19 stycznia 2013

21. Na świat


21

Na świat

Ruth: Rozdział NAPRAWDĘ krótki. Boże, naprawdę krótki, ale tylko dlatego, że miał przedstawiać taki przełom Louis’ego. I oczywiście, as always, ostatni planuję długi, piękny, głęboki (choć nie tak głęboki jak ten, bo… Wow, nie wierzę, że napisałam to z taką łatwością O.o ) i tak dalej. Miłego czytania i liczę na komentarze :)

PONIEDZIAŁEK, 13 LISTOPADA

Tego oto pechowego dnia ponownie trafiłem do Bethlem Royal Hospital, gdzie wszystko było inne niż kiedyś. Wchodząc tam, czułem się jakby minęło kilka lat. Trafiłem do tego samego pokoju – nie mam pojęcia jak mógł stać wolny przez cały ten czas, w końcu dostałem najlepszy, na pewno ktoś chętnie by go zajął. I wtedy pomyślałem, że może wszyscy wiedzieli, iż wrócę, i to naprawdę mnie dołowało.
Dopiero teraz poznałem jak to jest być bezużytecznym. Kiedy już nikogo nie obchodziłem tak jak wcześniej lub po prostu nabierałem się na ich troskę. Nie spotkałem Jane Davis, ani Micah Jones’a. Była tylko siedząca w swoim okropnym fotelu z grobową miną Dana McCrass, która chciała na mnie nakrzyczeć – wiem, ponieważ wyczytałem to z jej oczu – ale wiedziała, że nie może i powstrzymała się.
A ja się sypałem. Zatrzymując się w martwym punkcie, z którego nie mogłem określić, czy wszystko z Harry’m skończone, ponieważ gdzieś w środku kryła się nadzieja, że jednak nie. Walka z samym sobą należała do najgorszych. Wiedziałem to już podczas borykania się ze swoim homoseksualizmem, którego nadal nie potrafiłem zrozumieć, ponieważ przez to wszystko co się działo, miałem wrażenie, że robię coś źle i nie wszyscy to tolerują. Kochałem chłopaka. Bardzo mocno. Ale to nie było tak, że wszystko kręciło się wokół jego penisa i całej reszty. To był Harry, który zajmował większą część mojego dziennika, myśli i serca, a teraz dał mi jasno do zrozumienia, że tego nie potrzebuje.
Szpital tak bardzo opustoszał, że nie dało się myśleć o niczym innym, jak o samotności. Nie wiem dlaczego, ale zajęcia artystyczne zostały wycofane, Micah nie uczył już jak wyrażać emocje poprzez farby i glinę, a sala została przeznaczona na spotkania grupy wsparcia, do których miałem być przydzielony. Nie sądziłem, że siedzenie na poduszkach, słuchanie opowieści innych i zmawianie modlitwy na sam koniec, mogłoby jakoś pomóc, ale poszedłem z myślą, że spotkam Ethel.
Kiedy już tam poszedłem, spotkałem zupełnie obcych ludzi z dziwnymi problemami, które nie pasowały do moich. I wtedy zrozumiałem, że pod moim nazwiskiem w karcie pacjenta nie napisali „ciężkie przeżycia”, tylko „samookaleczanie”.
Tęskniłem za Ethel, Jane i Micah. Dany nie było mi szczególnie brak, ponieważ widywałem ją czy tego chciałem, czy nie. Po jednej z wizyt w jej przerażająco-dołującym gabinecie, nie wróciłem do pokoju, ale poszedłem na stołówkę, by rozglądnąć się, czy ktoś tam jeszcze jest. I znalazłem Patricka – chłopaka z problemami, który udawał chorego, by trzymać się z dala od rodziny – siedzącego przy pustym stoliku i jedzącego coś, co wyglądało jak hamburger, ale raczej były to nawpychane do dwóch zwykłych połówek bułki składnik. Nie chciałem się narzucać, czy przerywać ciszy, ale kiedy człowiek jest tak bardzo rozbity, stać go na wszystko. Dlatego podszedłem do Patricka, pytając go o najgłupszą rzecz na świecie – ale tylko to mogłem wymyślić w przeciągu kilku sekund.
- Masz gumę do żucia?
Wiedziałem, że spojrzy na mnie tak, jak to zrobił.
- Jaja sobie robisz?
I właśnie dlatego zrobiło mi się tak głupio.
- Nie pozwalają ich mieć.
- Zawsze zastanawiałem się, dlaczego?
- Moglibyśmy się nimi celowo zadławić – wyjaśnił.
- W sumie racja.
Potem była cisza, trwająca dłużej niż pięć sekund, ale nie krępowała nas. Patrick jadł, czując się swobodnie. Wiedziałem, że jest tak dlatego, iż on jest zdrowy, a ja chory, więc może czuć się przy mnie lepiej i może naprawdę tak było. Ludzie mogli się przy mnie dowartościowywać. Tylko że nie potrafiłem określić, czy to dobra, czy zła rzecz.
Patrick nie mówił dużo. Wymieniliśmy kilka zdań o sporcie i pogodzie, nie wiedząc, czy drążenie gatunków muzycznych sprowadzi nas do czegoś dobrego. Gry komputerowe nie bardzo mnie interesowały, a on po prostu nie wiedział, co o nich powiedzieć. Pozwoliłem mu zjeść, a potem zapytałem:
- Co tu się stało, kiedy mnie nie było?
Patrick popatrzył na mnie, jak na idiotę, nie wiedząc co ma powiedzieć.
- A co miało się zmienić?
- Nie ma zajęć artystycznych i kilku pracowników.
Patrick skrzywił się i uniósł w górę ramiona.
- Wiesz, nie znam się na tych rzeczach, ale chyba ktoś stwierdził, że nie są potrzebne.
- Na jakiej podstawie, do cholery?
Pomyślałem o tym, jak niechętnie w nich uczestniczyłem i poczułem ucisk w klatce piersiowej.
- Skąd mam wiedzieć?
Pomyślałem o szkolnej sali plastycznej, farbach, płótnie i o Harry’m. Zamiast różnic, zacząłem dostrzegać podobieństwa między nimi. Z tworzeniem było jak z rozwijaniem się nowego uczucia. Wena przychodzi nagle - nie można jej było szukać – a przenosząc dzieło z głowy na płótno, pomagałeś się temu rozwijać, aż osiągnąłeś cel i swój mały sukces. Miłość nie była tak skomplikowana, jaką ją widzieliśmy, ale była trudna. Nie można było się tego dowiedzieć, póki się jej nie poznało, nie zrozumiało jej sensu i starania, jakie mieliśmy w nią wkładać. Ponieważ to uczucie było jednym z wielu celów życia – tych największych i najważniejszych.
Czasem chłopak chce się zabawić i to jest w porządku. Innym razem nie, bo jest zraniony i stanowi łatwą ofiarę. W tym konkretnym przypadku rany się zabliźniają, więc nie rozdrapujmy ich. Nie przeszkadzajmy mu. Ponieważ jest wrażliwy, inteligentny i złamany.*
Taki właśnie był Harry i taki właśnie byłem ja. W tamtej chwili, siedząc i patrząc na tempom twarz Patricka, zrozumiałem, że ja i Harry w jakiś sposób jesteśmy jedną osobą, która nie potrafi sobie poradzić i myśli tylko o ucieczce, która – oczywiście – była najgorszym rozwiązaniem.
- Potrzebuję kogoś, kto mógłby mnie chronić – powiedziałem do Patricka.
- Chronić przed czym?
- Przed samym sobą.
Patrick przestał przeżuwać, patrzył na mnie cały czas, wykrzywiając się, jakby rozumiał, ale nie chciał się przyznać. W końcu musiał udawać psychicznie chorego.
- Nadal nie powiedziałeś mi, dlaczego nie widuję większości personelu.
Patrick zakrztusił się piciem.
- Personelu? Brzmisz, jakbyś prowadził hotel. – A potem dodał: - Zostali przeniesieni do innego budynku.
- A Ethel?
- Kim jest Ethel?
Zamilkłem.
- Chcę, żeby wrócili.
- Nie masz wpływu na czyjś los. Tak jak nie masz wpływu na swój.
Patrick mówił rzeczy, przez które mój umysł pobudzał się do rozpamiętywania przeszłości i analizowania swoich błędów. Skoro nie mieliśmy wpływu na los nasz i naszych bliskich, Harry nie był niczemu winny. Prawda?
- Rzeczy się dzieją – kontynuował – bez naszej zgody. To przeznaczenie. Zwykle zdarzenia mają swoją przyczynę i następstwa.
- Nawet kiedy są złe?
- Ta – przytaknął. – Ludzie cierpią, niewiele możemy zrobić, by ich przed tym uchronić. Tak samo, jak nie możemy uchronić siebie. Stojąc z boku nie znamy swojego zachowania. Jesteśmy sobą, ale jesteśmy sobie zupełnie obcy. – Patrick najwyraźniej napomniał, że miał być chory. – Możemy tylko stać z boku w chwilach upadku i wspierać się nawzajem. Na tym to wszystko polega, nie uważasz?
Cóż miałem zrobić, jak nie przytaknąć? Wiedziałem, że jego słowa odnosiły się do przyjaźni, cierpienia, miłości, separacji i wielu innych rzeczy, o których wiedział tylko Patrick. A miłość była piękna i sprawiała, że czułeś się jak anioł. W tamtej chwili zrozumiałem, że przez cały ten czas użalałem się nad sobą; spadałem, a Harry za wszelką cenę chciał skoczyć za mną, tylko że nie do końca mu na to pozwalałem.
Pomyślałem, że czas zrobić w swoim życiu coś, by go do siebie przybliżyć.
Nagle Patrick skierował wzrok w dół, na bandaże, i powiedział:
- Wiesz, kiedy się tniesz, twoje nadgarstki płaczą.
Zacząłem się śmiać. To nie było spowodowane Patrickiem, ale całą tą sytuacją. Rodziłem się na nowo. Nie byłem ciałem niebieskim, byłem osobą, która miała wkład w cały sens życia i musiała udowodnić, że jest wartościowa. Bo właśnie takim się teraz czułem.


_____
* Dziennik pozytywnego myślenia

1 komentarz:

  1. Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę z kolejnego rozdziału! Jedyny błąd jaki mi się rzucił w oczy to: tępą twarz, a nie tempom :) Ciekawa kontynuacja. Bardzo podoba mi się styl w jakim piszesz i emocje, które potrafisz przekazać. Dziękuję Ci, że to opowiadanie jest zupełnie inne od wszystkich, nieprzewidywalne. Z niecierpliwością czekam na rozdział końcowy ~DŻEEJ.

    OdpowiedzUsuń