Od autora: Te końcowe rozdziały będą krótsze, bo takie wydają mi się odpowiednie. Nie chcę tu mieszać. Te, które mają być smutne, będą smutne, a te wesołe - wesołe. Cóż, znienawidzicie mnie za ten rozdział, a potem pokochacie, ale zanim to się stanie, przed nami dwa rozdziały do końcówki :)
20
Na sen
PONIEDZIAŁEK,
26 PAŹDZIERNIKA
Minęło
trochę czasu od kiedy ostatni raz pisałem. Powiedziałem mamie, że chcę iść do
szkoły. Naprawdę musiałem spróbować być
n o r m a l n y m. Harry powiedział, że byłoby fajnie, gdybym poszedł,
więc mama nie miała wyboru i pozwoliła mi tam iść.
Naprawdę
nie wiem jak to się stało, ale media dowiedziały się, że chłopak więziony dwa
lata w ciemnej piwnicy, wyszedł w końcu na świat. To nie tak, że nie wychodziłem
w ogóle, tylko że pójście do szkoły było pierwszym większym krokiem na przód. I
pomimo tych wszystkich krzyków, pytań i fleszy, poczułem, że zrobiłem dobrze.
Wszystko
wydawało się być w porządku. Szkoła z zewnątrz wyglądała tak samo; okna nie
umyte, schody brudne od naniesionego błota i tabliczka z rokiem wybudowania.
Przez chwilę zatraciłem się w tym widoku. Chciałem zobaczyć szkołę oczami
Harry’ego, kiedy chodził do niej podczas mojej nieobecności. Szczerze mówiąc,
nawet nie wiedziałem, czy przerwał naukę – a nawet jeśli - jak wyglądał, gdy
zdecydował się ją kontynuować. Mama wspominała coś o wielkim powrocie po
świętach, ale tak naprawdę nikt nie chciał mówić o przeszłości. W tym całym
zagmatwanym świecie byłem tylko drobinką, która została oderwana od swojej
codzienności, a teraz próbuje wszystko poukładać i zrozumieć zmiany
wprowadzone, podczas jej nieobecności. Ale to nie jest takie łatwe. Pomiędzy
piętnastym a siedemnastym rokiem życia widzę wielką pustkę i naprawdę nie wiem
jak wyglądał wtedy świat.
Myślę,
że potem postaram się znaleźć jakąś gazetę z moją podobizną.
Kiedy
tak ja i Harry szliśmy do głównego wejścia, ktoś po prostu wbiegł przed nas i
przyłożył mi mikrofon do ust.
- Jak
się czujesz, Louis? Wypisano cię ze szpitala na własne życzenie? Louis, Louis!
Powiedz nam co czułeś będąc więzionym.
Harry
jakby nie wytrzymał. Nie wiem, co wtedy w niego wstąpiło. Stojąc tak z boku i
oglądając jak popycha dziennikarza, mogłem wyobrazić sobie bijące się lwy,
zabiegające o względy lwicy. Dopiero gdy uświadomiłem sobie, że tą lwicą jestem ja, musiałem ruszyć w
stronę Harry’ego i odciągnąć go.
Kiedy
zbiegli się inni, po prostu nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Pogrążyłem się w
tym zupełnie. Tak, że nawet nie wiem jak znalazłem się w środku.
Emocje
opadły, a ja ruszyłem z Harry’m do klasy, gdy nagle ktoś zatrzymał mnie grubym
głosem.
-
Tomlinson? – dyrektor brzmiał inaczej, niż go sobie zapamiętałem.
Stałem
tak, nie odwracając się i czekając aż znów zawoła.
-
Tomlinson!
Dżinsowa
kurtka Harry’ego stała się w tamtej chwili najciekawszą rzeczą na świecie.
Czekając, aż dyrektor podejdzie bliżej lub rozmyśli się, śledziłem wzrokiem
delikatny szef odzienia i uśmiechałem się, zdając sobie sprawę z tego, że ta
kurtka jest moja.
Dyrektor
stanął obok, mogłem zobaczyć go kontem oka.
-
Gdzie się wybierasz?
- Do
klasy.
-
Której?
Brzmiał
tak, jakbym przez cały ten czas tu uczęszczał. Jakby nie było przypuszczeń, że
nie żyje; rozmów, które przetoczyły się przez te korytarze podczas mojego
porwania i tego wszystkiego, co się wydarzyło.
- Z
Harry’m – odpowiedziałem cierpko.
-
Chodź ze mną – polecił. – Musimy porozmawiać nad twoim etapem nauczania. Nie
było cię przecież przez cztery semestry.
Nagle
coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę. Nie dosłownie, skądże. Po prostu znów
wrócił ten ból i cała nadzieja, że będzie tak
jak dawniej, przepadła.
WTOREK,
27 PAŹDZIERNIKA
Pierwszy
dzień w szkole nie był taki, jakim go sobie wyobrażałem. Mój plecach, z którego
rankiem byłem niesamowicie dumny, stał się bezużyteczny. Tak jak książki. Byłem
– jak to określiła jedna z nauczycielek – zacofany.
Nienawidzę jej za to. Nienawidzę wszystkich, którzy zepsuli mi ten dzień.
Jedyne na co mam ochotę to zamknięcie się w pokoju.
PIĄTEK,
7 LISTOPADA
Harry
bardzo mi pomagał z przyzwyczajeniem się do atmosfery panującej wśród
młodzieży. Pierwszy raz zobaczyłem Liama. Był taki chudy, wysoki i
podekscytowany. Kiedy mnie przytulił, miałem wrażenie, że nie puści.
Nie
wierzyłem Harry’emu, kiedy mówił, że Liam i Zayn są razem, póki sam nie zobaczyłem.
Na jednej z przerw Zayn objął Liama od tyłu i pocałował w policzek. I choć był
to najpiękniejszy widok na świecie, zabolało mnie serce. Zdałem sobie sprawę z
tego, że znów oddalam się od Harry’ego.
W
czwartek rano słyszałem jak chodzi po piętrze i otwiera wszystkie drzwi. Było
bardzo wcześnie. Kiedy kroki były głośniejsze i nagle ucichły, domyśliłem się,
że Harry stoi przed moimi drzwiami. Zawołałem go.
-
Harry?
Drzwi
uchyliły się lekko. Kazałem mu podejść do łóżka.
- Co
się stało? – zapytałem.
- Ja…
Nie wiem. Bałem się, że znów cię nie ma.
-
Dlaczego nie sprawdziłeś najpierw tutaj?
-
Ponieważ… - Wydawał się nie chcieć odpowiedzieć, ale zebrał się na to. – Miałem
wrażenie, że to wszystko okaże się snem. I… znów cię nie będzie.
Harry
miał łzy w oczach, a ja nie potrafiłem go przytulić. Byłem zły, że mógł tak
pomyśleć. W końcu byłem tu i teraz, po tak długim wyczekiwaniu. Sam
doprowadziłem do tego, że jestem wolny, mogę znów próbować być n o r m a l n y m i zapominać o przeszłości.
Kiedy powiedziałem to Danie, ucieszyła się.
-
Jestem z ciebie dumna. – Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak czekałem,
by ktoś to powiedział. – Robisz naprawdę duże postępy.
-
Dziękuję, Dan.
-
Będę zmuszona powiedzieć, że nasze spotkania dobiegają końca, Louis. Będzie mi
ciebie brakowało.
Nie
rozumiałem. Czas nie mógł lecieć tak szybko.
-
Już?
- Już
– przytaknęła. – Spotkamy się jeszcze dwa razy w tym tygodniu po szkole. Co ty
na to?
Zanim
odpowiedziałem, zdołałem się uśmiechnąć. I to była naprawdę dobra rzecz.
- Nie
mogę się doczekać.
Któregoś
dnia Niall wpadł do mnie i Harry’ego. Powiedział tylko, że ma zamiar nas gdzieś
zabrać, a ponieważ Harry bardzo mu ufał, ja też postanowiłem to zrobić.
Wsiedliśmy do jego śmiesznego samochodu i pojechaliśmy za miasto na wzgórza,
gdzie na jednym rosło drzewo mojego taty. Tylko że miejsce, w którym Niall
zaparkował swój samochód było bardzo oddalone od tego, które znałem. Wyszliśmy
na naprawdę dużą górę i okazało się, że Zayn i Liam już tam na nas czekali.
Rozłożyli czerwony koc, a ja usiadłem na nim i gładząc rękami, pozwalałem, by
kilka łez spłynęło po moich policzkach. Naprawdę nienawidziłem siebie za bycie
taką beksą.
-
Dobrze się czujesz? – zapytał Liam.
-
Tak, tylko ten koc... pamiętam go jeszcze z dzieciństwa… miałeś takich kilka.
-
Jeden posłużył nam za sanki, prawda? – zaśmiał się Harry, a ja uniosłem na
niego wzrok. To był jeden z nielicznych razów, gdy Harry szczerze się śmiał.
Potem
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a gdy zachodziło słońce, stanęliśmy na szczycie
wzgórza i krzyczeliśmy nad przepaścią. To był jeden z niewielu momentów, w
których mogłem poczuć się częścią tego świata.
Zaczęło
się ściemniać, a Niall wraz z Zaynem rozłożyli naprawdę duży namiot. Puściliśmy
muzykę z radia w samochodzie, a Liam nucił pod nosem, leżąc na kolanach Zayna,
który co chwilę obdarowywał go pocałunkami. Obserwując ich, zastanawiałem się,
kiedy nadejdzie mój czas, o którym
mówił Harry. Kiedy będę gotowy?
-
Jestem zmęczony – oznajmił Niall.
To
chyba był jakiś ustalony wcześniej sygnał, bo wszyscy zaczęli się zbierać do
namiotu, z wyjątkiem Harry’ego. Kiedy dostrzegłem jego brak, spojrzałem za
siebie i zobaczyłem go, siedzącego tam, gdzie wcześniej krzyczeliśmy i
skubiącego trawę. Podszedłem tak po prostu i usiadłem obok. Spojrzałem na
czysty horyzont, rozciągający się przed nami i mający swoje odbicie w
zniewalających oczach Harry’ego.
Przez
tamten wieczór nie mówiliśmy za wiele.
- O
czym myślisz, Harry?
-
Trochę o mamie i Robinie, trochę o tobie i trochę o nas.
Jego
głos nie był taki jak zwykle. Brzmiał raczej łamliwie.
- O
nas? – zapytałem.
Usiadł
bliżej, a zanim odpowiedział, miałem wrażenie, że mijają tysiące lat. Stykaliśmy
się ramionami, przesyłając sobie nawzajem dreszcze. Było to tak śmieszne
uczucie, że zachichotałem, a Harry spojrzał na mnie i zdecydował się
odpowiedzieć:
- Tak.
To przez Liama i Zayna.
- Och
– westchnąłem. – Ja też myślałem o nas.
- I
co?
- Nie
wiem. Po prostu myślałem. Nad niczym poważnym.
Cisza.
-
Boję się, Louis – wyznał Harry, przełykając łzy. – Naprawdę się boję.
-
Czego?
- Nie
ważne.
-
Powiedz mi.
Harry
patrzył w horyzont, a w jego oczach mieniły się łzy. Wtedy wyobrażałem sobie,
że to tylko kryształki i Harry wcale nie płacze. Nie mógłbym tego znieść.
-
Boję się ciebie stracić. Nie mogę na to pozwolić – mówił. – Więc może lepiej
będzie, jeśli przestaniemy się do siebie zbliżać.
-
Harry, ja…
- Pewnego dnia znajdziesz kogoś, kogo pokochasz.
I ja też – powiedział.
W
tamtej chwili poczułem ogromną gulę w moim gardle. Chciałem zaprzeczyć; powiedzieć,
że już znalazłem kogoś kogo kocham, ale nie potrafiłem. Harry zacisnął powieki
i po prostu zaczął płakać.
-
Dlaczego to robisz? – Byłem zdumiony brzmieniem swojego głosu. – Myślałem, że
mnie kochasz.
- Bo
kocham, ale… to nie powinno tak wyglądać. Jesteśmy jak bracia; wychowaliśmy się
razem, mieszkamy razem.
- Ale
nie jesteśmy braćmi! Harry, proszę. Powiedziałeś, że dasz mi czas.
- To
jest ten czas, Lou. Nie rozumiesz?
-
Wytłumacz mi!
Wziął
głęboki oddech, powstrzymując płacz.
- Nie
będzie więcej pocałunków, wspólnych nocy i zbyt śmiałych gestów, jasne? To jest
ten czas, który ci daję.
-
Dlaczego? Przecież nie o to nam chodziło.
- To
wszystko, to dla mnie za dużo. Najpierw cię nie było, potem się pojawiasz. I
jesteś taki kruchy i słaby.
-
Harry, nie gadaj głupot – próbowałem.
- Za
bardzo będę przypominał ci o przeszłości – rzekł i wstał, ocierając oczy.
- Co?
Jak?
-
Bądźmy szczerzy. To przeze mnie zostałeś porwany, a ja nie mogę się z tym
pogodzić. Naprawdę nie rozumiesz? To wszystko moja wina.
Nie
pozwalając mi nic powiedzieć, zniknął w namiocie, a ja zostałem tam na
zewnątrz, płacząc jeszcze przez długie godziny. Tak bardzo chciałem mu
powiedzieć, że to dla niego się nie poddałem i dla niego uciekłem Tamtego dnia.
ŚRODA,
8 LISTOPADA
Nie
chcę myśleć o Harry’m. Nienawidzę go, nienawidzę, nienawidzę. Wcale nie żałuję,
że to napisałem.
SOBOTA,
11 LISTOPADA
Nie
byłem w szkole do końca tygodnia. Powiedziałem mamie, że źle się czuję. Ciągle
przychodziła do mojego pokoju i pytała czy czegoś potrzebuje, ale w końcu
nakrzyczałem na nią i powiedziałem, że chcę być sam. Teraz trochę tego żałuję,
bo bardzo się stara i jest dla mnie naprawdę kochana. Ale teraz nie potrafię
się uśmiechnąć.
NIEDZIELA,
12 LISTOPADA
Anne
zmusiła mnie bym zszedł na kolację. Nie mogłem patrzeć nikomu w oczy. Harry
siedział naprzeciwko mnie, a kiedy zjadł, wyszedł bez słowa z domu. Wyobraziłem
sobie, że potrąca go samochód, a potem Harry ląduje w szpitalu. Zamknąłem oczy,
by usunąć ten obraz, ale tuż po nim przyszedł jeszcze gorszy. Przez chwilę dało
się słyszeć krzyki i odgłosy uderzania czymś o skórę. Odechciało mi się jeść,
więc powiedziałem mamie i Anne, że pójdę już do siebie.
- Na
pewno wszystko w porządku, Louis?
Przytaknąłem
słabo. Chciałem po prostu być sam.
Kiedy
wszedłem do łazienki, zwymiotowałem, ale nie poczułem ulgi. Usiadłem na zimnych
kafelkach i próbowałem się uspokoić. Potem przypomniały mi się gazety, których
miałem poszukać, a jedyne miejsce w domu, jakie mogło je posiadać, to
pracowania mamy. Zakradłem się tam i od razu podszedłem do wysokiej szafki.
Wszystko było starannie poukładane i posegregowane; aż żal było burzyć ten
porządek.
Tylko
że w tamtej chwili nic się nie liczyło, a ja czułem się tak, jakbym wyszedł z
ciała. Dosięgłem białego pudła z napisem Missing,
a kiedy próbowałem je ściągnąć, zawartość spadła mi na głowę. Spojrzałem na
porozrzucane gazety. Większość była powycinana i pomięta, ale wśród nich
dostrzegłem to, czego szukałem.
Wracając
się do łazienki, padłem na zimne kafelki i zapłakałem głośno nad swoim zdjęciem
i napisem: Zaginął piętnastoletni
chłopiec, Louis Tomlinson! Cechy charakterystyczne: czerwone spodnie. Jeśli
ktoś go widział, prosimy zgłosić się na policję. Rozpaczają mama, ciocia i
przyjaciel.
W
tamtej chwili poczułem, że gdyby nie to wszystko, ja i Harry nigdy nie
bylibyśmy tak daleko jak teraz. Tak bardzo pragnąłem zniknąć; umrzeć, że niemal
histerycznie wygrzebałem z szuflady maszynkę do golenia i zacząłem bez
opamiętania kaleczyć swoje nadgarstki ostrzem.
Zanim
krew zdążyła ubrudzić większą część moich ubrań, mama wpadła do łazienki i z
przeraźliwym krzykiem padła obok mnie.
Nienawidzę
siebie za to, co zrobiłem. Teraz wrócę do Bethlem Royal Hospital, nawet gdybym
nie wiem jak bardzo obiecywał, że to już nigdy więcej się nie powtórzy. Jestem
taki pochrzaniony.
ADFHDAFHSFDGSDRDSGGDFHBFDGFGFDS AAAAAAAAAAA! TO JEST ŚWIETNE <33 popłakałam się ;(( Głupi Harry Agggh! Louis biedactwo moje kochane ;c. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, proszę dodaj go niebawem. Pozdrawiam i WESOŁYCH ŚWIĄT haha <3 ~One_dreamxx
OdpowiedzUsuń+jesteś niesamowita. Mam nadzieję że jednak będą razem :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZacznę może od tego, że sam tytuł tego rozdziału nasunął mi na myśl piosenkę Urszuli, zmuszając do wspomnień, do których nie chciałabym już wracać. Ale miło było powrócić do tej znanej melodii. Poza tym, widząc Twoją notatkę na samej górze… Ugh, tak szybko będzie końcówka?! Nie wierzę, no nie wierzę, nie wierzę i koniec!
OdpowiedzUsuńNaprawdę starasz się urealnić swoje opowiadanie i bardzo mi się to podoba. Ten cały aspekt z mediami, choć dla czytelnika może wydawać się „zły”, bo – no kurczę! – jak oni tak mogą napastować biednego chłopaka, dla mnie jest naprawdę dobrym „zagraniem”, bo urzeczywistnia całą fabułę; jestem pewna, że gdyby taka sytuacja miała miejsce naprawdę, dziennikarze wyssaliby z niej wszystko, co możliwe.
Nienawidzę tego, co nauczyciele i dyrektor robią z Louisem. Nienawidzę! Może poniekąd mają rację, bo rzeczywiście – Lou ma zaległości, ale traktują go tak… odmiennie, że to boli. Mimo, iż to czysta fikcja. I jestem tak strasznie wściekła na Hazzę – jednego dnia lata jak poparzony, bo myśli, że Louis znowu zniknął, a drugiego mówi mu, że muszą dać sobie czas. To znaczy – okej, rozumiem o co mu chodziło, naprawdę. Ale powinien zdawać sobie sprawę, że Tommo może tego nie zrozumieć, a co najważniejsze – że cholernie może go to zranić. Idiota z ciebie, Styles!
I, och! Louis… Louis, jak mogłeś to zrobić? Tak siebie skrzywdzić… I na co ci to było? Teraz najprawdopodobniej czeka cię Bethlem Royal Hospital…! Dlaczego wszystko nie może być proste? Dlaczego nie możesz być szczęśliwy z Hazzą…?
Pozdrawiam,
wanila.
@wanilia03 ; www.voice-on-tape.blogspot.com
Miałam niby nic nie odpisywać (*złowieszczy śmiech*), ale ciągle dręczy mnie wzmianka o piosence. Naprawdę nie mam pojęcia o jakiej piosence mówisz, więc... cóż, mam się śmiać, czy płakać? Każdy z tytułów rozdziałów tworzy wiersz i akurat dwudziestce trafiło się "Na sen" ;)
Usuńże co? jak to ostatni..jak to nie ma już więcej.. ja muszę wiedzieć co się będzie działo dalej..;0 natknęłam się na twoją twórczość przy four ways to destroy life, które przeczytałam jednym tchem potem znalazłam kontynuację.. i znowu to samo.. nie wiem co będzie działo się dalej. ponieważ jesteś inna, wyjątkowa. jak dla mnie ukłon w twoją stronę. nie opisujesz cukierkowej miłości z banalnymi problemami. ukazujesz i dzięki tobie inni mogą uświadomić sobie to czym gardzę w większości książek -mianowicie: historia opowiada o zmaganiach głównego bohatera/ów, uporanie się z tymi problemami tzw. happyend. podczas gdy tak naprawdę ja zawsze wiedziałam, że pomimo szczęśliwego zakończenia teraz, nie oznacza to brak problemów w przyszłości. bardzo spodobał mi się sposób na kontynuację 4wtdl to, że po genialnej ostatniej scenie, w której wszyscy myślą że wszystko będzie już dobrze, okazuję się, że potem (w scream) jest gorzej (w sensie, że ciężej) niż na początku. cieszę się, że w missing harry oboje nie poszli od razu ze sobą do łóżka. uwielbiam to w jaki sposób potrafisz budować napięcie. ubóstwiam za ten rozdział, mimo, że rozdziera serce, za to jest prawdziwy. opisuje nie tylko to co się dzieje z louiem, ale także to, że problemy harrego wcale się nie skończyły, że jest on rozdarety pomiędzy tym c chciał aby było między nimi a co zostało im zabrane przez porwanie. uświadomił sobie, że nic nie może z tym zrobić, naprawdę teraz jak to przeczytałam, nie widzę by mogło wystąpić inne wyjście z tej sytuacji, sama na jego miejscu postąpiłabym tak samo jak on. tylko jak na razie nie może zrobić nic, jest całkiem sam, nienawidzi się za to co robi. nie chcąc krzywdzić louiego nie dostrzega, że tak naprawdę niszczy ich oboje. +jeszcze raz pragnę napisać: Dziękuję, że piszesz na takie tematy w ten sposób. i że dzięki Tobie odkryłam naprawdę dobre kawałki. :) nie mogę uwierzyć, że ta historia się kończy. wylałam na niej tyle łez, mimo iż odkryłam Cię niedawno. myślę, że w jakiś sposób pozostanie ona jeszcze długo ze mną, a już na pewno do niej wrócę. przez tematy które porusza, jak zostały napisane, mogę zaliczyć to do listy historii, które chciałabym czytać i czytać, a co nie zdarza się raczej często. na pewno przeczytam to jeszcze kiedyś w przyszłości. i na pewno będzie mi brakowało nowych rozdziałów jak już skończysz. wiedz, że będę czekała na kolejne dzieła napisane przez Ciebie. -Dżeej.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo lubię takie komentarze! Mogę teraz szczerze powiedzieć, że cię kocham (!), bo dodałaś mi sił do pisania. Dziękuję ;) Naprawdę, to ja dziękuję. Gdyby nie czytelnicy, już dawno by mnie tu nie było Jestem podekscytowana tym jak poruszyła cię ta historia i moja twórczość. Jeśli będziesz miała ochotę na więcej, zapraszam: http://ruth-blogorganizacyjny.blogspot.com/p/moja-tworczosc.html
Usuń