknąłem oczy,
by zburzyć ten obraz.
-
Weź – Liam rzucił w moją stronę swoją ulubioną koszulę. – Teraz i tak by na
mnie nie pasowała. – Westchnął.
-
Co masz na myśli? Jesteś dobrze zbudowany. – Zaprzeczyłem i zacząłem
zastanawiać się, dlaczego o tym rozmawiamy.
-
Boże, Harry, jesteś taki…
-
Jaki? Jaki jestem?
-
No wiesz.
-
Mówię ci, że koszula będzie na tobie dobrze wyglądać. Nie rozumiem w ogóle,
dlaczego zachowujemy się jak dziewczyny!
-
Nie zdajesz sobie sprawy, co się dzieje. Nigdy niczego nie rozumiesz.
-
Daj mi spokój, Liam – powiedziałem.
Myślę,
że Louis właśnie tak by zareagował.
-
Ostatnio cały czas daję ci spokój.
-
Co masz na myśli?
-
Wiesz co.
-
Nie, nie wiem.
-
Weź po prostu tę koszulę i zapomnij, że cokolwiek powiedziałem.
Rzuciłem
ciuch na podłogę.
-
Nie chcę tej twojej głupiej koszuli!
-
Harry, weź się w garść.
-
Nie masz pojęcia, jak to jest – wymamrotałem.
-
A skąd mam mieć? W ogóle o tym nie mówisz. Czego ode mnie oczekujesz? To jest
smutne, potworne i straszne. Sam nie wiem, co jeszcze mógłbym ci powiedzieć.
Wcale mi nie pomagasz.
-
Ja tobie nie pomagam? Jak możesz być
taki podły? Zawsze ci pomagałem. Wspierałem cię i byłem przy tobie, a ty nie
potrafisz tego dla mnie zrobić.
-
Jestem podły? A ty jaki jesteś? Czy masz dla innych czas? Nawet nie wiesz, co
się wokół ciebie dzieje.
Zaczął
płakać, co wyglądało dziwnie, bo miał już 17 lat.
-
Nie wierzę, że to powiedziałeś! Że jesteś taki samolubny! – krzyczałem. – Nie
masz pojęcia, jak to jest. Cały czas.
-
Nie daję już rady.
-
Z czym?
-
Z tobą!
-
Dlaczego mi to robisz?
-
Niczego nie robię – odpowiedział.
-
Krzyczysz na mnie. Li, jesteś taki zajęty sobą, taki egoistyczny. Zawsze byłeś
ty. Stale musieliśmy się o ciebie martwić i o tobie rozmawiać, a teraz, kiedy
to wszystko mnie się przydarzyło, ty
nie dajesz rady, bo jesteś egoistą.
Ciebie nigdy nie spotkało nic złego. W twoim życiu nie ma żadnych nieszczęść.
Nie rozumiesz, że mogę potrzebować twojego wsparcia.
-
Również w moim życiu dzieją się złe rzeczy, ale ty tego nie zauważasz. Jak ja
mam cię wspierać, skoro mi na to nie pozwalasz? Nawet o tym nie mówisz! –
krzyczał.
-
Ja nie chcę o tym mówić. Nie chcę nawet o tym myśleć.
Tym
razem łzy popłynęły po moich policzkach. Zabrałem torbę i zbiegłem na dół. Mama
Liama odkurzała w przedpokoju. Widząc mnie płaczącego, zapytała:
-
Co się stało?
Uśmiechnęła
się ze współczuciem i wyłączyła buczącą maszynę. Czułem się taki kruchy i
lekki, prawie przeźroczysty. Miałem ochotę przeniknąć ściany i wybiec, ale
powstrzymałem się.
-
Wracam do domu, przepraszam. – wykrztusiłem.
Widząc,
że płaczę, zawołała w stronę schodów:
-
Liam, co ty narobiłeś?!
-
To nic, pani Bykov – powiedziałem. – Po prostu chcę jechać do domu.
Otworzyłem
drzwi i wybiegłem. Poczułem jak do mojej głowy dociera zimne powietrze i przez
chwilę trzymałem się za skronie. Pognałem w stronę stacji kolejowej, która
znajdowała się na końcu ulicy. Było ciemno. Stanąłem przed kasą biletową i
zacząłem się trząść. Mężczyzna w okienku obserwował mnie z przerażeniem w
oczach i zapytał:
-
Dokąd chcesz jechać?
Fluorescencyjne
światła sprawiały, że wszystko tutaj wyglądało szaro, szaro jak w kostnicy.
Usłyszałem, że pociąg wjeżdża na peron i zobaczyłem jak się zatrzymuje. Zebrało
mi się na wymioty. Spojrzałem na mężczyznę, nie mogąc oddychać.
-
Wszystko w porządku? – spytał.
-
Zmieniłem zdanie – stwierdziłem i wyciągnąłem telefon, próbując go nie upuści.
Chodź bardzo trzęsły mi się ręce. – Pod jaki numer trzeba zadzwonić, żeby
wezwać taksówkę?
-
Zamówię ci – zaproponował.
Przez
chwilę byłem mu wdzięczny, a potem zrobiło mi się tak niedobrze i tak bardzo
się trząsłem, że prawie nie mogłem myśleć. Jazdę pamiętam jak przez mgłę. Kiedy
byłem już w domu, bez słowa udałem się do pokoju. Czułem suchość w gardle i
pustkę, więc napiłem się wody, z myślą, że to przyniesie ulgę. Niestety było
jeszcze gorzej, czułem ból i miałem wrażenie, że umieram. Chciałem zawołać Jay
albo zadzwonić do kogoś, by powiedzieć, że mam atak serca, że dzieje się ze mną
coś złego, ale za bardzo bałem się krzyczeć. Serce stukało mi w piersi tak
głośno, że zatkałem uszy, by go nie słyszeć, ale to nie pomogło. Nie wiem
dlaczego, tak nagle, uświadomiłem sobie to co najgorsze i pragnąłem wypłakać
wszystko co miałem w sobie. Pobiegłem do toalety i rzuciłem się na nią z taką
siłą, że miałem wrażenie iż zwymiotuję wszystkie wnętrzności. Potem wróciłem do
pokoju i leżałem tam tak długo, aż się uspokoiłem.
Nie
mam pojęcia co się ze mną działo. Czy zacząłem wariować?
Dlaczego tylko ja to komentuje? :|
OdpowiedzUsuńtu powinny być setki komentarzy, a jest tylko jeden, góra dwa. nie rozumiem ludzi -,-
tak, w tym rozdziale było wiele cierpienia.
cierpienie Harry'ego, Jay, Liam'a. każdy tam cholera cierpi. co tam się dzieje?
ugh.
zbyt wiele tajemnic. nie ładnie...
Harry boi się pociągów. cholera on wszystkiego się boi. [za dużo tego cholera, nie? ;> ]
podobało mi się jego podejście na imprezie, gdy wypił te kilka drinków. powinien częściej być odważniejszy i powinien przestać bać się mówić.
ohh. co ja na to poradzę? nic.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem nic... To jest takie wspaniałe... Odpowie mi ktoś co się stało z Louis'em ? I dlaczego piszę się Louis'ego a nie Louis'a ? -,- Jestem głupia... ; (
OdpowiedzUsuńwszystko okaże się potem. A piszę się "LOUIS'EGO" ponieważ "LOUIS" czyta się jak "LUI" a nie "LUIS" więc mówimy "LUIEGO" a nie "LUISA" ani "LUISEGO". Za to "LOU" czytamy jak "LU", przez co "LOU-LOU" to "LULU". K? Simple but effective.
UsuńPiszesz cuuuuuuuuuudownie. Normalnia cud, miód i Twoje opowiadania. :-)
OdpowiedzUsuń