6
Obniżyć lot
PIĄTEK, 17 MARCA
Dziś rano dzwoniła mama, ale nie zdążyłem odebrać, a
teraz za bardzo się wstydzę, żeby oddzwonić – bo co miałbym jej powiedzieć?
Poszedłem do szkoły i Liam w ogóle ze mną nie rozmawiał. Jakoś mnie to nie obchodziło,
przynajmniej teraz moje serce bije normalnie.
SOBOTA, 18 MARCA
Ostatniej nocy źle spałem. Miałem koszmarny sen o tym, że
rodzę jakieś okropne stworzenia, całe z ognia, które głośno krzyczą. Gdy się
obudziłem, głowę przeszywał nieznośny ból i zdałem sobie sprawę, że jestem
przeziębiony.
Cały dzień leżałem
oglądając telewizję i myśląc jak to kiedyś było. W weekendy byłem zwykle
aktywny. W soboty chodziłem grać w hokeja, potem na judo, a wieczorem
uczestniczyłem w warsztatach teatralnych. Potem wraz z Louis’m szliśmy do Liama
albo on przychodził do nas. W niedziele rano robiliśmy śniadanie, a potem
szliśmy tam gdzie Liam chciał – i zwykle były to zakupy. Po południu
odrabialiśmy lekcje, a potem Liam nas zostawiał i szliśmy spać. Ale dzisiaj
Liam nie zadzwonił, a Louis’ego po prostu nie było.
Potem zaczęły się wiadomości i poinformowano o kolejnym terroryście
samobójcy w Afganistanie oraz o porwaniach. Zamordowano dwadzieścia pięć osób,
ot tak sobie, bo teraz tak się właśnie dzieje: ludzie umierają i nic na to nie
można poradzić. Tak samo jest z porwaniami. Gdzie podziewają się te wszystkie
osoby? Te dzieci? Nagle krańce świata
stały się ciemniejsze. Serce waliło mi o żebra. Dlaczego świat taki jest?
Dlaczego ludzie dokonują takich strasznych czynów? To nie ma żadnego sensu.
Zabrakło mi tchu, zwymiotowałem, ale potem wcale nie poczułem się lepiej.
Na resztę weekendu jedziemy do Haywoodów. Odebrałem kiedy
dzwoniła Katherine i chyba rozpoznała w moim głosie niepewność i ból. Poprosiła
do telefonu Jay – chyba odebrała ją tak samo jak mnie – i kazała nam od razu
przyjechać.
NIEDZIELA, 19 MARCA
Właśnie wróciliśmy od Haywoodów. Spędzałem czas z Luckiem
i Kią jako ta trzecia osoba nie do pary. Tak bardzo chciałbym z kimś być. I
nareszcie zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać. Wiem, że nie kręcą mnie
dziewczyny. To coś dostrzegam tylko w
chłopakach, ale żaden mi się nie podoba. Zayn jest bardzo przystojny, ale nie
zniósłbym jego charakteru. Za bardzo kocham Louis’ego. Wciąż nie tracę nadziei,
że jeszcze kiedyś go zobaczę.
W ten weekend dowiedziałem się, że Luck prowadzi blog.
Nigdy o czymś takim nie myślałem. Wprawdzie kiedyś założyłem jeden, ale nigdy
nie napisałem tam ani słowa. Myśl, że każdy człowiek na świecie może to
przeczytać, przerażała mnie. W czym to niby miało pomóc?
Wiem, że Zayn też ma blog, ale jest nudny. Opowiada o
jego zwyczajnym życiu i Zayn zwykle zmienia wszystkie imiona. Pamiętam jak
kiedyś napisał coś o Liamie (nadając mu imię Lyan) i Li się wściekł.
Dziwnie jest nie przyjaźnić się z Liamem. Naprawdę
dziwnie.
Blog Lucka jest lepszy niż Zayna. Publikuje tam recenzje
filmów i poleca książki, a także dodaje swoje własne zdjęcia z wakacji oraz
różnych podróży. Dostał nawet za niego nagrodzę. Spróbuję nie zapomnieć i do
niego zajrzeć.
Jay spędzała dużo czasu z Katherine. Wybrały się do
centrum handlowego, na pilates, a potem na lunch. Jay nawet raz się
uśmiechnęła, i był to najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Tak
bardzo przypominał ten Louis’ego… Czasami naprawdę bardzo mi go brak.
Potem nastał wieczór i już nikt nie rozmawiał o naszej
przeprowadzce do Haywoodów. Nie wiem, czy się z tego cieszę. Bardzo chcę zostać
w domu.
WTOREK, 21 MARCA
Wszedłem dziś wieczorem na dach. Było chłodno i samotnie,
ale usadowiłem się i zacząłem pisać.
Przypomniałem sobie, jak kiedyś – może dwa lub trzy lata
temu – Louis trzymał mnie za rękę. Byliśmy wtedy na rodzinnych wakacjach i
nasze mamy poszły oglądać jakieś ruiny, a my siedzieliśmy w kawiarni i
czekaliśmy na zamówienie. Louis obserwował dziewczyny chlapiące się w wodzie i
śmiał się. Właśnie wtedy nieświadomie złapał moją dłoń i puścił dopiero wtedy,
kiedy kelner przyniósł nam dwie sałatki. Pachniały Grecją: soczyste pomidory,
ostra feta, aromat świeżej bazylii, saganaki
– ser, który oboje uwielbialiśmy – i oliwki, które Louis wziął ode mnie,
ponieważ ja za nimi nie przepadam.
Potem poszliśmy na plażę i spacerowaliśmy wśród wybrzeża
aż do zachodu słońca. Louis usiadł na piasku i pociągnął mnie za sobą. Nie
przewidziałem tego, więc potknąłem się o własne nogi i wpadłem na niego.
Leżeliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy, a potem dotarło do mnie jak młodzi i
głupi jesteśmy. Wstałem i wysypałem piasek z butów, a Louis nie spuszczał z
oczu chowającego się w oceanie słońca. Oboje uwielbialiśmy takie widoki.
Pomyślałem, że skoro jesteśmy sami, nie zaszkodzi jeśli złapię go za rękę.
Powędrowałem dłonią do jego dłoni i wyglądało na to, że przez cały czas na to
czekał.
CZWARTEK, 23 MARCA
Liam nadal ze mną
nie rozmawia. Chciałem się z nim pogodzić, więc napisałem list, żeby mu powiedzieć,
że jest mi przykro. Rozłożył go na stole i zaczął czytać głośno przy Zaynie i
Joshu. Kiedy Niall wszedł do stołówki, wiedział co się dzieje i szybko mnie
stamtąd wyprowadził. Zacząłem płakać i przepraszać za to, że bez przerwy chodzę
przygnębiony, ale on uśmiechnął się i powiedział, że jeśli jestem smutny, nie
powinienem się tłumaczyć z mojego smutku.
Popołudnie mijało powoli i nudnie. Żałuję, że wybrałem
plastykę. Nienawidzę tego przedmiotu! Szkoda, że nie zdecydowałem się na
kreatywne pisanie. W drodze do domu pokazałem Niall’owi swój wiersz o rybce,
który napisałem jakiś czas temu. Uśmiechnął się na swój niezwykle miły sposób i
przeczytał parę swoich. Oznajmił, że jeszcze nad nimi pracuje i jeśli chce mogę
mu pomóc. Przez resztę drogi rozmawialiśmy o wierszach i o jego dużej rodzinie,
a wieczorem przesłał mi kilka muzycznych plików. Były to utwory jakiegoś
kanadyjskiego zespołu, który bardzo lubił. Głos wokalistki był dziwny, ale
fajny. Wtedy przypomniał mi się głos Louis’ego, który był jedyny i
niepowtarzalny. Trochę dziewczęcy, wysoki i bardzo, bardzo delikatny.
SOBOTA, 25 MARCA
Wieczorem dostałem mail od Zayna o takiej treści:
Harry, czy miałbyś ochotę przyjść do mnie
wieczorem?
Urządzam imprezę.
Przeczytałem ten mail milion razy, niedowierzając. To nie było w stylu
tego normalnego Zayna, tylko tego, z którym rozmawiałem na pierwszej imprezie.
Coś mnie podkusiło, żeby się zgodzić i miałem dziwne przeczucie, że nie będzie
tam Liama. W razie czego zadzwoniłem do Niall’a i zapytałem czy ma ochotę
jechać ze mną. Zgodził się i powiedział, że jego tata chętnie nas podwiezie.
Przez chwilę chciało mi się płakać, choć nie miałem konkretnego powodu.
Niall ubrał się naprawdę ładnie i pochwalił także mój strój, choć
tłumaczyłem, że jest zwyczajny. Jego tata podwiózł nas do domu Zayna. Przez
zasłony było widać sylwetki kiwających się osób, a na zewnątrz słychać było
muzykę. Zapukaliśmy, a kiedy ktoś obcy nam otworzył, poczułem ulgę, gdyż
zrozumiałem, że nie jest to taka impreza jakie urządzał Liam. Ta była bardzo
przyzwoita, z głośną muzyką, ale brakiem marihuany i kotłującego się dymu.
Nagle całe podniecenie i entuzjazm, jakie w sobie miałem, znikło. Na końcu
ogromnego salonu, gdzieś w kącie stał Liam i Josh. Gdy zobaczył, że przyszedłem
z Niall’em, obrócił się do jakiś obcych dziewczyn, a one ścisnęły się w kupę,
więc nie słyszałem o czym mówią.
Z sąsiedniego pokoju wyszedł Zayn. Czuć było od niego piwem i miał
przekrwione oczy od alkoholu, i to pewnie przez to podszedł do mnie i objął
ramieniem. To było bardzo miłe, ale zrozumiałem, że jutro nie będzie nawet tego
pamiętał, więc zacząłem go odpychać. Znów skierowałem wzrok na Liama i jego
bandę. Patrzyli na nas z oburzeniem, szokiem i lekką zazdrością. Poczułem nagłą
rządze zemsty i znów przysunąłem do siebie Zayna, a z drugiej strony Niall’a,
który był bardzo zaskoczony tym ruchem.
- Cieszę się, że przyszedłeś. – wysapał trochę niewyraźnie Zayn.
Pokiwałem głową. Serce skakało mi jak szalone. Najbardziej ze
zdenerwowania i niepewności. Nie wiedziałem czy mogę już ich puścić, czy
będziemy tak stać i patrzeć na zakłopotanie Liama. I wtedy stało się coś, za co
na zawsze pokocham Niall’a. Znów uratował mnie z tak gównianej sytuacji i
pociągnął za sobą do kuchni. Oparł się o blat i skrzywił na zapach ponczu, potu
i alkoholu. Potem spojrzał na mnie pytającym wzrokiem w stylu: „Co to miało
być?”.
- No co?
- Jest pijany. Porządnie pijany, a ty się do niego przytulałeś.
- Lubię go kiedy jest wstawiony. Wtedy nie zachowuje się jak egoista.
- Moim zdaniem chciałeś wzbudzić zazdrość w…
- Liamie – uzupełniłem. Było mi głupio. – Mooooże.
Wtedy do kuchni wszedł Liam, zmarszczył brwi i wyszedł, a za mniej niż
minutę wrócił z Zaynem, głośno się śmiejąc i ignorując mnie. Kiedy szukał w
szafce kolejnej butelki alkoholu, Zayn znów zatoczył się w naszą stronę i
zapytał, plącząc język:
- Jak się macie?
- Dobrze – odparłem. Poczułem się żałośnie.
Nie mogłem uwierzyć w to, że przed chwilą chciałem go wykorzystać i
wzbudzić zazdrość Liama. Nawet go nie lubiłem, co we mnie wstąpiło?
Nagle Li wcisnął się między nas, nie widząc, że rozmawiamy i zaczął
obejmować ramieniem Zayna, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi od lat. Nie
mogłem na niego patrzeć, ale wytrwale słuchałem jak Niall pyta Zayna o
przeróżne, małoważne rzeczy, bo na tym przecież polegała każda rozmowa – na
niczym. Starałem się być wyluzowany i nie pokazywać tego, jak bardzo chcę by
Liam wyszedł. Wtedy zrobił coś naprawdę głupiego i szokującego. Zaczekał aż
Zayn się wyprostuje i wtedy rzucił się na niego, by go pocałować. Na początku
pijany chłopak w ogóle nie zareagował, ale potem poczuł męskie perfumy i to
wysłało wiadomość do jego małego, głupiego mózgu, że coś jest nie tak. Odepchnął Liama i zaczął na niego krzyczeć, a
Niall stał tam, zasłaniając usta dłonią i patrzy raz na mnie, a raz na nich.
Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Nie wierzyłem, że Liam może kiedyś
okazać się tak wredny i zdolny dosłownie do wszystkiego, co sprawiłoby, że
poczuję się gorzej. Niall zrozumiał, że to było dla mnie jak nóż wbity w plecy,
bo wypchnął mnie do innego pokoju, a potem wyszliśmy na zewnątrz.
- Mam lepszy pomysł na dzisiejszy wieczór. Naprawdę, chodźmy stąd. –
powiedział.
Niebo było w tę noc czyste i bezgwiezdne. Nasze oddechy tworzyły
widoczną parę, która w pomarańczowym świetle latarni przypominała chmury.
- Gdzie chcesz iść? – zapytałem.
- Złapiemy pociąg do Camden. Znam dobrze to miejsce.
Serce mi stanęło, ale nic nie powiedziałem.
- Co? – Zamrugał.
- Ja nie mogę wsiąść do pociągu – wydusiłem zdławionym głosem.
Popatrzył na mnie i mimo to, że było ciemno, dostrzegłem w jego oczach
ten blask. Wiedział. Z pewnością ktoś
mu powiedział.
- Oczywiście, że możesz – odrzekł.
- Nie mogę.
Czekał. Wziąłem głęboki oddech.
- Po prostu nie mogę.
- Wobec tego zróbmy coś innego – zaproponował.
- Chcę jechać do domu.
Zachowywałem się jak marudne dziecko i pomyślałem, że Niall’owi może
być mnie dość, ale tak nie było. Upadłem na chodnik i siedząc na krawędzi
płakałem głośniej niż zwykle. Niall przytulił mnie i czekał, aż się uspokoję.
- Weź głęboki oddech. Wszystko jest
w porządku. Po prostu oddychaj – mówił spokojnym głosem.
Czułem, że się boi, bo głos miał wyższy niż zwykle, napięty.
- Umieram – szepnąłem.
Niall zachichotał i uznał, że przesadzam, ale potem znów mnie
przytulił. Pojechaliśmy do jego domu i zostałem tam na noc.
NIEDZIELA, 26 MARCA
Dziś rano wróciłem od Niall’a. Wyszedłem na dach, ponieważ było bardzo
słonecznie i ciepło. Skuliłem się z kubkiem herbaty, a kotka usiadła obok mnie.
Pamiętam jak kiedyś razem z Anne i Louis’m robiliśmy zakupy. Mama była
w nastroju do kupowania i z uniesioną głową oglądała wystawy sklepowe. Ja i Lou
mieliśmy wtedy po dziewięć albo dziesięć lat, ale nadal byliśmy bardzo
dziecinni. trzymaliśmy się z tyłu, nadąsani i wściekli, że musimy towarzyszyć
mojej mamie.
Zobaczyłem na wystawie piękne farby i szturchnąłem Louis’ego, by mu je
pokazać. Był zachwycony, nie mógł oderwać od nich wzroku, i w końcu podeszliśmy
do szyby, podziwiając je. Nie myśląc wiele, weszliśmy do środka. Na końcu
pomieszczenia siedziała stara kobieta z dłońmi skrzyżowanymi na udach i
spuszczoną głową. Louis coś do niej powiedział, ale nie odpowiedziała mu.
Podszedł bliżej i wyraził się głośniej. Nadal milczała, nawet nie drgnęła.
- Lou Lou! – zacząłem wołać, ale nie odwrócił się.
Złapał staruszkę za rękę, a potem szybko się odsunął.
- Ona nie żyje – wyjąkał, i w tej samej chwili starsza pani poruszyła
się zdezorientowana.
Zaczęliśmy krzyczeć i wybiegliśmy na zewnątrz. Wokół panował chaos, a
mamy nigdzie nie było. Rozglądnąłem się i zorientowałem, że zostałem sam i
czułem jak łzy spływają mi po policzkach.
- Louis! Louis!! – krzyczałem.
Nagle złapał mnie za nadgarstek i otarł łzy.
- Hej, hej. Jestem tutaj. Nie martw się, nie zostawię cię. Nigdzie nie idę. Byłem tuż za tobą (Pisząc to,
naprawdę się odwróciłem).
- Nie wiedziałem, gdzie jesteś – łkałem.
- Już dobrze.
- Czy ta kobieta była martwa? W jaki sposób mogła ożyć?
Louis przytulił mnie.
- Już dobrze. Wszystko w porządku. – Mówił zupełnie jak mama.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytałem.
- Wszystko będzie dobrze. Harry, nie martw się.
- Ale gdzie my jesteśmy?
Louis ścisnął mnie mocniej i posadził na ławce.
- Nie martw się. Nie zostawię cię.
Twoja mama nas znajdzie.
I wtedy Anne wyszła zza rogu. Była zrozpaczona . Przytuliła mnie i
Louis’ego, ale nigdy nie zapomnę, że najpierw przytuliła jego. Jakbym już wtedy
był mniej ważny.
- Odchodziłam od zmysłów – powiedziała.
- Zgubiliśmy się – odparł Lou. – Myśleliśmy, że ta kobieta nie żyje,
ale nie była martwa.
Patrząc wstecz, sądzę, że staruszka po prostu spała. Martwi nie
ożywają.
Anne zmarszczyła brwi.
- Jaka kobieta? O czym ty mówisz?
Chciałem coś powiedzieć, wyjaśnić, ale nie mogłem powstrzymać śmiechu.
Później mama zaczęła nas pouczać. Ścisnąłem Louis’ego za rękę i nie zważając na
krzyki mamy, szepnął do mnie:
- Mówiłem ci, że wszystko będzie
w porządku.
Ale wcale nie jest w porządku.
ten rozdział jest jeszcze smutniejszy od poprzedniego. oh. te wspomnienia z Louis'm...oh, moje serce krwawi.
OdpowiedzUsuńjesteś genialna, wiesz o tym, prawda? oh. nigdy bym tego nie wymyśliła.
rozpisałabym się bardziej jak w poprzednich komentarzach, ale nie wiem co mam napisać...
czuję pustkę.
Jeszcze lepszy. Czytam twoją drugą serię opowiadań. Jesteś najlepsxa. Chyba przeczytam wszystkie. :))))
OdpowiedzUsuń