19 stycznia 2013

17. Spełnienie, trwanie, zrozumienie


Od autora: Jest tu fragment tekstu (dialogu), który zaczerpnęłam z pewnego filmu. Jeśli ktoś go znajdzie, proszę pisać w komentarzu :D Jestem ciekawa, czy się zorientujecie.

17

Spełnienie, trwanie, zrozumienie

SOBOTA, 3 PAŹDZIERNIKA

Tego dnia Harry zabrał mnie do Niall’a. Szliśmy na nogach, bardzo blisko siebie, ocierając się o swoje ramiona. Byłem bardzo zawstydzony. Pierwszy raz od bardzo dawna. Wydawało mi się, że jestem mniejszy; że mogę wcisnąć się do pudełka po zapałkach. Spotykanie się z przyjaciółmi Harry’ego, którzy nie byli moimi przyjaciółmi było czymś zupełnie nowym. I coś sprawiało, że chciałem zawrócić.
Harry opowiadał o rodzinie Niall’a.
- Ma bardzo dużo sióstr. Jedna jest dla mnie bardzo miła – mówił. – Nie wie, że wolę chłopców.
Jeszcze nie nazywaliśmy siebie „gejami”. To słowo w dziwny sposób paliło gardło i plątało język. Gdzieś w środku wiedziałem, że nie interesują mnie żadne kobiety i żadni mężczyźni, tylko Harry. Mogłem mieć nadzieję, że on myśli to samo. Chciałem z nim o tym porozmawiać. Bardzo chciałem, ale nie potrafiłem, bo gdy tylko otwierałem usta, czułem, że powiem coś źle, a on rozsypie się po podłodze jak drogocenna porcelana. Tym czasem to ja się rozsypywałem.
- Niall ma w pokoju wiele obrazów i mural, który sam namalował. Na pewno ci się spodoba – kontynuował Harry.
Uśmiechnąłem się.
- Tak myślę.
- Louis, dobrze się czujesz? – zapytał.
Przystanęliśmy. Udałem, że jestem zaskoczony, ale Harry i tak rozpoznał tą ulgę, którą poczułem w chwili zatrzymania się.
- Jeśli tylko chcesz, możemy wrócić.
- Nie. Naprawdę, Harry.
- Zrobiłem coś nie tak?
Pokręciłem przecząco głową. To był Harry. Harry nie mógł zrobić coś nie tak. Ja byłem przyczyną problemów.
- Nie. Możemy już iść? – zapytałem.
Harry odwrócił się znów w kierunku ruchu pieszych i ruszył na przód. Deptałem mu po piętach. Zrobiło się tłoczno, gdyż dochodziliśmy do centrum Islington. Niemal od razu rozbolała mnie głowa. Miałem ochotę biec. Każdy przechodzeń wyglądał podejrzanie. Wydawało mi się, że ktoś nagle zatrzyma się i zaczepi mnie lub Harry’ego. Świat jest przecież pełen niespodzianek.
Przez chwilę miałem wrażenie, że upadam; że ziemia podejrzanie szybko zbliża się do mojej twarzy. Lecz wciąż szedłem. Nie mogłem pokazać, że coś ze mną nie tak. Wyciągnąłem ręce do przodu – nie wiem dlaczego – i poczułem przed sobą coś ciepłego. Potem ścisnąłem to.
Dlaczego zapomniałem, że to Harry? Że jeśli to zrobię, to on obróci się i będzie widział, że coś jest nie tak?
Zrobił to. Nie wiem jaki miał wyraz twarzy. Moje oczy wciąż były załzawione. Mówił bardzo głośno:
- Louis! Louis co się dzieje? Możesz stać? Spokojnie, jesteśmy na miejscu. Chodź. No dalej, nie bój się. Jeszcze parę kroków, Lou-Lou.
Starałem się uspokoić. Wiedziałem jak żałośnie wyglądam – a przynajmniej potrafiłem się domyślić. Roztrzęsiony chłopak przytulający się do innego na wycieraczce domu to niecodzienny widok. I prawdopodobnie dlatego chłopak, który nam otworzył wyglądał na przerażonego.
- Przepraszam – powiedziałem. – Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Blondyn zabrał mój płaszcz.
- To nic.
- Przepraszam – szepnąłem.
Powiedział żebyśmy weszli na górę. Dom był całkiem pusty. Niall zaprosił nas do swojego pokoju na strychu. Kiedy tylko tam wszedłem, dotarło do mnie jak wiele razy musiał tu być Harry. Nagle zacząłem uświadamiać sobie jak inaczej wyglądało jego życie, gdy mnie tutaj nie było. Poznał Niall’a, jego rodzinę; dowiedział się prawdy o przyjaciołach. Jego mama znów się zakochała.
Opadłem na łóżko, próbując stłumić płacz. Harry usiadł obok, a naprzeciwko Niall, ze skrzyżowanymi dogami. Przyjął współczujący wyraz twarzy, który idealnie współgrał z tonem jego głosu.
- Nie martw się. Harry był taki sam, kiedy go poznałem.
- Nie rozumiem – odparłem.
- Mam na myśli, wiesz… zachowywał się tak jak ty – Niall próbował mi to wyjaśnić, ale jeszcze bardziej wszystko komplikował.
- Miałem ataki paniki – odezwał się Harry. – Możemy o tym mówić, już się przyzwyczaiłem.
- Cz-czy nadal je masz?
- Czasami. Bardzo rzadko, ale jednak.
Niall milczał.
- To wszystko przeze mnie? – zapytałem.
- Nie przez ciebie. Z twojego powodu, Louis.
- Przepraszam.
- Za co?
Nagle róg kołdry stał się najciekawszą rzeczą na świcie. Nie potrafiłem spojrzeć Harry’emu w oczy.
- J-ja… po prostu…. Uh… przepraszam.
Poczułem jak materac koło mnie się ugina. Harry zbliżył się trochę i pocałował mnie w policzek.
- Nie powinienem tu być – oznajmiłem. – Jestem zagubiony i… nie jestem normalny. Niall. – Chłopak uniósł wzrok. – Jesteś przyjacielem Harry’ego. Nie mogę zabierać wam tej zabawy. Jestem chory, chłopaki. Przepraszam. Wnoszę tu zbyt wiele smutku.
Niall chwycił mój nadgarstek. Jego oczy były takie głębokie. Można było dostrzec dno.
- Mówi się, że dynamit sprzedają w małych opakowaniach – rzekł, po czym jego usta wygięły się w idealny uśmiech.
Jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś takiego. Właśnie w tamtej chwili zrozumiałem, że Harry miał wiele szczęścia, gdy mnie zabrakło. Tak wiele, że bolało, i właśnie dlatego poczułem się zazdrosny.

Zostałem. Niall wyciągnął butelkę wódki, którą schował pod łóżkiem. Siedzieliśmy w kółku i piliśmy, podając sobie nawzajem. Niewiele rozmawialiśmy. Było cicho i spokojnie. Potem Niall przyniósł wiersze i zaczął je czytać. Byliśmy zbyt pijani, by je rozumieć lub zapamiętać. Dlatego żadnego z nich tu nie napiszę. Wiem tylko, że jeden był o wiośnie, a drugi o promieniach słońca. I ten drugi bardzo przypominał mi o Harry’m…


PONIEDZIAŁEK, 5 PAŹDZIERNIKA

Rano bolała mnie głowa. Nie tak jak zwykle; ten ból był inny. Przyjemniejszy. Nie powiedziałem nic mamie, Anne ani Harry’emu.
Harry poszedł do szkoły, ja zostałem w domu. Nie mam pojęcia kiedy znów pozwolą mi tam chodzić. Kiedy zapytałem o to mamę, powiedziała, że będę uczył się w domu. Nie uwierzyłem jej. Coś kazało mi myśleć, że tylko żartuje, ale ona była całkowicie poważna. Po południu zadzwonił dzwonek do drzwi, po którym mama zawołała:
- Louis! Czy możesz zejść na dół?
Zszedłem. W hallu obok komody z moimi zdjęciami stała Jane Davis z Bethlem Royal Hospital. Miała w rękach torebkę, którą mocno ściskała. Uśmiechała się.
- Co tutaj robisz, Jane? – zapytałem.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, mama wyjaśniła:
- Pani Davis nie tylko pracuje jako opiekunka, ale także jako prywatna nauczycielka. Podczas twojej wczorajszej wizyty u Dany udało mi się z nią porozmawiać. Jane będzie cię uczyć.
Mama mówiła bardzo dziwnym tonem. Jakby myślała, że się ucieszę i wyściskam ją za ten wspaniałomyślny pomysł. Tylko, że ja nagle poczułem się bardzo słaby. Kochałem Jane, ale nie chciałem jej tutaj. W pewnym sensie była czymś w rodzaju punktu zaczepienia, który pomagał przenieś się do przeszłości. Nie chciałem tam wracać. Miałem zamiar zapomnieć o Bethlem Royal i przetrwać jakoś ostatnie dni terapii w tamtym miejscu.

WTOREK, 6 PAŹDZIERNIKA

Wczoraj uciekłem do swojego pokoju i nie wpuściłem nikogo. Przesiedziałem na podłodze dwie godziny, po czym usłyszałem jak Harry wchodzi do domu i krzyczy od progu, że zapomniał parasola i zmókł wracając do domu. Wybuchłem śmiechem. Bardzo dziwnym, nie poznałem go. Miałem wrażenie, że obok mnie siedzi chłopak, który dostał głupawki. Ten nagły napływ szczęścia, poczucia normalności, był tak niespodziewany i obcy, że aż rozbolał mnie brzuch. Położyłem się na łóżku i śmiałem coraz głośniej, nie mogąc przestać. Harry wszedł do pokoju, o nic nie pytając. On także wybuchł śmiechem. Położył się obok i chichotał tak samo dźwięcznie jak ja.
Leżeliśmy tak bardzo długo, po tym jak już udało nam się uspokoić. Patrzyliśmy w sufit i rozmawialiśmy. Tak jak za dawnych czasów.
- Cieszę się, że tamtego dnia to nie byłeś ty – oznajmiłem.
- Nie mów tak, Louis.
- Ale to prawda. Jesteś bardzo kruchy. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że cierpisz.
- Nie rozumiesz – powiedział. – Ja cierpiałem. I to bardzo.
Pociągnąłem nosem.
- Mogę sobie jedynie wyobrazić. Ale… nie potrafię.
- To nie jest ważne. Ty miałeś gorzej.
Nie chciałem o tym myśleć. To sprawiało, że znów stawałem się innym Louis’m. Tym zagubionym.
- Musisz wiedzieć bardzo ważną rzecz, Louis – rzekł Harry. – Jesteś dla mnie kimś ważnym. Nie wiem, czy ja jestem dla ciebie.
- Jasne, że tak.
Uśmiechnąłem się. Byłem pewien, że on też.
- Wierzę w to – przyznał i przerwał na moment. – Tylko, że zawsze kiedy mnie całowałeś, kazałeś potem o tym zapomnieć. Nie czułem twojej miłości. Louis ja… muszę mieć pewność. Przeżyliśmy zbyt wiele. To na co zasługujemy, to szczerość.
Mówił to z takim przejęciem, że zachciało mi się płakać. Błądziłem dłonią po prześcieradle, aż napotkałem jego dłoń i splotłem nasze place. Nigdy nie zapomniałem uczucia, które towarzyszyło przy dotykaniu go. Nie zmieniło się.
- Wiem, że teraz jestem cichy i w przeszłości powinienem mówić o swoich uczuciach, ale gdybyś tylko wiedział o większości rzeczy, które były wtedy w mojej głowie, wiedziałbyś też, co to naprawdę znaczyło i jak bardzo jesteśmy podobni, i że przechodziliśmy przez to samo… i kiedy byłem Tam, myślałem tylko o tobie, zastanawiałem się, czy jest możliwe mieć tak piękny uśmiech i oczy. I chciałem, żebyś śmiał się wiecznie. Cholera, Harry, nie ma osoby, którą kochałbym bardziej od ciebie.
- Louis, ja…nie wiem co powiedzieć.
Wtedy jego palce mocniej zacisnęły się na mojej ręce. Musiałem wstać, bo łzy zbyt szybko zaczęły napływać do moich oczu. Harry uniósł dłoń, objął mój policzek i otarł kciukiem łzy. Pierwszy raz od bardzo dawna widziałem jak ktoś patrzy na kogoś w ten sposób… i tym kimś byłem ja.
Siedzieliśmy naprzeciwko, zbliżając się ku sobie, aż jego wargi napotkały moje. Były miękkie. Nie wiem po co to piszę, ale wtedy wydawało mi się to bardzo ważne. Tak jak to, że położyłem się, a on usiadł na mnie okrakiem, nie przestając całować. Z moim ciałem działo się coś dziwnego. Po raz pierwszy czułem tyle przyjemności i strachu na raz. W każdej chwili ktoś mógł nas przyłapać, ale z drugiej strony żaden z nas nie chciał tego przerywać.
Nie wiem jak to możliwe, ale leżeliśmy tak na sobie bardzo, bardzo długo. Harry raz całował mnie szybciej, a gdy się zmęczyliśmy, bardzo wolno i namiętnie. Dotykał mojej klatki piersiowej, splatał nasze dłonie. Pierwszy raz byłem tak szczęśliwy; szczęśliwy, aż bolało.
- Tak bardzo tęskniłem – wyszeptał do mojego ucha, po czym zjechał ustami po mojej szyi i zrobił kilka malinek.
Oboje baliśmy się pójść dalej. To było wystarczające: leżenie, całowanie i dotykanie. Wciąż istniały granice, co było bardzo dobrą rzeczą. Dzięki temu zwykły pocałunek stawał się bardzo intymny, wyrażający więcej niż seks.
- Kolacja!!! – zawołała mama.
Oderwaliśmy się od siebie bardzo szybko. Harry nie był zdezorientowany, tak jak ja. Raczej zły, niezadowolony. Wstał, poprawił koszulkę i zapytał:
- Jesteś głodny?
Przełknąłem ciężko ślinę.
- Nie.
- Ja też nie. Zaczekaj – powiedział i zniknął w drzwiach.
Zaczekałem.
Usiadłem na łóżku. Bardzo mocno przygryzłem wargę. Nagle książki stojące na półce stały się bardzo ciekawe. Podszedłem do nich, by zabić czas.
Harry wrócił bardzo szybko. Uśmiechnął się do mnie i zamrugał kilka razy. Potem zamknął drzwi i zablokował klamkę krzesłem.
- Co ty…?
Chciałem zapytać, dlaczego to zrobił, lecz nie mogłem. Nie, jeśli jego usta uniemożliwiały mi mówienie.

Były te lepsze i te gorsze dni. Ten był zdecydowanie lepszy. 


5 komentarzy:

  1. Kolejny znakomity rozdział! Jesteś niesamowita i bez dwóch zdań masz ogromny potencjał, jeżeli chodzi o pisanie, :) Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały tego, ale i innych opowiadań!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam też małą prośbę. Oczywiście jeżeli to dla ciebie nie problem, mogłabyś przesłać mi piosenki z tego bloga? Bardzo mi się podobają. Mój adres dominika2341@op.pl
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O MÓJ SŁODKI BOŻE *-* CO TEN HARRY PLANUJE... HAHA. MIAŁAM ŁZY W OCZACH KIEDY CZYTAŁAM TEN ROZDZIAŁ. CUDOWNY. UROCZY. NIE WIEM JAK JESZCZE MAM GO OPISAĆ :) PO PROSTU GDY PRZECZYTAŁAM TEN ROZDZIAŁ TO OD RAZU MI SIĘ POLEPSZYŁ HUMOR <3

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział genialny, trzeba przyznać ; ) zresztą jak każdy ;p uwielbiam Twoją twórczość, w ciągu bardzo krótkiego czasu przeczytałam prawie wszystkie opowiadania i teraz codziennie wchodzę na Twojego bloga, żeby sprawdzić, czy dodałaś coś nowego. wiem, że masz na pewno dużo obowiązków i mało czasu na pisanie, ale i tak chciałabym czytać jeszcze więcej. najchętniej czytałabym codziennie coś Twojego ;d także życzę dużo czasu i weny! c:

    OdpowiedzUsuń